Miał lat piętnaście, był więc bardzo młody jak na naukę któregoś z Wyższych Kunsztów czarnoksiężników lub magów, tych którzy noszą laskę; ale tak prędko uczył się wszelkich sztuk iluzyjnych, że Mistrz Przemian, sam człowiek młody, wkrótce zaczął nauczać go w odosobnieniu od innych i opowiadać mu o prawdziwych Zaklęciach Nadawania Kształtu. Wyjaśniał Gedowi, w jaki sposób rzecz, która ma być naprawdę przeobrażona w inną, musi zostać przemianowana na tak długo, jak długo trwa działanie czarów, i opowiadał, jak oddziałuje to na imiona i istotne właściwości przedmiotów, które znajdują się w pobliżu przeistoczonej rzeczy. Mówił o związanych z przemianami niebezpieczeństwach — wtedy przede wszystkim, kiedy czarownik przeistacza swoją własną postać i w ten sposób naraża się na to, -że zostanie usidlony przez własne zaklęcie. Stopniowo zachęcony tym, że chłopiec rozumie wszystko niezawodnie, młody Mistrz zaczął nie tylko opowiadać mu o tych tajemnicach. Nauczył go pierwszego, a potem następnego z Wielkich Zaklęć Przemiany i dał mu do przestudiowania Księgę Nadawania Kształtu. Uczynił to bez wiedzy Arcymaga i postąpił nieroztropnie, choć działał w dobrej wierze.
Ged pracował obecnie także pod kierunkiem Mistrza Przywołań, ten Mistrz jednak był człowiekiem surowym, postarzałym i zahartowanym przez głębię i posępność sztuki czarodziejskiej, której nauczał. Nie zajmował się złudzeniami, lecz wyłącznie prawdziwą magią, przywoływaniem takich energii, jak światło, gorąco, siła przyciągająca magnesu i te siły, które ludzie odbierają jako ciężar, kształt, barwę, dźwięk; przywoływał prawdziwe moce, Czerpane z niezmiernych, bezdennych zasobów energii wszechświata, których żadne ludzkie zaklęcia lub spożytkowania nie byłyby w stanie wyczerpać ani wytrącić z równowagi. Używane przez zaklinaczy pogody lub mistrzów morskich wezwania wiatru i wody były to umiejętności, które uczniowie już znali, ale dopiero Mistrz Przywołań wskazał im, dlaczego prawdziwy czarownik używa takich zakląć tylko w potrzebie: jako że przywołać takie siły ziemskie oznacza zmienić świat, którego część one stanowią. — Deszcz na Roke może być posuchą w Osskil — powiadał Mistrz — a cisza morska na Wschodnich Rubieżach może być burzą i zniszczeniem na Zachodzie, jeśli się nie wie, co się czyni.
Co do wzywania prawdziwych rzeczy i żyjących ludzi, wskrzeszania duchów zmarłych i zwracania się do Świata Niewidzialnego, a więc tych zaklęć, które są szczytem sztuki Przywoływania i mocy wyobrażania — o tym Mistrz ledwo im wspomniał. Raz czy dwa Ged próbował skłonić go, aby powiedział coś niecoś o tego rodzaju tajemnicach, ale Mistrz milczał, spoglądając nań przeciągle i srogo, póki Ged nie poczuł się nieswojo i nie zamilkł.
Czasami w istocie było mu nieswojo, kiedy czynił nawet te pomniejsze czary, jakich go uczył Mistrz Przywołań. Były pewne runy na niektórych stronicach Księgi Wiedzy, które zdawały mu się znajome, choć nie pamiętał, w jakiej księdze mógł je widzieć wcześniej. Były pewne zdania, które trzeba wypowiadać w zaklęciach Przywoływania, a których wypowiadać nie lubił. Nasuwały mu na mgnienie oka myśl o cieniach w mrocznej izbie, o zamkniętych drzwiach, o cieniach próbujących go dosięgnąć z kąta obok drzwi. Pośpiesznie odsuwał na bok takie myśli czy wspomnienia i dalej robił swoje. Te chwile grozy i ciemności, mówił sobie, były jedynie cieniami jego niewiedzy. Im więcej się uczy, tym mniej będzie musiał się bać, aż w końcu, mając jako czarnoksiężnik pełną władzę, nie będzie musiał lękać się niczego w świecie, zupełnie niczego.
Gdy nastał drugi miesiąc tego lata, cała Szkoła zgromadziła się znów w Wielkim Domu, aby święcić Noc Księżyca i Długi Taniec — które to święta tego roku zbiegły się w jedno, trwające dwie noce, co nie zdarza się częściej niż raz na pięćdziesiąt dwa lata. Całą pierwszą noc, najkrótszą w roku noc pełni księżycowej, grały wśród pól piszczałki, wąskie uliczki Thwil pełne były bębnów i pochodni, a dźwięk śpiewu niósł się ponad oświetlonymi przez księżyc wodami Zatoki Roke. Gdy nazajutrz wzeszło słońce, Kantorzy z Roke zaczęli śpiewać długie Czyny Erreth-Akbego, opowieść o tym, jak zbudowano białe wieże Havnoru i jak Erreth-Akbe podróżował ze Starej Wyspy Ea poprzez cały Archipelag wraz z Rubieżami, aż w końcu na najdalszej Zachodniej Rubieży, na skraju Morza Otwartego, spotkał smoka imieniem Orm; i kości bohatera leżą w potrzaskanej zbroi między kośćmi smoka na brzegu odludnego Selidoru, ale jego miecz umieszczony na szczycie najwyższej wieży Havnoru wciąż płonie czerwono, gdy słońce zachodzi ponad Morzem Najgłębszym. Gdy śpiew się skończył, rozpoczął się Długi Taniec. Mieszczanie, Mistrzowie, uczniowie i chłopi, wszyscy razem, mężczyźni wraz z kobietami, ruszyli tańcząc w ciepłym zmierzchu i w tumanach kurzu wszystkimi drogami wyspy w dół ku plażom, w rytmie bębnów i przy zawodzeniu fujarek i piszczałek. W świetle księżyca, który zeszłej nocy był w pełni, dotarli tańcząc aż do samego morza i muzyka zginała w szumie przyboju. Gdy rozjaśniło się na wschodzie, wrócili idąc pod górę plażami i drogami; bębny zamilkły i tylko piszczałki grały cicho i przenikliwie. Tak działo się tej nocy na każdej wyspie Archipelagu: ten sam taniec, ta sama muzyka wiązały ze sobą lądy rozdzielone przez morze.
Gdy Długi Taniec się skończył, większość ludzi przespała cały dzień i wszyscy zeszli się znów wieczorem, aby jeść i pić. Gromadka młodzieży, uczniów i czarowników, wyniosła swą wieczerzę z refektarza, aby urządzić własną ucztę na dziedzińcu Wielkiego Domu; byli tam Vetch, Jasper i Ged oraz sześciu czy siedmiu innych, a także paru młodzików zwolnionych na krótko z Wieży Osobnej, bowiem to święto wywabiło z niej nawet Kurremkarmerruka. Wszyscy jedli, śmiali się i z czystej swawoli wyprawiali sztuczki, które mogłyby zadziwić królewski dwór. Jeden z chłopców oświetlił podwórzec setką gwiazd utworzonych z błędnych ogników, barwnych jak drogie kamienie: ich rozkołysana sieć przesuwała się powoli pomiędzy biesiadnikami a prawdziwymi gwiazdami; paru chłopców grało kulami z zielonego płomienia i kręglami, które podrygiwały i odskakiwały, gdy kula się zbliżała; Yetch, jedząc pieczone kurczę, siedział cały ten czas. ze skrzyżowanymi nogami, zawieszony ponad kolegami w powietrzu. Jeden z młodszych chłopców usiłował ściągnąć go na ziemię, ale Vetch uniósł się tylko trochę wyżej, poza jego zasięg, i uśmiechając się spokojnie siedział nad ich głowami. Od czasu do czasu odrzucał na bok kość kurczęcia, która zmieniała się w sowę i latała pohukując w sieci gwiezdnych świateł. Ged strzelał do sów strzałami utworzonymi z okruchów chleba i strącał ptaki, a gdy dotykały ziemi, leżały już na niej tylko kości i okruchy — całe złudzenie rozwiewało się. Ged próbował też zasiąść obok Yetcha w powietrzu, nie mając jednak klucza do zaklęcia, musiał trzepotać ramionami, aby utrzymać się w górze, i wszyscy śmiali się z jego wzlotów, trzepotań i nagłych upadków. Wygłupiał się dalej, aby wzbudzić śmiech, i śmiał się razem z nimi, bowiem po tych dwu nocach tańca, światła księżycowego, muzyki i magii był w nastroju szalonym i nieokiełznanym, gotów na przyjęcie wszystkiego, cokolwiek się stanie.