Okazało się, że zdążą złapać oddech. Zwiadowcy poinformowali ich wkrótce, że Korsibar odwołał armię Navigorna znad rzeki i urządza na Zamku naradę, by przedyskutować sposoby prowadzenia kampanii przeciw buntownikom. Zimowe deszcze i tak praktycznie uniemożliwiały kontynuowanie działań wojennych. Mogli odpocząć. W kolejnej bitwie, kiedykolwiek miała przyjść, Prestimion miał przynajmniej dysponować wypoczętym wojskiem.
Książę tymczasem postawił sobie za cel powiększenie swych sił poprzez zdobycie poparcia mieszkańców prowincji.
Dantirya Sambail nie przybył. Wysłał wiadomość, z której wynikało, że sprawy na Zimroelu okazały się bardziej skomplikowane, niż przypuszczał, ma jednak nadzieję uporządkować je jak najszybciej i dołączyć do buntowników na wiosnę. Tymczasem śle swemu kuzynowi Prestimionowi gratulacje z okazji zwycięstwa nad Jhelum, którego wszystkie szczegóły poznał od braci, i wyraża pewność, że jego droga na Zamek będzie nieprzerwanym pasmem tryumfów. List był bardzo życzliwy, ale nieobecność prokuratora niepokoiła Prestimiona. Dantirya Sambail był zdolny służyć kilku stronom naraz.
Przeczekawszy wilgotną porę roku nad Jhelum, zgromadziwszy zaopatrzenie, armia Prestimiona ruszyła na północ, w głąb prowincji Salinakk leżącej w centrum Alhanroelu, równinnej, cechującej się ciepłymi, słabymi wiatrami, niskimi wzgórzami i suchą, piaszczystą ziemią. Celem było ludne miasto Thasmin Kortu, stolica prowincji Kenna Kortu, leżące tuż za Salinakk. Diuk Keftia z Thasmin Kortu, spowinowacony z księżną Therissą, wysłał Prestimionowi nad Jhelum list z wyrazami sympatii dla jego sprawy i zaprosił go do wykorzystania swego miasta jako bazy w przygotowaniu kampanii przeciw uzurpatorowi.
Pomiędzy rzeką Jhelum a Thasmin Kortu leżało jednak wiele miast i miasteczek Salinakk, a większość tej prowincji była lojalna wobec Korsibara. Zwiadowcy Prestimiona widzieli wywieszone sztandary panującego Koronala.
Przejawy otwartego oporu były bardzo rzadkie, przynajmniej na początku. Głównym powodem było prawdopodobnie to, że Prestimion dysponował teraz mollitorami Farholta. Nie mógł pozwolić bestiom, by szalały nad brzegami Jhelum. Kazał je wyłapać, a ocalałych jeźdźców wcielił do swej armii.
Wieśniacy Salinakk, widząc zbliżającą się ogromną armię, przywitali Prestimiona dość serdecznie. W miasteczku Thelga pozornie szczerze pozdrowiono go jako Koronala i wskazano mu prostszą drogę przez Salinakk, prowadzącą przez Hurkgoz, Diskhemę i pustynne słone równiny wokół jeziora Guurduur.
Po drodze zdarzyło się tylko jedno warte wspomnienia starcie, pod stojącym na wzgórzu fortem Magalissa, gdzie znajdował się wojskowy garnizon. Prestimion wysłał do nich wiadomość jako Koronal, domagając się wsparcia. Odpowiedzieli deszczem strzał.
— Tak nieuprzejmego zachowania nie wolno tolerować — stwierdził z uśmiechem Septach Melayn i zaatakował na czele oddziału pięciuset żołnierzy. Było to trudne zadanie: atak pieszy pod górę na umocnioną pozycję, bez wsparcia kawalerii, teren był bowiem zbyt kamienisty i stromy. Okazało się jednak, że garnizon Margalissy nie miał ochoty na prawdziwą bitwę i poddał się niemal od razu.
Potem buntownicy posuwali się już szybko na północ, po piaszczystej jałowej równinie przecinanej małymi strumykami, mijając małe wioski osłonięte szpalerami drzew vibrin. Wkrótce przybyli nad jezioro Guurduur, ponure, martwe i pokryte białą warstwą soli. Jego brzegi zamieszkały złowrogie solne stwory o czerwonych oczach, pajęczych nogach i wzniesionych wysoko ogonach skorpionów, broniące swego królestwa donośnym stukiem otwierających się i zamykających szczęk. Prestimion nie miał zamiaru zostać Koronalem solnych stworów, więc ich nie zaczepiał. W pięć dni później przybył na czele armii do leżącego na skrzyżowaniu szlaków handlowych miasta Kelenissa, strzegącego dostępu do prowincji Kenna Kortu oraz głównej drogi do leżącego dalej na północy miasta diuka Keftii.
Stąd brały początek dwie rzeki, Quarintis i Quariotis, jedna toczyła wody na wschód, druga na zachód, a wypływały z tego samego źródła: wielkiej wapiennej jaskini wyrastającej z piaszczystej ziemi niczym szeroko otwarte usta. Ponad nią zbocze wzgórza, na którym wybudowano miasteczko Kelenissa, było gęsto zalesione — miły widok po błocie brzegów Jhelum i jałowej równinie Salinakk.
Znajdowały się tu ruiny kamiennego zamku wybudowanego przez jakiegoś Koronala sprzed tysiącleci, wcześniejszego nawet niż Stiamot. W okolicznych lasach żyły dziwne dzikie zwierzęta. Jeden z ludzi z Kelenissy, który tu często polował, powiedział Prestimionowi, że Koronal, który wybudował zamek, hodował te zwierzęta w parku. Park utrzymywano tysiące lat po jego śmierci jako ogród zoologiczny, teraz jednak zwierzęta żyły na wolności, dawno temu bowiem jego mury się rozpadły.
Ten sam człowiek wskazał Septacha Melayna, stojącego na uboczu i w skupieniu regulującego balans wiszącego na pendencie rapieru.
— Czy ten wysoki mężczyzna — spytał Prestimiona — z mnóstwem pierścionków i krótką spiczastą bródką… czy to może książę Prestimion, który ogłasza się Koronalem? Jeśli tak, muszę mu coś powiedzieć.
Prestimion roześmiał się.
— Ma królewski wygląd, prawda? — przyznał. — 1 rzeczywiście, jest drugim „ja” Prestimiona, jednym z jego drugich „ja”, bo tam też stoi Prestimion, ten niewysoki czarniawy człowiek z kędzierzawą brodą, i jest nim też ten wysoki, o szerokich ramionach, z bardzo krótko przyciętymi włosami. A w rzeczywistości ja od dziecka noszę to imię, powiedz mi więc, co takiego książę Prestimion powinien koniecznie wiedzieć.
Człowiek z Kelenissy, zdumiony tak skomplikowaną i kpiącą odpowiedzią Prestimiona, spojrzał na Septacha Melayna, Svora, Gialaurysa, a potem na samego księcia.
— Co tam, obojętne mi, który z was jest księciem — rzekł. — Ale niech wie, że dwie wielkie armie tego drugiego Lorda Koronala, który nazywa się Korsibar, maszerują w tej chwili ku naszemu miastu, by go pojmać i odstawić na Górę Zamkową, gdzie ma być sądzony jako buntownik. Otrzymaliśmy rozkazy od tego Lorda Korsibara, by udzielić przybyłym wojskom wszelkiej pomocy, żadnej zaś buntownikowi Prestimionowi. Przekażcie to księciu, jeśli łaska.
Mężczyzna odwrócił się i odszedł. Prestimion żałował, że potraktował go tak żartobliwie i nieodpowiednio.
Tak więc czas odpoczynku się skończył. Prestimion natychmiast skonsultował się z Thalnapem Zeliforem, który rzeczywiście wydawał się mieć talent do wysyłania swego umysłu w dalekie miejsca i zdobywania w ten sposób wiedzy. Vroon pomachał energicznie mackami, wywołując przed sobą w powietrzu słaby niebieski blask i po chwili intensywnej koncentracji doniósł, że istotnie zbliżają się ku nim dwie armie, większe nawet od tej, którą poprzednio prowadził Farholt. Mandrykarn i Farholt dowodzili południową, idącą przez Castingę, Nyaas i Purmande, Nayigorn zaś ponownie zbliżał się z północy.
— Która z nich jest w tej chwili bliższa? — spytał Prestimion.
— Navigorna. Jest także większa.
— Nie będziemy na niego czekać bezczynnie — zdecydował w jednej chwili Prestimion. Zwycięstwo nad Jhelum nadal go zagrzewało do walki. — Pokonał nas pod Arkilon, ale tym razem go dopadniemy. A potem weźmiemy się za Mandrykarna i Farholta.
Sepiach Melayn i Gialaurys zgodzili się z nim natychmiast: należy uderzyć szybko, nim dwie armie zdołają się połączyć. Bracia Gaviad i Gaviundar zaprotestowali jednak.
— Za wcześnie jeszcze, by toczyć kolejną bitwę — powiedział Gaviad, który mimo wczesnej godziny był już nieźle pijany, w każdym razie język mu się plątał. — Nasz brat prokurator przybędzie wkrótce z dodatkowymi ludźmi.