Выбрать главу

— Dumny. Zbyt wysokie mniemanie o sobie. Cóż, tymi właśnie słowami opisałabym twojego ojca. Nigdy nie lubiłam Confalume’a, wiesz? Nie mówię o miłości, chłopcze, ja go nigdy nawet nie lubiłam. Był taki sztywny, taki pompatyczny i taki strasznie świadomy tego, jakim to wspaniałym jest Koronalem. Czułam się tak, jakbym spała z pomnikiem Stiamota. Pewnego ranka, niedługo po waszych narodzinach, obudziłam się i powiedziałam sobie, że teraz nie ma już żadnych powodów, bym zostawała na Zamku, że nie odpowiada mi wychowywanie dzieci, a jeszcze mniej rola towarzyszki życia Koronala. Więc wyjechałam. Ale bardzo dziwi mnie, że Confalume pozwolił ci na tę sztuczkę z koronowaniem samego siebie. Musiał się zestarzeć.

— Nie jest młody — stwierdził uroczyście Korsibar, spoglądając tęsknie na drzwi. Czemu nikt nie wejdzie, nie przerwie tej rozmowy? Ale dziś już nie miał w planie żadnych obowiązków. — Cóż, matko…

— Nie martw się, zaraz wychodzę. Tylko najpierw chciałam ci udzielić kilku matczynych rad.

Korsibar uśmiechnął się po raz pierwszy od chwili, gdy pojawiła się w jego gabinecie.

— Lepiej późno niż wcale, prawda? — zażartował.

— Określenie „matczyna rada” może nie najlepiej pasuje do sytuacji. Są to rady natury politycznej. W końcu obydwoje jesteśmy teraz Potęgami Królestwa.

— Słucham więc.

— Po pierwsze, wydaj Thismet za mąż jak najszybciej. Daj ją któremuś z przystojnych lordów, na przykład Navigornowi albo temu twojemu przyjacielowi Mandrykarnowi… ze Stee, zdaje się. Komuś wystarczająco energicznemu, by ją okiełznał, i wystarczająco lojalnemu, by nie zaczął intrygować, gdy tylko ożeni się z siostrą Koronala. Nie możesz dopuścić, by pozostała niezamężna. Piękne samotne kobiety stwarzają problemy. Wiem coś o tym, Korsibarze.

— Thismet już zaczęła stwarzać problemy — przyznał Korsibar. — Wezmę twoją radę pod uwagę i bardzo ci za nią dziękuję.

— Po drugie: pozbądź się Prestimiona. Korsibar drgnął ze zdumienia.

— Pozbyć się…

— Oczywiście. Wygnanie tu nie wystarczy. Dopilnuj, by znikł na zawsze. Zakładam, że masz na służbie kogoś, kto wie, jak to zrobić.

— Prawie na pewno Farąuanor. Sanibak-Thastimoon chyba też. Ale… Prestimion nie stanowi przecież niebezpieczeństwa. Doskonale przyjął utratę Korony.

— Doprawdy?

— Oczywiście, że czuje się pokrzywdzony, lecz to człowiek praktyczny, realista. Jestem królem, mam za sobą armię, jak mógłby mi zagrozić? Prestimion jest przyzwoity, ma czystą duszę. Zawsze uważałem go za przyjaciela.

— Przyjaciela — powtórzyła Roxivail, nie kryjąc ironii.

— Owszem, przyjaciela. Co ty możesz o tym wiedzieć, matko? Ci ludzie to dla ciebie tylko nazwiska, a ja przeżyłem wśród nich całe życie. Oczywiście, Prestimion jest pewien, że byłby lepszym Koronalem ode mnie, jak mógłby tak nie myśleć? Jednak Koronalem jestem ja. Władza przeszła z ojca na mnie, nie da się tego zmienić i Prestimion o tym bez wątpienia wie. Nie mam zamiaru zrobić mu krzywdy, to w ogóle nie wchodzi w rachubę. Wręcz przeciwnie, spacyfikuję go wysokim stanowiskiem rządowym, wówczas nie będzie już miał powodu, by czuć do mnie żal.

— Pozbądź się go — powtórzyła Roxivail. — Człowieka jego pokroju nie kupi się miejscem w Radzie. I on jest na to za dumny. Znałam jego ojca, człowieka o wielkim poczuciu godności, pod tym względem niczym nie różniącego się od Confalume’a. Prestimion jest taki sam. Jeśli ostatnio okazywał ci przyjaźń, to tylko by zyskać na czasie, wybrać najlepszą chwilę do ataku. Powtarzam ci, Korsibarze, on nie spocznie, póki nie stanie na twoim trupie, przymierzając, czy pasuje mu twoja korona. Musisz go zabić.

Korsibar potrząsnął głową.

— Skorzystałem ze złej rady maga Sanibaka-Thastimoona, podczas turnieju rycerskiego spróbowaliśmy zabić przyjaciela Prestimiona, Gialaurysa, i ta próba nie mogła gorzej się dla nas skończyć. Dość o zabijaniu, matko. Prestimion nie ma wobec mnie złych zamiarów i ja nie mam złych zamiarów wobec niego.

— Zrobisz, jak zechcesz. — Lady Roxivail wzruszyła ramionami. — Ale jeśli wolno mi coś zasugerować, przynajmniej wymyśl mu jakąś próbę, sprawdź, czy jest takim dobrym przyjacielem, jak ci się wydaje. I zrób to jak najszybciej.

— Pomyślę o tym. — Korsibar splótł dłonie i w marzeniach wysłał matkę gdzieś daleko, nie bliżej niż dziesięć tysięcy mil od Zamku. — Masz dla mnie jeszcze jakieś dobre rady?

— Sądzę, że i tych na razie wystarczy. No, wstań zza tego biurka, chłopcze, pocałuj mamę na pożegnanie. — W jej oczach pojawiły się złe błyski. Przytuliła się do niego, poczuł dotyk jej piersi na swym ciele. I jej pocałunek wcale nie był matczyny.

Korsibar odsunął się od niej szybko, a ona równie szybko znikła za drzwiami.

— Kolejne wezwanie od Korsibara — oznajmił Prestimion. — Tym razem na prywatną audiencję w sali tronowej Confalume’a.

— A o co chodzi? — spytał Svor, stojący przy wielkim oknie w apartamentach Prestimiona na Zamku, wygodnej kwaterze w budynku z białej cegły znanym pod nazwą Wieży Munnerak, zbudowanej we wschodnim skrzydle. Tu podczas pobytu na Zamku mieszkali książęta rangi Prestimiona. Był późny ranek, pokój rozświetlały złotozielone promienie słońca.

— Zamierza oferować mi stanowisko w rządzie — wyjaśnił Prestimion. — Ma to pewien związek z rozmową z ostatniego dnia naszego pobytu w Labiryncie, kiedy to obiecał, że uczyni mnie ministrem.

— Bądź ostrożny — ostrzegł Sepiach Melayn. — Przysługi wrogów często okazują się trucizną.

— A co to niby ma znaczyć?

— Podejrzewam, że ma zamiar cię skompromitować, sugerując, że brałeś jakiś udział w nielegalnym zdobyciu władzy. Jeśli przez pewien czas będziesz siedział po jego prawej ręce w sali Rady, będziesz potwierdzał jego dekrety i prawa, organizował jego spotkania, to gdy pewnego dnia powstaniesz i zaczniesz nawoływać do obalenia nielegalnego Koronala, przedstawisz się jako niewdzięczny zdrajca, przesadnie ambitne książątko złośliwie atakujące swego władcę.

— Tak więc powinienem nie buntować się otwarcie, lecz i nie przyjmować stanowisk. Rozumiem, co masz na myśli. A jeśli Korsibar mi na to nie pozwoli?

— Jak mógłby tego dokonać? — zdziwił się Septach Melayn. Nim Prestimion zdołał mu odpowiedzieć, do rozmowy wtrącił się Svor.

— Przez przyjęcie postawy „kto nie ze mną, ten przeciw mnie” — wyjaśnił. — Z pewnością Farąuanor już zaraził go tym pomysłem: postaraj się kupić lojalność Prestimiona, trzymając go przy boku, daj jakieś ważne stanowisko w rządzie, a jeśli Prestimion odrzuci tę propozycję, będziesz miał dowód, że prędzej czy później zechce ci sprawić kłopoty. Gdyby sytuacja była odwrotna, ja udzieliłbym takiej rady Prestimionowi.

— Owszem — przyznał Septach Melayn, wypowiadając to słowo powoli, przeciągle. Wyjął z pochwy swój paradny rapier. Polerował teraz błyszczącą stal ściereczką nasyconą tłuszczem. — Ty i hrabia Farąuanor, dwa grzybki w barszcz. Gdyby jeszcze zapuścił brodę, bylibyście nie do rozpoznania.

Gialaurys, który przez dłuższy czas milczał, spytał teraz:

— Kiedy ma się odbyć ta audiencja u Korsibara?

— Dzisiaj. Za godzinę.

— I będziecie rozmawiać w cztery oczy?

— O ile wiem, tak.

— Więc weź ze sobą sztylet — poradził Gialaurys. — Wysłuchaj uważnie, co Korsibar ma ci do powiedzenia, uśmiechaj się, kiwaj głową, nie daj mu powodów do podejrzeń, a kiedy atmosfera zrobi się już ciepła i przyjacielska, wbij mu sztylet w serce, włóż na głowę koronę i ogłoś się Koronalem.