— Tak, czekajmy — przytaknął Gaviundar. — Brat jest niezwykle ważnym czynnikiem w naszej sprawie.
— A wiecie może dokładnie, kiedy ma przybyć? — spytał z lekką kpiną Septach Melayn. — Powiedziałbym, że już jest mocno spóźniony.
— Spokojnie, mały, spokojnie. — Gaviad spojrzał na Melayna przekrwionymi oczkami. Szarpał szczeciniaste rude wąsy. — Przybędzie wkrótce. Daję ci na to moje słowo. — Wyciągnął butelkę wina i zabrał się do roboty.
Svorowi także nie spodobał się pomysł natychmiastowego ataku.
— Czujemy się silni po zwycięstwie nad rzeką i łatwym marszu na północ — argumentował. — Czy jesteśmy jednak wystarczająco silni, Prestimionie? Czy nie mądrzej byłoby wycofać się na zachód, może nawet na wybrzeże i rozpocząć walkę silniejszą armią?
— Oni także wykorzystają czas, by się wzmocnić — zaprotestował Gialaurys. — Nie, powtarzam, należy uderzyć na nich teraz, zmiażdżyć ich mollitorami, niech wracają rozbici do Korsibara, jak armia Farholta. Dwie kolejne porażki i ludzie zaczną szeptać, że Bogini obróciła się przeciw uzurpatorowi. Jeśli będziemy czekać, w końcu wszyscy zaczną go traktować jak legalnego władcę.
Zapadła cisza, którą przerwał Svor, mówiąc z wyraźnie wyczuwalnym w głosie smutkiem:
— Legalny… nielegalny… ach, panowie, ile jeszcze krwi rozlejemy w imię tych słów? Ile zadamy ran, ilu zabijemy ludzi? Czemu Majipoor musi uginać się pod złowrogim ciężarem, jakim jest monarchia?
— Uginać się? Złowrogim? — powtórzył Sepiach Melayn. — Dziwny dobór słów. Co chcesz właściwie powiedzieć?
— Załóżmy — odparł Svor — że nie mamy tu dożywotnich władców, lecz Koronali wybieranych przez książąt i arystokrację, może na sześć lat, a może na osiem. Potem Koronal taki ustępowałby z tronu na rzecz kolejnego wybranego kandydata. Dzięki takiemu systemowi moglibyśmy tolerować Korsibara, mimo iż zdobył władzę nieprawnie, bo wiedzielibyśmy, że po sześciu czy ośmiu latach ustąpi i jego miejsce zajmie Prestimion. A po Prestimionie nastąpiłby ktoś inny, na dalsze sześć czy osiem lat. Gdyby tak było, nie mielibyśmy tej wojny, ludzie nie ginęliby w błocie, nie płonęłyby miasta, które zapewne wkrótce zapłoną.
— Przecież to szaleństwo — prychnął Gialaurys. — Recepta na chaos i nic więcej. Władza królewska winna być wcielona w jednego wielkiego człowieka, człowiek ten winien zasiadać na tronie do śmierci, tronie Koronala lub w Labiryncie, kiedy umrze stary Koronal. To jedyny sposób na stabilny rząd nad światem.
— Weź także pod uwagę — dodał Gialaurys — że w twoim systemie Koronal traciłby jakąkolwiek władzę w ostatnim roku, a nawet dwóch latach rządów, ponieważ wszyscy wiedzieliby, że wkrótce przestanie być królem, więc czego się tu bać? I bez przerwy trwałaby walka o sukcesję. Koronal zasiada na tronie, a pięciu lub sześciu kandydatów już walczy o najlepszą pozycję do zdobycia jego stanowiska za te parę lat. Gialaurys ma rację, to czyste szaleństwo. Nie warto o nim nawet rozmawiać.
Prestimion zwrócił im uwagę, że powinni powrócić do właściwego tematu spotkania, czyli zdecydować, czy zaatakują armię Navigorna, czy nie. Zdecydowali się w końcu zaatakować, choć nie przekonali do swego pomysłu braci Gaviada i Gaviundara. Rozesłano zwiadowców. Wkrótce nadeszły od nich wiadomości potwierdzające w zasadzie to, czego dzięki czarom dowiedział się Thalnap Zelifor. Navigorn znajdował się o pięć dni marszu na północny wschód od nich, na suchej płaskiej równinie Stymphinor. Dysponował ogromną armią, twierdzili zwiadowcy, a także dużym korpusem magów i czarodziejów.
— Każdy dobrze wyćwiczony człowiek z mieczem lub włócznią poradzi sobie z tuzinem magów — zakpił Prestimion. — Nie boję się tych facetów w mosiężnych kapeluszach. Niech Navigorn używa takich środków, jakie się mu podobają.
On miał zamiar polegać na bardziej konserwatywnej taktyce: dobra mocna broń z błyszczącej stali, a nie ammatelapalasy, veralistiasy, rohille i inne tego rodzaju magiczne zabawki w sam raz na łatwowiernych ignorantów.
— Zaatakujemy natychmiast — zdecydował. — Nasza nadzieja w zaskoczeniu.
Rozpoczęły się przygotowania do bitwy.
Armia ruszyła najpierw na wschód, jak długo było to możliwe — wzdłuż brzegów Quarintis, potem zaś skręciła na północ między wzgórza i dotarła do Stymphinor, gdzie znajdował się obóz Navigorna.
Wieczorem dnia poprzedzającego bitwę w namiocie, w którym Prestimion wraz z Septachem Melaynem przygotowywał plan ataku, pojawił się Thalnap Zelifor z pytaniem, czy książę życzy sobie natychmiastowego rzucenia zaklęcia sprzyjającego jego sprawie.
— Nie — odparł bez wahania Prestimion. — Znasz moje zdanie. Coś takiego dobre jest może dla Navigorna, ale z całą pewnością nie dla mnie.
— Miałem wrażenie, że w ciągu ostatnich tygodni, panie, przekonałeś się odrobinę do naszej sztuki — powiedział Vroon.
— Owszem, toleruję wokół siebie odrobinę magii — przyznał Prestimion — lecz tylko dlatego że moi ukochani przyjaciele życzą sobie, bym na nią zezwolił. Nie nawróciłem się na twoją wiarę, Thalnapie Zeliforze. Wiedza wojskowa i zwykłe szczęście więcej są dla warte od legionów demonów, duchów i innych niewidzialnych sił.
Ku jego wielkiemu zaskoczeniu Sepiach Melayn był innego zdania.
— Pozwól mu, niech rzuci zaklęcia — rzekł. — Przecież to nam nie zaszkodzi, jeśli ten Vroon pomacha mackami, zabarwi powietrze na niebiesko, coś tam wybełkocze. A może pomóc w polu.
Prestimion był zdziwiony. Nigdy nie słyszał, by przyjaciel wypowiedział choćby jedno dobre słowo o magii. Choć niechętnie, udzielił pozwolenia. Thalnap Zelifor udał się na swoją kwaterę, by rzucić zaklęcie, książę zaś i Melayn powrócili do przygotowywania planów bitwy.
W godzinę później Vroon pojawił się powtórnie. Jego wielkie żółte oczy wydawały się poważniejsze i bardziej szczere niż zazwyczaj, jakby długo i ciężko pracował nad powierzonym mu zadaniem.
— I co? — spytał go Prestimion. — Demony zostały wezwane w sposób odpowiadający wszelkim zasadom?
— Owszem, rzuciłem czar. A teraz przychodzę do ciebie, panie, w zupełnie innej sprawie.
— Jaka to sprawa? Mów!
— Opowiadałem ci, mój panie, że na Zaniku pozostawiłem nie dokończony egzemplarz urządzenia do odczytywania myśli oraz wiele innych, które mogą okazać się użyteczne podczas prowadzonej przez ciebie walki. Proszę o pozwolenie natychmiastowego powrotu do Zamku. Jeśli je otrzymam, chciałbym ruszyć tej nocy. Muszę odzyskać to urządzenie.
Septach Melayn roześmiał się głośno.
— Zawiśniesz w łańcuchach w tunelach Sangamora pięć minut po pojawieniu się na Zamku. A i tak będziesz mógł mówić o szczęściu. Korsibar wie, że jesteś z nami, oskarży cię o zdradę, gdy tylko dowie się, że wróciłeś.
— Nie, bo udam, że od was uciekłem — powiedział Vroon.
— Uciekłeś? — spytał zaskoczony Prestimion.
— Powiedziałem, że udam — pośpieszył z wyjaśnieniem mag. — Oferuję swoje usługi. Oznajmię, że twe pretensje do tytułu Koronala wydają mi się bezzasadne. Może zdradzę nawet jakieś wasze strategiczne plany… wymyślę je sam. Wówczas Korsibar nie zrobi mi krzywdy. Potem pójdę do swojego mieszkania, zabiorę znajdujące się tam urządzenia i mechanizmy, a kiedy nadejdzie właściwa chwila, wrócę do was. Dokończę badania i zyskasz możliwość, panie, by przeze mnie czytać w myślach Korsibara albo Navigorna, w ogóle każdego.