Выбрать главу

Svor miał wrażenie, że już, już Korsibar zagrozi rozmówcy aresztowaniem, a Dantirya Sambail orientuje się w zagrożeniu i jest na nie przygotowany.

Zapadła cisza. Prokurator, który do tej pory stał przed Korsibarem niewzruszony niczym skała, obrócił lekko głowę i powiedział coś do Mandraliski. Mandralisca skinął głową, wykonał pośpieszny gest rozbłysku gwiazd i wyszedł z sali. Prokurator nagle odezwał się, mówiąc lekkim, przyjaznym tonem, jakby między nim i Koronalem nie doszło przed chwilą do ostrej wymiany zdań.

— Panie, proszę, powiedz mi, czy mój kuzyn po tygodniach spędzonych w lochu nie ucierpiał na zdrowiu? Jest mi bardzo drogi, więc martwię się, czy nie spotkało go nic złego.

— Nie morzymy go głodem, Dantiryo Sambailu. Nie torturujemy go też ani nie czynimy mu krzywdy innej niż odebranie swobody poruszania się wedle własnej woli. Tę zaś oddamy mu z radością w chwili, gdy pozdrowi nas gestem rozbłysku gwiazd i zegnie przed nami kolano.

— Chciałbym uzyskać pewność, panie, iż niedogodności związane z utratą swobody nie szkodzą jego zdrowiu.

Hrabia Farąuanor wyszeptał coś do Sanibaka-Thastimoona. Su-Suheris skinął obiema głowami i zwrócił się do Korsibara, który jednak uciszył go niecierpliwym gestem.

— Właśnie ją uzyskałeś, prokuratorze — powiedział lodowatym tonem.

— Powiedziałeś tylko, czego z nim nie robisz, panie, a nie jak się miewa — odpowiedział natychmiast Dantirya Sambail.

Tym razem głos zabrał Farąuanor.

— Czy jest twym zamiarem obrazić Koronala, Dantiryo Sambailu? Twój drogi kuzyn Prestimion — bardzo daleki kuzyn, prawda? — nie został skrzywdzony i miewa się dobrze. Uspokój się więc i przerwij to przesłuchanie. Nawet prokurator Ni-moya nie ma prawa denerwować Koronala w ten sposób.

— Po co w ogóle wróciłeś na Zamek? — spytał z kolei Korsibar. — Powiedziałeś mi, że pragniesz powrócić na Zimroel, za którym bardzo tęsknisz, i tam oznajmić swym ludziom, że na tronie Koronala zasiadł książę Korsibar. Wracasz jednak nagle, w zaledwie kilka miesięcy po wyjeździe. Dlaczego?

— Wiesz, dlaczego wróciłem — odparł spokojnie Sambail. — Gdybym jeszcze raz ci to wyjaśnił, zdenerwowałbyś się, a hrabia Farąuanor bardzo wyraźnie zabronił mi denerwować Koronala.

— Czy mogę coś powiedzieć, panie? — odezwał się Septach Melayn, do tej pory w milczeniu przysłuchujący się rozmowie. — Znaleźliśmy się w impasie, a ja chciałbym zaproponować kompromis.

— Mów więc — przyzwolił Korsibar.

— Jak rozumiem, Prestimion obraził cię, odmawiając złożenia przysługującego Koronalowi hołdu. Dobrze. Próbujesz jednak, panie, siłą skłonić go do złożenia tegoż hołdu, a przecież znasz Prestimiona wystarczająco, by wiedzieć, że on nigdy nie podda się sile.

— Jest człowiekiem nieugiętym, owszem — potwierdził Korsibar.

— Sprawa wygląda więc tak, że oskarżyłeś go o bunt, uwięziłeś i nie zwolnisz, póki nie wyrazi skruchy, a ponieważ nie wyrazi on skruchy, pozostanie w lochach aż do śmierci, która przyjść może w każdej chwili, jeśli więzienie to jest tak surowe, jak słyszałem. Po świecie rozejdzie się wieść o tym, że Koronal Lord Korsibar skazał swego byłego rywala, księcia Prestimiona na śmierć za bunt. Jak zareaguje na to świat? Weźmy pod uwagę, że Prestimion jest bardzo lubiany we wszystkich prowincjach Majipooru. Proszę o wybaczenie tych słów, panie, lecz świat z pewnością uzna to za akt okrucieństwa. Zrazisz do siebie ludzi, którzy w pierwszych dniach twych rządów obdarzyli cię taką miłością.

— Dość. Nie chcę słuchać tego dłużej. Jaki kompromis proponujesz, Septachu Melaynie? — Głos Korsibara drżał od powstrzymywanego napięcia.

— Zobowiążemy się nie protestować głośno przeciw temu, w jaki sposób potraktowałeś Prestimiona. Ty zaś, panie, jeszcze dziś wydasz go nam i pozwolisz wrócić do Muldemar. Jest bardzo prawdopodobne, iż matka, bracia i my przekonamy go, że pobłądził, i skłonimy do skruchy, Ty, panie, przetrzymując go w lochu, nigdy tego nie osiągniesz, stała, łagodna perswazja jednak…

— Tak wyobrażasz sobie kompromis? — przerwał mu Korsibar. — Czyżbyś miał mnie za durnia? Nie widzę możliwości…

— Panie! — zakrzyknął ktoś z korytarza. — Wdarli się do lochów…

Korsibar umilkł zdumiony. Farąuanor, czerwony na twarzy, zerwał się z krzykiem. Nawet nieporuszony zwykle Sanibak-Thastimoon wyglądał na zaskoczonego. W tej samej chwili do sali wbiegł Mandralisca i wyszeptał coś do ucha swego pana. Dantirya Sambail wysłuchał go z uśmiechem. Spojrzał na Koronala.

— Panie — powiedział bardzo spokojnie, jakby oznajmiał rzecz najzupełniej oczywistą — wygląda na to, że między moimi ludźmi a twoimi gwardzistami doszło do starcia. Zajście to miało miejsce przed bramą do tuneli Lorda Sangamora. Podczas bójki brama prowadząca do tuneli została w pewnym stopniu uszkodzona, co umożliwiło ich penetrację. Z przykrością stwierdzam, że według posiadanych przeze mnie informacji, nie obeszło się bez ofiar. Pozostający u mnie na służbie łucznik, Skandar, skorzystał z okazji i zdecydował się sprawdzić, czy inny słynny łucznik, książę Prestimion, jest traktowany właściwie jako więzień, a odkrywszy, że jego stan daleki jest od ideału, wyniósł nieszczęsnego z lochów, by umożliwić mu skorzystanie z opieki medycznej, której najwyraźniej potrzebuje.

Sposób, w jaki wypowiedziane zostały powyższe słowa — bez emocji, cicho — zdumiał Svora i wzbudził jego wielki podziw. Czy Dantirya Sambail rzucił czar na Korsibara? Koronal przyjął tę oszałamiającą wiadomość niezwykle spokojnie. Otwierał i zamykał usta, nie był jednak w stanie wypowiedzieć słowa. Bardzo pragnął zareagować, o czym świadczyła mimika, a jednak nie protestował, choć przecież miał do czynienia z jawnym aktem buntu przeciw swej władzy.

Próbował odpowiedzieć Farąuanor, został jednak uciszony przez Koronala jednym krótkim gestem.

Władzę w sali audiencyjnej przejął bezspornie Dantirya Sambail, który przemawiał dalej:

— Znaleźliśmy się w delikatnej sytuacji, panie. Proponuję więc, byśmy bez zwłoki zgodzili się na kompromis zaproponowany przez hrabiego Septacha Melayna. Od tej chwili między frakcjami Koronala i księcia Prestimiona panuje pokój. Żadna ze stron nie oskarża drugiej o nic. Natychmiast przejmuję opiekę nad księciem i będę osobiście odpowiedzialny za jego właściwe zachowanie.

Sanibak-Thastimoon poruszył się niespokojnie, jakby rozważał możliwość podjęcia jakichś działań. Svor, który nie spuszczał z niego oka, palcem wskazującym i kciukiem nakreślił w powietrzu magiczny znak — groźbę i Su-Suheris znieruchomiał natychmiast, znów upodabniając się do posągu. Farąuanor, mimo iż gotów wybuchnąć, milczał także.

Korsibar zaś, z twarzą zamarłą w grymasie, patrzył przed siebie przerażonymi oczami niczym człowiek stojący twarzą w twarz ze śmiertelnie jadowitym wężem, który już podniósł łeb i lada chwila ukąsi.

Albowiem on, Koronal, został straszliwie znieważony przez Dantiryę Sambaila we własnej sali tronowej. Wyglądało jednak na to, że brak mu odwagi, by zareagować na obelgę. Svor nie wierzył własnym oczom. Być może, Korsibar zachowywał się w ten sposób, ponieważ nadal czuł się niepewnie jako władca i nie miał śmiałości sprzeciwić się życzeniu groźnego, gwałtownego, niebezpiecznego prokuratora Ni-moya, człowieka nieprawdopodobnie wręcz potężnego i, gdyby został sprowokowany, zdolnego do wszystkiego. Niezależnie jednak od kierujących nim motywów Korsibar sprawiał wrażenie sparaliżowanego tak bezczelnym aktem pogardy.