— Oby Bogini przyznała ci rację — powiedziała księżna Therissa.
— Korsibar zrobił mu krzywdę, kradnąc koronę i władzę — zauważył Abrigant. — Ja też straciłbym panowanie nad sobą, gdybym miał oddać Korsibarowi hołd gestem rozbłysku gwiazd.
— Prestimion powinien mieć przy sobie nóż — wtrącił się do rozmowy najmłodszy z braci, pełen temperamentu Teotas — wskoczyć na stopnie tronu i poderżnąć temu złodziejowi gardło.
— Nie jesteś pierwszym, który wpadł na ten pomysł — uśmiechnął się Septach Melayn. — A właśnie, czy macie jakieś wieści o Gialaurysie? Rozdzieliliśmy się podczas ucieczki z Zamku i mieliśmy się spotkać tutaj.
— Nic o nim nie wiemy — odparła księżna Therissa.
— A o Svorze?
Księżniczka potrząsnęła głową, lecz książę Taradath powiedział:
— Nie, matko. Przed niespełna godziną otrzymaliśmy informację od diuka Svora. Jest bezpieczny. Od Lorda Korsibara otrzymał pozwolenie opuszczenia Zamku i wkrótce przybędzie do Domu Muldemar. Nie ma żadnych nowych wieści o Prestimionie, jest jednak niemal pewien, że Korsibar nie będzie na-stawał na jego życie.
Septach Melayn z radości aż uderzył dłonią w obsydianowy stół.
— Svor jest bezpieczny! A więc Korsibar nie zapomniał, jakim uczuciem darzył niegdyś przyjaciela. To dobra wiadomość, możemy mieć nadzieję, że po pierwszym groźnym wybuchu gniewu Korsibar zaczyna się wahać i może wkrótce zwolni Prestimiona. Mimo wszystko boję się o Gialaurysa, on jest wręcz przesadnie skłonny do bójek i mógł wszcząć bitkę z tak licznym oddziałem strażników, że dali radę nawet jemu.
W tej chwili pojawił się służący z wieścią, że do Domu Muldemar zawitał kolejny gość, a był nim właśnie Gialaurys, sprawiający wrażenie jeszcze bardziej zmęczonego niż Septach Melayn. Miał wielki, fioletowy siniak na lewym policzku, sprawiał jednak wrażenie wesołego, przynajmniej na tyle, na ile wesoły może być człowiek o tak ponurym usposobieniu. Przytulił Melayna do piersi, niemal łamiąc mu żebra, i w ciągu pierwszych dziesięciu minut wychylił trzy kielichy rubinowego wina.
Septach Melayn powtórzył mu wiadomości otrzymane od Svora i spytał o szczegóły ucieczki z Zamku. Okazało się, że ucieczka przyszła Gialaurysowi bez trudu, tylko brama Gossif okazała się zbyt ściśle strzeżona, by ją sforsować, więc przekradł się do bramy Halanx, lecz tam także zdążyli się już zgromadzić gwardziści.
— Doszło do walki — opowiadał Gialaurys — i zdaje się, że przeze mnie kilku gwardzistów wróciło do Źródła, czego oczywiście żałuję. Nie chcieli ustąpić z drogi, więc co miałem robić? Znasz tego długonosego kapitana Himbergaze’a? — spytał. — Strąciłem go ze ściany Twierdzy Canaberu; wylądował na ziemi z głośnym trzaskiem. Nie przypuszczam, by miał szansę wrócić do pełnienia obowiązków. Tak właśnie zarobiłem to — wskazał siniak na policzku.
— Uderzył cię w twarz? — zdziwił się Sepiach Melayn. Gialaurys zachichotał.
— Nie, to ja go uderzyłem z byka, kiedy chciał mnie złapać. Wyleciał w powietrze strasznie zdumiony i spadł z blanków. Powinienem go potraktować tak Farholta, kiedy siłowaliśmy się w Labiryncie. — Gialaurys wstał i z nieszczęśliwą miną przyjrzał się strzępom swego ubrania. — Po drodze do was wpadłem w las cierni, Quisquis. Nie należało to do przyjemności. Popatrzcie tylko, jak wyglądam.
— Ja też w drodze miałem kłopoty. Noszę teraz żakiet księcia Abriganta — poinformował go Sepiach Melayn. Zerknął na trzech szczupłych braci Prestimiona. — Obawiam się, przyjacielu, że nie znajdziesz tu ubrań w odpowiednim rozmiarze. Może któryś z koniuszych księżnej znajdzie stary namiot i krawiec zszyje ci go na spodnie.
— Wesoły jak zawsze — powiedział Gialaurys bez cienia wesołości w głosie.
Księżna Therissa oznajmiła jednak, że nowe ubrania będzie można przygotować szybko, i rzeczywiście, rankiem następnego dnia były już gotowe. Również rankiem pojawił się w Domu Muldemar diuk Svor, prowadząc pięć wierzchowców obładowanych różnymi dobrami, między innymi strojami z kwater Septacha Melayna i Gialaurysa.
Svor opowiedział im o swej rozmowie z Korsibarem i o tym, że wzbudziła w nim nadzieję na szybkie zwolnienie Prestimiona.
— A co się mówi na Zamku o jego aresztowaniu? — spytał Sepiach Melayn. — Jak to skomentowali Serithorn czy, powiedzmy, Oljebbin?
— Nie skomentowali — odparł Svor. — Rozumiecie chyba, że wyjeżdżałem w pośpiechu i nie marnowałem czasu na spacery i zbieranie plotek. Z tego, co słyszałem, wynika, że ludzie są zbyt zdumieni, by wypowiadać się głośno, udają więc, że wszystko jest tak, jak być powinno, i czekają, co też jeszcze zrobi Korsibar.
— Zachowują się tak od samego początku — stwierdził ponuro Gialaurys. — Korsibar kradnie koronę i nikt mu się nie sprzeciwia, nawet sam Confalume, wszyscy tylko czekają cierpliwie na dalsze wypadki. Więc Korsibar przyjeżdża na Zamek, przejmuje władzę i dalej nikt mu się nie sprzeciwia. Wtrąca Prestimiona do lochu i mamy to samo — ani słowa sprzeciwu. Czy naprawdę wszyscy są takimi tchórzami? Dlaczego choćby Oljebbin albo Gonivaul nie powstaną, nie zaprotestują głośno przeciw bezprawiu?
— Tu, w tym domu na własne uszy słyszałeś przemowy dzielnego Oljebbina i nieustraszonego Gonivaula, a także szlachetnego Serithorna. Jeden po drugim oznajmiali nam, że będą czekali, uważnie śledzili poczynania Korsibara, nie zajmując żadnych pozycji, nie sprzeciwiając mu się, aż nadejdzie właściwy moment. „Nie uczynimy niczego pośpiesznie, pod wpływem chwili” — powiedział Serithorn, a może był to Gonivaul? Zapomniałem, ale wszyscy mówili to samo.
— Obiecali wspomóc Prestimiona, jeśli się przeciwstawi Korsibarowi — zaprotestował Gialaurys.
— Wspomnieli coś o takiej możliwości, tchórzliwie i półgębkiem — przypomniał mu Svor. — I cały czas zasłaniali się tymi wszystkimi „być może” i „lecz jednak”, a poza tym ani słowem nie napomknęli o udzieleniu pomocy Prestimionowi, jeżeli Korsibar jemu się przeciwstawi. Czego właściwie od nich oczekujesz, Gialaurysie? Tego, iż owi starzy, kochający wygodę, słabi duchem ludzie powstaną, zaczną przemawiać i protestować przeciwko aresztowaniu Prestimiona, skoro Korsibarowi wystarczy strzelić z palców i w chwilę później oni sami znajdą się w tunelach Sangamora, zakuci w łańcuchy? Korsibar ma w ręku wszystkie atuty. Wielcy panowie boją się go i nie ufają sobie nawzajem. Na całym świecie oprócz samego Prestimiona jest tylko jeden człowiek, który nie boi się sprzeciwić Korsibarowi. Mógłby pomóc nam wydrzeć Prestimiona z jego łap. On też, oczywiście, nie jest aniołem.
— Masz na myśli prokuratora? — spytał Sepiach Melayn.
— A kogóż by innego? Jeśli chcemy zorganizować coś w rodzaju opozycji wobec Korsibara, musimy szukać pomocy u Dantiryi Sambaila. Jest w końcu krewnym naszego księcia, może więc domagać się jego uwolnienia. Poza tym to człowiek potężny, mający do dyspozycji armię, bogaty, zdecydowany i przebiegły.