Выбрать главу

Szedł przez wyspę na południe, sam wśród wczesnej zimy, pustymi drogami omijającymi miasta. Gdy zapadła noc, zaczęło padać. Nie wypowiedział zaklęcia, które by odpędziło od niego deszcz, pogoda na Roke była bowiem w rękach Mistrza Wiatrów i nie wolno się było do niej wtrącać. Schronił się pod wielkim drzewem pendiku i leżąc tam, zawinięty w płaszcz, myślał o swoim dawnym mistrzu Ogionie, który zapewne wciąż jeszcze odbywał swe jesienne wędrówki po szczytach Gontu, nocując na dworze i mając bezlistne gałęzie za dach, a padający deszcz za ściany domu. To sprawiło, że Ged się uśmiechnął, zdał sobie bowiem sprawę, że myśl o Ogionie jest dla niego zawsze otuchą. Zasnął ze spokojnym sercem, w zimnej ciemności pełnej szeptu wody. O świcie budząc się podniósł głowę; deszcz ustal; Ged ujrzał schowane w fałdach płaszcza skulone, śpiące zwierzątko, które wpełzło tam w poszukiwaniu ciepła. Zdumiał się na jego widok, gdyż było to rzadkie i osobliwe zwierzę otak.

Stworzenia te spotyka się jedynie na czterech południowych wyspach Archipelagu; na Roke, Ensmer, Pody i Wathort. Są małe i gładkie, z szerokimi pyszczkami, z futrem ciemnobrązowym lub cętkowanym i wielkimi jasnymi oczami. Ich zęby są ostre, a usposobienie dzikie, toteż otaków nie oswaja się i nie pieści. Niezdolne są wołać, krzyczeć ani wydawać z siebie głosu. Ged pogłaskał zwierzątko, a ono obudziło się i ziewnęło, ukazując brązowy języczek i białe zęby, ale nie zdradzając przestrachu.

— Otak — powiedział Ged, a potem, mając w pamięci tysiąc imion zwierzęcych, których uczył się w Wieży, nazwał ptaka jego prawdziwym imieniem w Dawnej Mowie: Hoeg! Chcesz pójść ze mną?

Otak usadowił się na jego rozwartej dłoni i zaczął myć swoje futerko.

Ged umieścił go na ramieniu w fałdach kaptura i otak odbywał tam podróż. Niekiedy w ciągu dnia zeskakiwał i umykał do lasu, ale zawsze powracał do Geda, raz nawet ze złapaną leśną myszą. Ged zaśmiał się i kazał mu zjeść mysz, sam bowiem pościł: tej nocy wypadało Święto Powrotu Słońca. Nareszcie minął w wilgotnym zmierzchu Pagórek Roke i ujrzał jasne błędne ogniki, igrające w deszczu nad dachami Wielkiego Domu; wszedł w jego progi i został przywitany przez swoich Mistrzów i kolegów w oświetlonej ogniem sali.

Dla Geda, który nie miał domu, dokąd mógłby kiedykolwiek wrócić, było to właśnie jak powrót do domu. Rad był, że widzi tak wiele znajomych twarzy, a najbardziej rad, że widzi Yetcha, zbliżającego się na przywitanie z szerokim uśmiechem na ciemnym obliczu. Tęsknił przez ten rok za przyjacielem bardziej, niż przypuszczał. Vetch tej jesieni został pasowany na czarownika i nie był już uczniem, ale nie wytworzyło to pomiędzy nimi przegrody. Rozgadali się natychmiast i Gedowi zdawało się, że powiedział Vetchowi w ciągu tej pierwszej godziny więcej, niż wypowiedział był przez cały długi rok w Wieży Osobnej.

Otak wciąż siedział na jego ramieniu, usadowiony w fałdzie kaptura, gdy zasiedli do obiadu przy długich stołach, ustawionych z racji święta w Sali Kominkowej. Vetch podziwiał stworzonko i raz podniósł nawet rękę, aby je pogłaskać, ale otak kłapnął na niego ostrymi zębami. Vetch zaśmiał się:

— Powiadają, Krogulcze, że człowiek darzony względami przez dzikie zwierzęta jest tym, do którego Dawne Moce kamieni i źródeł przemawiać będą ludzkim głosem.

— Podobno gontyjscy czarnoksiężnicy często żyją w zażyłości ze zwierzętami — odezwał się Jasper, który siedział po drugiej stronie Vetcha. — Nasz Mistrz Nemmerle ma kruka, a pieśni opowiadają, że Czerwony Mag z Ark wodził za sobą odyńca na złotym łańcuchu. Lecz nie słyszałem nigdy, aby czarnoksiężnik trzymał w kapturze szczura!

Wszyscy roześmiali się na to i Ged zaśmiał się wraz z nimi. Była to wesoła noc i radował się, że przebywa tutaj, w cieple i uciesze, obchodząc święto wspólnie z kolegami. Ale ten żart rozdrażnił go — jak wszystko, co mówił doń Jasper.

Tego wieczoru gościem Szkoły był Władca wyspy O, czarownik o wielkiej sławie. Był niegdyś uczniem Arcy-maga i powracał czasami do Roke na Święto Zimowe albo na Długi Taniec w lecie. Była z nim jego małżonka, smukła i młoda, promieniejąca jak nowy pieniążek, o czarnych włosach przyozdobionych opalami. Rzadko się zdarzało, aby jakaś kobieta zasiadała w salach Wielkiego Domu, toteż niektórzy ze starych Mistrzów spoglądali- na nią z ukosa, nieprzychylnie. Za to młodzi wlepiali w nią oczy z zachwytem.

— Dla takiej — powiedział Yetch Gedowi — potrafiłbym czynić czary, jakim nic nie dorówna… — Westchnął i zaśmiał się.

— To tylko kobieta — sprzeciwił się Ged.

— Księżniczka Elfarran była tylko kobietą — rzekł Vetch — aż jej powodu spustoszono cały Enład, poległ Mag-Bohater z Havnoru i wyspa Solea pogrążyła się w morzu.

— Stare baśnie — odpowiedział Ged. Ale od tej chwili on również zaczai przyglądać się Pani z O, zastanawiając się, czy istotnie ma przed sobą taką zabójczą piękność, o jakiej opowiadają stare baśnie.

Mistrz Pieśni odśpiewał Czyny Młodego Króla i wszyscy razem zaśpiewali Zimową Kolędę. Potem, gdy nastąpiła mała pauza przed powstaniem od stołów, Jasper podniósł się, podszedł do stojącego najbliżej kominka stołu, przy którym siedzieli Arcymag, goście i Mistrzowie, i przemówił do Pani z O. Jasper nie był już chłopcem, lecz młodym mężczyzną, wysokim i urodziwym, w płaszczu spiętym pod szyją srebrem; i, on bowiem został tego roku pasowany na czarownika, czego znakiem była właśnie srebrna klamra. Pani uśmiechnęła się na to, co powiedział, i opale błysnęły promiennie w jej czarnych włosach. Potem, gdy Mistrzowie skinęli głowami na znak życzliwego przyzwolenia, Jasper uczynił dla niej iluzyjną sztukę magiczną. Białe drzewo, które stworzył, wystrzeliło z kamiennej posadzki. Jego konary dotykały wysokiego belkowania dachu sali, a na każdej gałązce każdego konara lśniło złote jabłko, każde jak słońce — było to bowiem Drzewo Roku. Pośród gałęzi przeleciał nagle ptak, cały biały, z ogonem jak świeżo spadły śnieg, a złote jabłka znikając przemieniły się w nasiona, każde jak kryształowa kropla. Nasiona opadły z drzewa z szelestem deszczu, wydając jednocześnie słodki aromat, zaś drzewo kołysząc się puściło liście z różowego ognia i białe kwiaty podobne do gwiazd. Wtedy złudzenie rozwiało się. Pani z O wydała okrzyk zachwytu i skłoniła swą promienną głowę przed młodym czarownikiem na znak uznania dla jego kunsztu.

— Jedź z nami, zamieszkaj z nami w O-tokne; czy on nie może pojechać, mój panie? — zapytała dziecinnie swego surowego męża.

— Ale Jasper rzekł tylko:

— Kiedy już wyuczę się sztuk godnych tych oto moich Mistrzów i godnych twej pochwały, pani, wówczas chętnie przybędę i zawsze z ochotą będę ci służył.

W ten sposób spodobał się wszystkim, z wyjątkiem Geda. Ged przyłączył się do pochwał głosem, ale nie sercem. „Umiałbym to zrobić lepiej”, powiedział sam do siebie w gorzkiej zawiści; i wszystko to przyćmiło już w jego oczach całą dotychczasową radość wieczoru.

4. UWOLNIONY CIEŃ

Tej wiosny Ged niewiele widywał zarówno Vetcha, jak i Jaspera, jako czarownicy bowiem uczyli się oni teraz u Mistrza Wzorów w tajemniczych gąszczach Wewnętrznego Gaju, gdzie uczniowie nie mieli wstępu. Ged pozostał w Wielkim Domu, pracując pod kierunkiem Mistrzów nad wszelkimi sztukami praktykowanymi przez czarowników, tych którzy dokonują sztuk magicznych, ale nie noszą lasek: nad wywoływaniem wiatru, zaklinaniem pogody, znajdowaniem przedmiotów i magią związywania, a także nad kunsztem magicznego kowalstwa i ciesielstwa, opowiadania legend i baśni, leczenia i zielarstwa. Nocą, sam w celi służącej mu za sypialnię, przy małej kuli błędnego ognika, płonącej nad księgą zamiast lampy czy świecy, Ged uczył się Dodatkowych Runów i Runów z Ea, których używa się w Wielkich Zaklęciach. Wszystkie te umiejętności przychodziły mu łatwo i wśród uczniów niosła się fama, jakoby ten czy ów Mistrz powiedział, iż chłopak z Gontu jest najbystrzejszym uczniem, jaki kiedykolwiek przebywał na Roke; urastały legendy na temat otaka, o którym mówiono, że jest zamaskowanym duchem wszeptującym wiedzę do ucha Geda; powiadano nawet, że kruk Arcymaga pozdrowił Geda w dniu jego przybycia jako „przyszłego Arcymaga”. Niezależnie od tego, czy wierzyli w takie historie czy też nie i czy lubili bądź nie lubili Geda, jego koledzy w większości podziwiali go i chętnie go słuchali — wtedy gdy opanowywał go niecodzienny nastrój podniecenia i Ged przyłączał się do nich, aby przewodzić ich zabawom podczas coraz dłuższych wiosennych wieczorów. Przeważnie jednak istniały dlań tylko praca, ambicja i opanowanie i na ogół trzymał się, na osobności. Pośród wszystkich kolegów nie miał — w czasie nieobecności Yetcha — przyjaciela i nigdy nie czuł, że chciałby go mieć.