– A co z Tongju?
– Wejdzie na nasz statek w Jokohamie i zostanie na pokładzie do końca operacji.
Kang zatarł ręce.
– Wszystko idzie dobrze, Kwan. Naciski na Amerykanów wkrótce wzrosną, a „Chimera" zada im dodatkowy cios. Musimy się przygotować do ofensywy i odnowy kraju pod naszym sztandarem.
– W nowej Korei zajmie pan wysokie stanowisko – powiedział Kwan.
Kang znów spojrzał za okno. Tuż za rzeką Han-gang rozciągały się aż po horyzont wzgórza jego ojczyzny.
– Czas odzyskać nasz kraj – mruknął cicho.
Kwan ruszył do drzwi. W progu przystanął i się odwrócił.
– Jest jeszcze jedna sprawa związana z projektem „Chimera".
Kang skinął głową na znak, by mówił dalej.
– Helikopter zestrzelony na Aleutach wystartował z amerykańskiego statku badawczego Narodowej Agencji Badań Morskich i Podwodnych. Nasi ludzie zameldowali, że piloci zginęli, co potwierdziły także lokalne media na Alasce w pierwszych doniesieniach o katastrofie śmigłowca. Ale nasz terenowy zespół operacyjny w Stanach, który monitorował reakcję Amerykanów na nasz test, zameldował, że pilot helikoptera, dyrektor projektów specjalnych NUMA, nazwiskiem Pitt, i jego partner przeżyli wypadek.
– To bez znaczenia – odparł Kang.
Kwan odchrząknął nerwowo.
– Kazałem naszym ludziom śledzić Pitta. Wrócił do Seattle. Dwa dni później pilotów NUMA widziano w łodzi, która kierowała się do rejonu zatonięcia 1-403.
– Co?! To niemożliwe! – wykrzyknął Kang. Z wściekłości nabrzmiała mu żyła na czole. – Skąd wiedzieli o naszych działaniach?
– Też tego nie rozumiem. Ale to profesjonaliści. Może ktoś zauważył, jak wydobywaliśmy ładunek z wraku, i po prostu sprawdzali, czy nie kręcą się tam szabrownicy. Albo to zwykły przypadek. Mogli prowadzić jakieś badania w tym rejonie.
– Możliwe. Ale nie możemy dopuścić do zdemaskowania naszego projektu. Niech nasi ludzie zajmą się nimi.
– Rozumiem. Zaraz to załatwię – odrzekł Kwan i wyszedł z pokoju.
15
Aztekowie ze środkowego Meksyku nazywali to Wielkim Trądem. Śmiertelna choroba pojawiła się jakiś czas po przybyciu Hernando Cortesa i jego oddziałów w 1518 roku. Niektórzy uważają, że przywlókł ją z Kuby inny konkwistador, Narvaez. Ktokolwiek był nosicielem, skutki okazały się przerażające. Kiedy w roku 1521, po czterech miesiącach oblężenia, Cortes wkroczył do miasta Tenochtitlan bronionego przez siły Montezumy, zaszokowało go to, co zobaczył. Na ulicach i w domach leżały stosy rozkładających się ciał. Martwi nie polegli w walce, wszyscy byli ofiarami choroby.
Nikt nie wie, skąd pochodzi Variola major, ale zabójczy zarazek, znany lepiej jako wirus ospy, był sprawcą wielu tragedii na całym świecie. Choć epidemie ospy zdarzały się już w starożytnym Egipcie, choroba jest uważana za plagę Ameryk, gdzie spowodowała najwięcej zgonów wśród podatnych na zarażenie rdzennych mieszkańców zachodnich kontynentów. Przywieziona do Nowego Świata przez załogi statków Krzysztofa Kolumba, siała śmierć w całych Indiach Zachodnich i zdziesiątkowała karaibskich Indian, którzy witali Kolumba w czasie jego pierwszej podróży na zachód.
Ocenia się, że w 1521 roku ospa sprowadzona do Meksyku przez Cortesa lub Narvaeza zabiła prawie połowę z trzystu tysięcy mieszkańców Tenochtitlan. W całym kraju ofiar choroby były miliony. Podobnie w Ameryce Południowej. Kiedy w roku 1531 Pizarro wylądował w Peru w poszukiwaniu złota, ospa już unicestwiała Inków. Niespełna dwustuosobowa armia Pizarra nigdy nie splądrowałaby ich imperium, gdyby Inkowie nie byli zaprzątnięci walką ze straszliwą chorobą. Na ospę zmarło prawdopodobnie ponad pięć milionów Inków, co niemal całkowicie zniszczyło ich cywilizację.
Rdzenni mieszkańcy Ameryki Północnej też nie byli odporni na epidemię. W Massachusetts i rejonie zatoki Narragansett wiele plemion zostało zdziesiątkowanych, a w innych rejonach niektóre w ogóle przestały istnieć. Szacuje się, że przez sto lat od przybycia Kolumba populacja Nowego Świata zmniejszyła się o dziewięćdziesiąt pięć procent, co przypisuje się głównie ospie.
Choroba uśmierciła również tysiące ludzi w Europie, gdzie przez dwa następne stulecia co jakiś czas wybuchały epidemie. Później wykorzystywano zabójczy wirus jako narzędzie walki z siłami wroga. Historycy twierdzą, że w latach sześćdziesiątych XVIII wieku Brytyjczycy dostarczali koce zakażone ospą plemionom indiańskim i podobną taktykę zastosowali przeciwko oddziałom amerykańskim w bitwie o Quebec podczas wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych.
Na początku XIX wieku wynaleziono prymitywne szczepionki z wirusem krowianki, które ograniczyły liczbę zachorowań. Sporadyczne wybuchy choroby i psychoza zimnej wojny sprawiły, że w Stanach Zjednoczonych rutynowe szczepienia przeciwko ospie prowadzono do lat siedemdziesiątych XX wieku. Dzięki skutecznym działaniom Światowej Organizacji Zdrowia zagrożenie ospą wyeliminowano całkowicie w roku 1977. Z wyjątkiem niewielkiej próbki w laboratorium Ośrodków Zwalczania Chorób w Stanach Zjednoczonych i nieznanej ilości przeznaczonej do celów wojskowych w byłym Związku Radzieckim, wszystkie światowe zapasy wirusa zostały zniszczone. O ospie niemal zapomniano do czasu, gdy ataki terrorystyczne w pierwszych latach nowego wieku wywołały obawę, że ta niebezpieczna choroba znów stała się zagrożeniem, z którym należy się liczyć.
Historia ospy niewiele obchodziła Irva Fowlera. Gdy zdołał dojechać do izby przyjęć szpitala rejonowego w Anchorage na Alasce, myślał tylko o cichej sali i opiece atrakcyjnej pielęgniarki, która pomoże mu się wygrzebać z ciężkiej grypy. Kiedy zbadali go lekarze i z ponurymi minami zarządzili kwarantannę, był zbyt słaby, żeby się zaniepokoić. Dopiero gdy dwaj specjaliści w maskach chirurgicznych oznajmili mu, że ma ospę, w jego głowie odezwał się alarm. Nurtowały go dwa pytania: Czy będzie wśród trzydziestu procent przypadków śmiertelnych? I kogo zdążył zarazić?
16
– Dirk, mam złą wiadomość. – Głos Sary w słuchawce brzmiał alarmująco.
– Co się stało?
– Irv jest w szpitalu w Anchorage. Lekarze rozpoznali u niego ospę. Nie mogę w to uwierzyć.
– Ospę? Myślałem, że już dawno ją zwalczono.
– W zasadzie tak. Jeśli diagnoza jest właściwa, to byłby pierwszy przypadek ospy w Stanach Zjednoczonych od trzydziestu lat. Służba zdrowia nie rozgłasza tego, ale nasze centrum wysyła na Alaskę szczepionki na wypadek wybuchu epidemii.
– Jaki jest stan Irva?
– Krytyczny – odrzekła Sarah, niemal krztusząc się tym słowem. – Najbliższe dwa, trzy dni będą decydujące. Jest na kwarantannie razem z trzema innymi osobami, z którymi miał bliski kontakt.
– Bardzo mi przykro – powiedział Dirk ze szczerą troską. – Ale Irv to twardziel, wyjdzie z tego. Orientujesz się, jak mógł to złapać?
Sarah przełknęła z trudem.
– Okres inkubacji trwa około dwóch tygodni. To by oznaczało, że zaraził się na Yunasce albo… na pokładzie „Deep Endeavora".
– Na naszym statku? – zapytał z niedowierzaniem Dirk.
– Nie wiem. Na statku albo na wyspie. Teraz to bez znaczenia. Ospa jest zakaźna. Musimy jak najszybciej przebadać wszystkich, którzy byli na pokładzie „Deep Endeavora", i odizolować zarażonych.
– A co z tobą i Sandy? Mieszkałyście i pracowałyście razem z Irvem. Nic wam nie jest?
– Zostałyśmy zaszczepione dwa lata temu po pierwszych obawach, że ospa może być bronią terrorystów. Irv trafił do nas niedawno z alaskańskiego Instytutu Epidemiologii i nie dostał szczepionki.