Выбрать главу

— Obecnej Pani Wyspy Snu? — spytał Svor. — Zakładam, że chodzi ci nie o Roxivail, lecz o Kunigardę. Czy rzeczywiście masz jej poparcie, Prestimionie?

— Będę miał. O ciągu ostatnich czterech tygodni trzykrotnie obiecała mi to w snach. Natychmiast wysyłam do niej posłańca z potwierdzeniem, że jestem wolny i istotnie zamierzam rzucić wyzwanie Korsibarowi. Poproszę ją także o publiczne oświadczenie, w którym uzna mnie za Lorda Koronala oraz przysięgnie nigdy nie ustąpić swego miejsca nielegalnie uznanej Roxivail, lecz jedynie mej matce, w chwili gdy zajmę swe miejsce na Zamku. Na co, moim zdaniem, się zgodzi.

— A to twierdzenie, że Korsibar zdobył koronę, używając magii przeciw ojcu… czy ty w to wierzysz, Prestimionie? Czy też wymyśliłeś to, by wywrzeć wrażenie na naiwnych?

— Nie ma znaczenia, w co wierzę w głębi serca. Doskonale wiesz, że większość ludzi wierzy w skuteczność magii. Jeśli oskarżę Korsibara o zaklęcie Confalume’a, ludzie chętniej się przeciw niemu obrócą, a taki jest mój cel. Nikt nie chce Koronala, który sięgnął po władzę bezprawnie, stosując czary.

— W każdym razie czary miały w tym swój udział — wtrącił Gialaurys. — Och, Prestimionie, kiedy ty uwierzysz dowodom, które wznoszą się wokół ciebie jak góry?

Prestimion uśmiechnął się słabo. Gialaurys, uparty jak zawsze, zwrócił się do Septacha Melayna.

— Byłeś tam, kiedy to się stało. Zaklęcie zaćmiło twój umysł. Zaprzeczasz, że było to dzieło magii?

— Przyznaję, oczywiście, że coś spowodowało zaćmienie mego umysłu. Nie mogę ci jednak powiedzieć, czy była to magia, czy coś innego. — Oczy Septacha Melayna błysnęły złośliwie. — Umysł miałem zaćmiony, Gialaurysie, i choćby z tego powodu nie mogę powiedzieć, co go zaćmiło.

Prestimion niecierpliwie postukał w mapę.

— Jeśli pozwolicie, będziemy kontynuowali. Proklamujemy nielegalność rządów Korsibara i zejdziemy z Góry, by ją otoczyć. Ogłoszę się Koronalem najpierw w Amblemorn, przy czarnym marmurowym pomniku stojącym przy dawnej granicy linii lasów, skąd rozpoczął się w starożytności podbój Góry, bo my też rozpoczynamy podbój Góry. W Amblemorn zacznę też przyjmować ochotników do armii. Będziemy mieli oddział naszych ludzi z Muldemar, dobrze uzbrojonych. To na wypadek kłopotów z miejscową milicją, ale sądzę, że Amblemorn wpadnie nam w ręce bez znaczącego oporu. Z Amblemorn zejdziemy do stóp Góry, do źródeł Glayge. Następnie skręcimy w tę stronę, na zachód, i rozpoczniemy okrążanie Góry, przechodząc po kolei przez wszystkie miasta stojące u jej podstawy: Vilimong, Estotilaup, Simbilfant, Ghrav i tak dalej, póki nie zamkniemy kręgu. — Stukał palcem w mapy, wymieniając nazwy: — Arkilon. Pruiz. Pivrarch. Lontano. Da. Potem przybędziemy do Hazen, Megenthorp, Bevel, Salimogren, Demigon Glade i wreszcie do Matrician, gdzie dobry diuk Fengiraz przyjmie nas z otwartymi rękami, i do Gordal i znów jesteśmy nad Glayge, poniżej Amblemorn, mając przed sobą otwartą drogę na Zamek. Ile ludzi mieszka w tych miastach? Pięćdziesiąt milionów? Powiedziałbym, że nawet więcej. Będą tłumnie wstępować do naszej armii, nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Jednocześnie Dantirya Sambail przybędzie z Zimroelu ze swymi żołnierzami dowodzonymi przez znających się na wojnie braci, Gaviada i Gaviundara. Dołączy do nas u stóp Góry po jej zachodniej stronie. Kiedy ludzie na szczycie Góry usłyszą, co się dzieje, czy waszym zdaniem ruszą ochotnie pod sztandary Korsibara? Nie sądzę. Będą powtarzali między sobą, że Prestimiona wspomaga Bogini, że Lord Korsibar jest fałszywym Koronalem, jeden po drugim będą od Korsibara odchodzić. Wówczas ruszymy na Zamek.

Nagle dostał ataku kaszlu i zaczął po omacku szukać stojącego na stole kielicha. Podał mu go Gialaurys. Prestimion wypił, odetchnął głęboko i zamknął oczy.

— No i tak. Co o tym sądzicie, przyjaciele? — spytał, kiedy mógł już mówić.

— Ja sądzę, że powinieneś odpocząć — odparł Svor.

— Owszem. A potem? Jak się wam podoba plan?

— Nie może nas zawieść — upewnił go Septach Melayn.

— Zgoda — przytaknął Gialaurys. — Bogini jest po naszej stronie.

— Rzeczywiście — powiedział Svor. W jego głosie brzmiało wahanie. — Najpierw powinieneś jednak odpocząć — mówił dalej. — Odzyskać siły. Potem rozpoczniemy marsz i zobaczymy, jak nam ułoży się w tej wojnie.

Początkowo układało się rzeczywiście nieźle. W Amblemorn, którego obywatele zawsze cenili i lubili rodzinę Prestimiona, wyszła do niego na drogę z Dundilmir powitalna delegacja. Ludzie krzyczeli „Prestimion!” i unosili dłonie w geście rozbłysku gwiazd. „Lord Prestimion! Niech żyje Lord Prestimion!”. Po raz pierwszy zwykli obywatele nazwali go Lordem Prestimionem, po raz pierwszy pozdrawiano go jako Koronala; przyjął te hołdy skromnie, z wielką pewnością siebie.

Znikły gdzieś sztandary Korsibara, które wisiały dosłownie wszędzie w czasie poprzedniej wizyty Prestimiona w tym mieście, ich miejsce zajęły jego własne, w królewskich kolorach: złotym i zielonym. Bez wątpienia miejscowe władze zamierzały je wywiesić po śmierci Prankipina, choć — gdy nadeszła wieść o zdumiewającym przejęciu władzy przez Korsibara — schowano je prawdopodobnie gdzieś głęboko. Prestimion stanął przy czarnym obelisku, stojącym na dawnej granicy linii lasów, i uroczyście przysiągł przywrócić świat do dawnego stanu, a ludzie wykrzykiwali jego imię i obiecywali, że poprą go w tym dziele. Kiedy ruszył z miasta do stóp Góry i skręcił w lewo, w kierunku Vilimong, mając przy sobie silny oddział żołnierzy z Muldemar wzmocniony przez ludzi z Amblemorn, wszystko wyglądało podobnie. Vilimong przywitało go radośnie jako prawdziwego Koronala i powiększyło jego armię o kolejny regiment.

Kłopoty zaczęły się w Estotilaup, kolejnym mieście po Vilimong.

Estotilaup, miasto rodzinne Confalume’a, było bardzo z niego dumne i duma ta rozciągnęła się także na Korsibara. Mury miejskie zdobiły smukłe białe wieże kryte czerwoną dachówką, między nimi znajdowała się wspaniała brama z czarnych żelaznych prętów. Przed nią stało pięćdziesięciu ludzi z miejskiej milicji, nieruchomych, z założonymi rękami. Za ich plecami, tuż za bramą, widać było większy oddział ponurych żołnierzy.

Diuk Svor wyjechał z szeregu i powiedział:

— Przybył Koronal Lord Prestimion, pragnie wjechać do miasta i porozmawiać z burmistrzem.

— Lordem Koronalem jest Lord Korsibar — odparł dowódca oddziału milicji, z nieszczęśliwą miną przyglądający się armii stojącej na równinie pod miastem. — Prestimiona znamy wyłącznie jako księcia jednego z miast Góry. Jeśli przybył tu, by szukać pomocy w zdobyciu tronu dla siebie, nie zostanie wpuszczony.

Svor zaniósł tę odpowiedź Prestimionowi, który odparł, że może i nie chcą tu uznać go za Koronala, nie mają jednak prawa odmawiać wjazdu do miasta księciu Muldemar.

— Powtórz im to — polecił.

— I powiedz im także — wtrącił Septach Melayn, w którym kipiała złość — że jeśli nam odmówią, wejdziemy do miasta siłą.

Podniósł rękę, jakby zamierzał rozkazać pierwszym oddziałom przesunąć się bliżej bramy miejskiej, Prestimion złapał go jednak za ramię i pociągnął je w dół.

— Nie! — powiedział ostro. — Nie zastosujemy tu siły, na to jeszcze za wcześnie. Jeśli będzie trzeba, przelejemy krew, lecz później; nie mam zamiaru wszczynać wojny z niewinnymi, nic nie pojmującymi obywatelami Estotilaup.