Выбрать главу

— Zgoda — rzekł Ogion. — Teraz już to wiesz. Lepiej późno niż wcale. Ale to ty będziesz moim Mistrzem — w końcu. — Podniósł się, podsycił ogień, aż buchnął mocnym płomieniem, zawiesił nad nim kociołek do gotowania, a potem, wciągając na siebie kożuch, rzekł: — Muszę doglądnąć kóz. Popilnuj mi kociołka, chłopcze.

Gdy wszedł z powrotem, cały oproszony śniegiem, otrząsając tupnięciem śnieg z butów z koźlej skóry, niósł długi, nie obrobiony drąg z cisowego drewna. Przez całe to krótkie popołudnie i potem znowu po wieczerzy siedział przy świetle lampy, obrabiając drąg nożem, kamieniem do polerowania i zaklęciami. Wielokrotnie przesuwał dłonie wzdłuż drewna, jakby szukając skazy. Pracując często podśpiewywał cicho. Ged, wciąż zmęczony, słuchał, a gdy naszła go senność, poczuł się jak dziecko w chacie czarownicy z wioski Dziesięć Olch, w rozświetlonym przez ogień mroku śnieżnej, nocy, w powietrzu ciężkim od dymu i zapachu ziół; myśli Geda unosiły się na falach marzeń, gdy słuchał długiego i cichego śpiewu o czarach i o czynach bohaterów, którzy walczyli z ciemnymi mocami i zwyciężali lub przegrywali na odległych, wyspach, w dawnych czasach.

— Masz — powiedział Ogion i wręczył mu wykończoną laskę. — Arcymag dał ci laskę z drewna cisowego; dobry to był wybór, więc trzymałem się go i ja. Chciałem zrobić z tego drąga łuk, ale tak jest lepiej. Dobranoc, mój synu.

Gdy Ged, nie mogąc znaleźć słów podzięki, odszedł do swej alkowy, Ogion spojrzał w ślad za nim i rzekł, zbyt cicho, aby Ged mógł usłyszeć:

— Szczęśliwego lotu, mój młody sokole!

O chłodnym świcie, gdy Ogion się zbudził, Geda już nie było. Pozostawił tylko, jak to robią czarnoksiężnicy, wiadomość nagryzmoloną na kamieniu paleniska srebrzystymi runami, które gasły w momencie, gdy Ogion je czytał: „Mistrzu, wyruszam w pościg”.

8. POŚCIG

W zimowym mroku, przed wschodem słońca, Ged wyruszył drogą wiodącą w dół z Re Albi; nim nastało południe, przybył do Portu Gont. Ogion dał mu porządne gontyjskie pludry, koszulę i kaftan ze skóry i płótna, mające zastąpić strojny osskilski przyodziewek, ale Ged zatrzymał na tę zimową wędrówkę swój wielkopański płaszcz oblamowany futrem pellawi. Okryty nim, nie mając w rękach nic prócz ciemnej laski równej jego wzrostowi, podszedł do miejskiej bramy; żołnierze przechadzający się tam na tle jej rzeźbionych smoków nie musieli spoglądać dwa razy, aby rozpoznać w nim czarnoksiężnika. Odsunęli swoje włócznie na bok i pozwolili mu wejść bez zastrzeżeń, a potem spoglądali w ślad za nim, gdy dalej schodził wiodącą w dół ulicą.

Na nadbrzeżach i w Domu Cechu Morskiego Ged zapytywał o statki wypływające na północ lub zachód, do wysp Enlad, Andrad lub Oranea. Wszyscy odpowiadali mu, że żaden statek nie wyruszy z Portu Gont teraz, tak blisko święta Powrotu Słońca, a w Cechu Morskim powiedziano Gedowi, że nawet łodzie rybackie nie pływają pomiędzy Zbrojnymi Urwiskami w czasie niepewnej pogody.

W jadłodajni Cechu Morskiego zaproszono Geda na obiad; czarnoksiężnik rzadko kiedy musi prosić o posiłek. Siedział przez chwilę z robotnikami portowymi, cieślami okrętowymi i zaklinaczami pogody, znajdując przyjemność w słuchaniu ich powolnej, często przerywanej milczeniem pogawędki, ich pomrukującej mowy gontyjskiej. Było w nim wielkie pragnienie, aby pozostać tu, na wyspie Gont, i zrzekając się wszelkich czarodziejskich sztuk i ryzykownych przedsięwzięć, zapominając o wszelkich mocach i okropnościach, żyć w spokoju jak każdy człowiek na znanej, bliskiej ziemi rodzinnego, kraju. Takie było jego pragnienie: ale jego wola była inna. Nie pozostał długo w Cechu Morskim ani w mieście, gdy już się dowiedział, że żaden statek nie wypłynie z portu. Wyruszył na piechotę brzegiem zatoki, aż dotarł do pierwszej z małych wiosek leżących na północ od miasta Gont: tam pytał wśród rybaków, póki nie znalazł jednego, który miał do sprzedania łódź.

Rybak był starcem o ponurym wyglądzie. Jego łódź, długa na dwanaście stóp i zbita z nakładających się jedna na drugą desek, była tak spaczona i wykrzywiona, że ledwo nadawała się do żeglugi; mimo to rybak żądał za nią wysokiej ceny: zaklęcia, które na rok zapewniłoby bezpieczeństwo na morzu jego własnej łodzi, jemu samemu i jego synowi. Gontyjscy rybacy bowiem nie lękają się niczego, nawet czarnoksiężników; lękają się tylko morza.

To zaklęcie zapewniające bezpieczeństwo na morzu, zaklęcie, do którego przywiązuje się wielką wagę w północnej części Archipelagu, nigdy nie uchroniło człowieka przed wichurą lub sztormową falą, ale, rzucone przez kogoś, kto zna okoliczne wody, szlaki łodzi i umiejętności żeglarza, roztacza jednak wokół rybaka aurę jakiegoś codziennego bezpieczeństwa. Ged uczynił czar dobrze i uczciwie, pracując nad nim całą noc i następny dzień, nie zaniedbując niczego, staranny i cierpliwy, choć przez cały ten czas jego umysł był napięty lękiem: myślami błądził po ciemnych ścieżkach, usiłując wyobrazić sobie, w jaki sposób tym razem pojawi się przed nim cień oraz kiedy i gdzie to się stanie. Kiedy zaklęcie zostało ukończone i wypowiedziane w całości, Ged był bardzo znużony. Spał tej nocy w chacie rybaka, w hamaku splecionym ze sznurów z wielorybich jelit; wstał o świcie, zalatując suszonym śledziem, i zszedł do zatoczki nad Urwiskiem Cutnorth, gdzie przycumowana była jego nowa łódź.

Brnąc po dnie, wypchnął ją na spokojne morze; woda natychmiast zaczęła przesiąkać po trochu do wnętrza łodzi. Wstąpiwszy w nią lekko jak kot, Ged zaczął naprawiać wypaczone deski i przegniłe szpunty, używając zarówno narzędzi, jak i śpiewnych zaklęć, podobnie jak to nieraz czynił wraz z Pechvarrym w Low Torning. Mieszkańcy wioski zgromadzili się w milczeniu, nie za blisko, obserwując szybkie ręce Geda i słuchając jego cichego głosu. Również i tę robotę wykonywał solidnie i cierpliwie, póki nie została ukończona i póki łódź nie była uszczelniona i zdatna do użytku. Potem wziął laskę, którą zrobił dlań Ogion, ustawił ją jako maszt, umocnił zaklęciami i w poprzek przytwierdził tęgą drewnianą reję. Utkał też z wiatru zwisający z tej rei żagiel, kwadratowy i biały jak śniegi na wznoszącym się ponad zatoką Wierzchołku Gont. W tym momencie przyglądające się kobiety westchnęły z zazdrością. Stojąc przy maszcie Ged wzbudził lekki magiczny wiatr. Łódź popłynęła po wodzie, kierując się przez wielką zatokę w stronę Zbrojnych Urwisk. Gdy przyglądający się w milczeniu rybacy ujrzeli tę dziurawą łódź wiosłową, jak sunie pod żaglem, szybka i zgrabna niczym mewa zrywająca się do lotu, wtedy podnieśli radosną wrzawę, uśmiechając się szeroko i tupiąc w zimnym wietrze na plaży; a Ged, oglądając się na chwilę, ujrzał, jak dodają mu otuchy tymi wiwatami pod ciemnym, szczerbatym masywem Urwiska Cutnorth, ponad którym wznosiły się ku chmurom śnieżne połacie Góry.

Przepłynął przez zatokę i wydostał się pomiędzy Zbrojnymi Urwiskami na Morze Gontyjskie; tutaj obrał kurs na północny zachód, aby minąć od północy wyspę Oranea, powracając szlakiem, którym niegdyś przybył. Nie miał w tym żadnego zamysłu czy planu działania; chciał tylko powtórzyć uprzedni szlak. Cień, który sunął całymi dniami poprzez wicher w ślad za jego sokolim lotem z Osskil, mógł błądzić, ale mógł też dążyć prostą drogą; tego nie dało się odgadnąć. Lecz jeśli nie wycofał się znowu całkowicie w królestwo snu, nie powinien przeoczyć Geda zbliżającego się otwarcie, po otwartym morzu, na jego spotkanie.