Plan ten był z góry skazany na klęskę. Gwałtowność pierwszego ataku zaskoczyła wprawdzie Navigorna, jego żołnierze jednak, lepiej uzbrojeni, lepiej wyćwiczeni i znacznie liczniejsi, przetrzymali kilka trudnych chwil, po czym pokonali buntowników, odnosząc wielki sukces. Latacze utrzymały formację, włócznicy nie dopuścili do nich rebeliantów i jeszcze nim królewska kawaleria mogła wkroczyć do walki, wynik bitwy był jasny. Armia Prestimiona poszła w rozsypkę: niektórzy uciekali do Arkilon, niektórzy z powrotem w kierunku Ghrav, część we wszystkie strony świata.
— Ale Prestimion i jego przyboczni uszli z życiem? — spytał Korsibar, gdy Farąuanor uczynił przerwę w relacji.
— Niestety, tak. Navigorn wydał rozkaz, by tylko wziąć ich do niewoli, żadnemu nie miała stać się krzywda. Okazał się zbyt łagodny, panie. Gdyby armią dowodził wódz, taki jak na przykład mój brat Farholt, to sądzę, że odnieślibyśmy znacznie większe zwycięstwo, Farholt bowiem z pewnością…
— Oszczędź mi reklamy cnót swego brata. — Mówiąc te słowa Korsibar nie uśmiechał się. — Wzięcie ich do niewoli byłoby wynikiem najzupełniej zadowalającym. Ale nie dokonano nawet tego, jak rozumiem?
— Mieli Septacha Melayna na wyciągnięcie miecza, panie, na otwartym polu. Hosmar Varang, dowódca łuczników, atakował go z jednej strony, earl Alexid ze Strave zaś, pieszo, z dwójką żołnierzy, z drugiej.
— I mimo to udało mu się ujść?
— Strącił Hosmara Varanga z wierzchowca, raniąc go poważnie pod pachą, ta rana leczyć się będzie chyba z rok. Zabił Alexida, pociął pozostałych dwóch — wątpię, by wspólnie doliczyli się dziesięciu palców — sam zaś, nietknięty, skoczył na wierzchowca Varanga, porwał z pola walki tego wstrętnego kundla Svora, którego kocha jak własne dziecko, i widząc, że bitwa jest przegrana, uciekł w las.
— Czterech na jednego i ten jeden zwycięża? On jest w sojuszu z demonami… nie, to demon wcielony! I zabił Alexida! — Korsibar wielokrotnie z nim polował, zarówno w dżunglach południa, jak i na nagich fioletowych zboczach gór północy. Bitwa stała się nagle jakoś bardziej rzeczywista przez śmierć Alexida ze Strave. — Kto jeszcze zginął ze znanych mi ludzi? — spytał. Widząc jednak, że Farąuanor rozwija zwój, na którym wypisano długą listę nazwisk, natychmiast uciszył go gestem. — Mówisz, że Prestimion uciekł do Arkilon, tak?
— Do lasów na zachód od miasta. Sądzę, że zbiegli tam wszyscy czterej, a na pewno część ich żołnierzy. Prawdopodobnie podążają dalej na zachód.
— Dziś w późniejszych godzinach wydam proklamację, w której ogłoszę Prestimiona zdrajcą królestwa i obiecam nagrodę trzech tysięcy rojali każdemu, kto dostarczy mi go żywego — oznajmił Korsibar.
— Żywego lub martwego — poprawił go Farąuanor z diabolicznym błyskiem w oczach.
Korsibar wahał się przez chwilę.
— No cóż, masz rację. Tak. Pięć tysięcy srebrnych rojali za Prestimiona, żywego lub martwego, i trzy tysiące za każdego z pozostałych trzech. Wyślij Navigornowi rozkaz natychmiastowego podjęcia pościgu. Farholt niech obejmie dowództwo drugiej armii i ruszy na Prestimiona z przeciwnej strony. Wziąć buntowników w kleszcze. Sądzę, że cała ta wojenka zakończy się w ciągu najbliższych dziesięciu dni.
— Bogini popiera naszą sprawę — powiedział Farąuanor z namaszczeniem. Uczynił gest rozbłysku gwiazd i odszedł. Korsibar mógł powrócić do łaźni.
— Dobre wieści? — spytała rudowłosa Aliseeva, spoglądając na niego kokieteryjnie znad krawędzi wanny.
— Mogły być lepsze — odparł Korsibar. — Mimo to… tak, to były dobre wieści.
Opuściwszy królewskie komnaty, hrabia Farąuanor udał się natychmiast do apartamentów lady Thismet, która przed niewielu dniami poprosiła, by przynosił jej wszystkie wiadomości dotyczące buntu. Raport o pierwszym zwycięstwie mógł się okazać dobrym wstępem do załatwienia innych spraw.
Lady Melithyrrh wpuściła go do środka. Thismet siedziała w swym dziewięciobocznym pokoju wypoczynkowym o wyłożonych jadeitem w zimnym zielonym kolorze ścianach. Przebierała w złotych pierścieniach z oczkami z przeróżnych drogich kamieni. Była bogato ubrana w ciemną pelerynę z kapturem, uszytą z zielonego, spływającego w fałdach aksamitu, i obcisłą suknię o wysokim stanie. Piękną twarz miała ściągniętą napięciem, jak to się często zdarzało ostatnimi czasy, zaciskała delikatne szczęki, a w jej oczach płonął nieustający gniew. Farquanor nie wiedział, jaki jest jego powód.
Skłonił się głęboko.
— Navigorn i Kanteverel starli się z siłami Prestimiona pod Arkilon, pani — powiedział. — Siły Prestimiona zostały zmiecione z powierzchni ziemi. Twój brat ma wszelkie powody, by cieszyć się zwycięstwem.
Nozdrza Thismet rozdęły się nagle, na jej twarzy pojawił się rumieniec.
— A Prestimion? Co z Prestimionem? — spytała.
— Twój królewski brat, pani, też zadał mi to pytanie jako pierwsze. Odpowiedź brzmi: Prestimion uciekł. Uciekł do lasu z Septachem Melaynem i resztą tej bandy. Wielka szkoda. Jego armia została jednak rozbita, bunt zaś, jak sądzę, skończył się, nim na dobre rozpoczął.
Thismet uspokoiła się równie nagle, jak przed chwilą ożywiła. Rumieniec znikł z jej twarzy, usta się zacisnęły.
— Tak — powiedziała z roztargnieniem. Spojrzała na Farąuanora przelotnie i całą uwagę skupiła znów na pierścieniach, jakby dalsza rozmowa w ogóle jej nie interesowała.
Ponieważ nie został formalnie oddalony, hrabia stał przed nią przez chwilę w milczeniu, a potem rzekł:
— Myślałem, że wiadomość o naszym zwycięstwie ucieszy cię, pani.
— Ucieszyła. — Thismet wypowiedziała to słowo bezdźwięcznym głosem, jakby mówiła przez sen. — Spodziewam się, że zginęło wielu mężczyzn, pole bitwy zaś spłynęło zadowalającą ilością krwi. Tak, tak, ucieszyłeś mnie, Farquanorze. Bardzo lubię słuchać o rozlewie krwi.
Dziwnie zareagowała, pomyślał Farąuanor. No, ale od wielu tygodni zachowuje się dziwnie. Pora skończyć z opowieściami o bitwie, są inne sprawy do załatwienia. Policzył w myśli do dziesięciu, wziął głęboki oddech i powiedział:
— Thismet, czy mogę powiedzieć ci coś jak przyjaciel? Bo sądzę, że byliśmy niegdyś przyjaciółmi.
Zdumiona księżniczka podniosła na niego wzrok.
— Zwróciłeś się do mnie po imieniu? Jestem siostrą Koronala!
— Jesteś córką poprzedniego Koronala, a przecież za jego rządów czasami zwracałem się do ciebie po imieniu.
— Być może, kiedy byliśmy jeszcze dziećmi. O co ci chodzi, Farquanorze? Zrobiłeś się nagle bardzo bezpośredni.
— Nie chciałem cię obrazić, pani, lecz tylko pomóc ci, jeśli będę w stanie.
— Pomóc? Mnie?
Ramiona Farąuanora zesztywniały nagle, jakby złapał go kurcz. Bał się, lecz musiał zrobić ostatni krok, inaczej pogardzałby sobą do końca życia.
— Mam wrażenie — rzekł, ważąc każde słowo i z całą swą przebiegłością oceniając, jakie może wywrzeć wrażenie — że w ciągu kilku ostatnich miesięcy straciłaś względy swego brata, Lorda Korsibara. Wybacz, jeśli popełniam błąd, ale nie należę do najmniej widzących ludzi na Zamku, potrafię też myśleć i sądzę, że oddaliliście się od siebie.
Thismet obrzuciła go uważnym spojrzeniem.