Выбрать главу

— Jeśli ci to sprawi przyjemność, panie mój.

— Tu nie chodzi o moją przyjemność lecz o zwrot okazujący szacunek dla władzy. W ten sposób należy zwracać się do Koronala.

— Tak, panie mój.

Korsibar uśmiechnął się bladym, wymuszonym uśmiechem.

— Och, Svorze, Svorze, jesteś najmniej godnym zaufania człowiekiem na tym świecie, a przecież cię kocham. Czy wiesz, jak mi ciebie brakowało? Byliśmy kiedyś tak dobrymi przyjaciółmi, piliśmy z tego samego kielicha, tuliliśmy te same kobiety, wiele razy przez całą noc opowiadaliśmy sobie najbardziej nieprawdopodobne historie, a o świcie biegliśmy się kąpać. A potem odszedłeś do Prestimiona. Czemu opuściłeś mnie dla niego, Svorze?

— Nigdy cię nie opuściłem, panie mój. Noszę cię głęboko w sercu, jak zawsze. Towarzystwo Prestimiona sprawia mi jednak wielką przyjemność, podobnie jak towarzystwo Gialaurysa i Septacha Melayna. Czuję do nich wielką sympatię, choć nie ma pomiędzy nami dużego podobieństwa. Zresztą oni dwaj różnią się od siebie jak dzień i noc.

— Jedno ich łączy. Sądzą, że to Prestimion winien zostać Koronalem. Ty też jesteś tego zdania, prawda?

— Pozdrowiłem cię gestem rozbłysku gwiazd, panie.

— Pozdrowiłbyś gestem rozbłysku gwiazd tych Skandarów, gdybyś uznał to za wskazane. Co masz zamiar teraz zrobić, Svorze, skoro Prestimion trafił do lochów?

— Powiedziałeś, że wypuścisz go za dzień lub dwa, panie.

— Albo za trzy dni, albo za cztery. On też będzie musiał pozdrowić mnie gestem rozbłysku gwiazd. Ze szczerego serca.

— A więc czeka go długi pobyt w więzieniu.

— Niech i tak będzie. Naszym światem może rządzić tylko jeden Koronal naraz.

Svor zamilkł.

— Panie mój — powiedział po krótkiej chwili — skoro nie zamierzasz wkrótce zwolnić Prestimiona, proszę o pozwolenie opuszczenia Zamku.

— A dokąd się udasz? Nie masz przecież żadnych posiadłości, prawda, Svorze? Jedynie apartament, który oferowałem ci w dniach naszej przyjaźni, nie mylę się?

— Mam także niewielkie mieszkanie w Domu Muldemar. I tam chyba pojadę.

— By dołączyć do Septacha Melayna i Gialaurysa, i razem z nimi konspirować przeciw mnie?

— Nie mam pojęcia, dokąd udali się Gialaurys i Septach Melayn, panie. Jeśli o mnie chodzi, nie czułbym się dobrze na Zamku wiedząc, że Prestimion wisi w łańcuchach gdzieś pod moimi stopami, ja zaś jestem wolny tylko dzięki twej łasce, którą możesz mi przecież odebrać lada chwila. Powiedziałeś, że mnie kochasz, panie. Jeśli to prawda, pozwól mi odejść. Muldemar to miejsce piękne i spokojne, podają tam dobre wino, a księżna Therissa zawsze mile witała mnie w swym domu. Za twym pozwoleniem, panie mój, pojadę do Muldemar. Ani myślę konspirować przeciw tobie.

— Wiem, że będziesz konspirował.

— Ja tego nie powiedziałem, panie mój.

Korsibar odrzucił koraliki i wyciągnął ręce do Svora gestem zdumiewająco ciepłym i wzruszająco bezradnym. W jego zmęczonych oczach pojawił się nagle żywy błysk.

— Dobrze, jedź do Muldemar, jeśli chcesz — powiedział. — Masz moje pozwolenie, a Farąuanor wystawi ci list żelazny. Nigdy nie obróciłbym się przeciw tobie, Svorze. Czy potrafisz to zrozumieć? Byliśmy niegdyś bliskimi przyjaciółmi i w imię tej przyjaźni mówię ci teraz, że nigdy nie obróciłbym się przeciwko tobie. Ale i ty nie obracaj się przeciwko mnie. To ja jestem Koronalem, nie Prestimion. Tego nie da się już zmienić. Nie próbuj mnie zdradzić, Svorze. A gdybyś się dowiedział o istnieniu jakiejś konspiracji, poinformuj mnie o niej, jeśli nie z powodu dawnego sentymentu, to ze względu na lojalność, którą jesteś mi winien jako swemu władcy, i z miłości dla naszego świata, dla Majipooru. Jeżeli Prestimion wypowie mi wojnę o władzę, nasz świat ucierpi strasznie niezależnie od tego, który z nas włoży w końcu koronę na głowę.

— Nie wątpię w to, panie mój — przytaknął Svor, wykonując gest rozbłysku gwiazd, choć Korsibar go o to nie poprosił. — i dziękuję ci za łaski, którymi obdarzyłeś mnie teraz i w przeszłości. Czy mogę odejść?

Korsibar odprawił go niedbałym gestem. Svor oddalił się bez zwłoki.

2

Po długiej, męczącej pieszej wędrówce ze szczytu Góry Septach Melayn, brudny i obdarty, zawitał na obolałych nogach w progi Domu Muldemar, gdzie wiedziano już o aresztowaniu Prestimiona. Natychmiast odprowadzony został do jednego z apartamentów gościnnych. Wykąpał się, zjadł lekki posiłek, wypił nieco wina, przebrał się w żakiet i spodnie Abriganta, średniego brata Prestimiona, niemal równego mu wzrostem. Potem w wielkiej sali o oknach przysłoniętych czerwonymi zasłonami przekazał, co wiedział — a nie wiedział wiele — księżnie i jej trzem synom. Prestimion i Korsibar pokłócili się na prywatnej audiencji, po czym Prestimion bez zwłoki uwięziony został w tunelach Sangamora.

Dla rodziny księcia nie była to bynajmniej nowina.

— Zostając na miejscu, niczego byśmy nie zyskali — powiedział jeszcze. — Korsibar i nas zakułby w kajdany.

— Dobrze zrobiłeś, uciekając — przyznała księżna Therissa. — Korsibar postąpił jednak pochopnie, aresztując jednego z wielkich książąt królestwa. Czyżby nie zdawał sobie sprawy, że tak bezpośrednia manifestacja władzy to zagrożenie dla całej arystokracji Zamku?

— Zapewne wcale nie myślał o tym, co robi. Svor zrozumiał to od razu. Powiedział, że Korsibar jest słaby i z tego powodu może uderzać bez przyczyny, atakować z czystego strachu, który w nim drzemie. Był gotów zareagować przesadnie na każdą prowokację ze strony Prestimiona. Sądzę też, że Prestimion rzeczywiście mógł go sprowokować.

— Jak? — spytała księżna Therissa.

— Podczas tej audiencji w sali tronowej Korsibar oferował mu miejsce w Radzie. Tyle wiemy z całą pewnością. Sądzę, że rozgniewany Prestimion odrzucił tę propozycję, cisnął mu ją w twarz jak zgniłą rybę.

— On rzeczywiście potrafi się tak zachować. — Oczy wojowniczego Abriganta zabłysły dumą.

— Nie było to jednak posunięcie najmądrzejsze, skoro Korsibar zasiada na tronie, a jednocześnie nie przestaje się bać — stwierdził Sepiach Melayn. — Prestimion stał się jednak ostatnio bardzo impulsywny i zbyt gwałtowny, za co przychodzi mu płacić wysoką cenę.

— Zawsze był bardzo gwałtowny — przyznała księżna Therissa — umiał się jednak opanowywać. Ale kiedy zobaczył Korsibara siedzącego na tronie Confalume’a… tego zapewne wytrzymać nie zdołał.

Sepiach Melayn skinął głową.

— Też tak myślę, pani — przyznał. — Doradzaliśmy Prestimio-nowi, by w ogóle nie szedł na to spotkanie lub by nie udzielał żadnych zdecydowanych odpowiedzi. Miał wyjaśnić tylko, że musi zasięgnąć rady rodziny. Dzięki temu zyskałby trochę czasu. Sądzę jednak, że stracił panowanie nad sobą. Musiała go boleć nawet konieczność ugięcia kolana przed Korsibarem, pozdrowienia go znakiem rozbłysku gwiazd. Tak, moim zdaniem los spotkania rozstrzygnął się na samym początku, gdy Prestimion powinien złożyć Koronalowi hołd.

— Zgadzam się. Niechętnie ugiąłby kolano przed Korsibarem — przytaknął Taradath.

— Tak, tego by nie zrobił — powiedział Septach Melayn. — Jego gniew jest zbyt wielki. A także ból.

— Ból? — powtórzyła księżna Therissa.

— O tak, pani, Prestimion bardzo cierpi z powodu utraty tronu. Nie zdradza tego w zwykłej rozmowie, jest przyjazny, spokojny, sytuację ocenia z filozoficznym dystansem. Ale w środku aż płonie. — Melayn wyciągnął kielich, Taradath napełnił go po brzegi. — Nie sądzę, by Korsibar miał mu wyrządzić jakąś poważną krzywdę — mówił dalej. — Jest po prostu bardzo niepewny siebie, nie wie, co robić; został władcą nagle, a przecież w ogóle nie powinien nim zostać. Idzie za radą tego, potem za radą tamtego, sam nie wie, czego właściwie chce. Mam jednak wrażenie, że mimo wszystko żywi do Prestimiona ciepłe uczucia i nigdy nie zdobędzie się na to, by mu zrobić krzywdę. Jeszcze parę dni, a uwolni więźnia.