Выбрать главу

– A co z tym sterowcem? – zapytał Kim. – Trzeba go zestrzelić, bo może za nami polecieć.

Tongju przyjrzał się srebrzystemu statkowi powietrznemu, który unosił się nad lądowiskiem helikoptera na „Odyssey".

– Nie możemy otworzyć do nich ognia, dopóki są w pobliżu platformy. Teraz już nie mogą nam przeszkodzić. Może się spalą w czasie startu rakiety. Chodź, popatrzymy na start. Potem się ich pozbędziemy.

Tongju wyszedł ze sterowni, Kim za nim. Ruszyli do centrum kontroli startów. W jasno oświetlonym pomieszczeniu roiło się od inżynierów w białych fartuchach laboratoryjnych. Siedzieli przy swoich stanowiskach, które tworzyły kształt podkowy. Na przedniej ścianie znajdował się wielki płaski ekran. Pokazywał zenita w wyrzutni. Z korpusu rakiety wydobywały się smugi pary. Tongju zauważył Linga. Szef zespołu pochylał się nad monitorem i rozmawiał z technikiem. Tongju podszedł do nich.

– Jaka sytuacja, Ling? – zapytał.

Inżynier zmrużył oczy i spojrzał na niego przez okulary.

– Za dwie minuty zakończymy tankowanie. Nie działa jeden z rezerwowych komputerów kontroli lotu, w jednym z przewodów chłodziwa jest za niskie ciśnienie i mamy wyciek z pomocniczej pompy numer dwa.

Tongju poczerwieniał.

– Co to oznacza?

– To nic groźnego. Wszystkie inne systemy funkcjonują prawidłowo. Wystrzelenie nastąpi o czasie. – Ling spojrzał na cyfrowy zegar odliczający pod ekranem. – Dokładnie za dwadzieścia trzy minuty i czterdzieści siedem sekund.

Zegar odliczający na „Odyssey" pokazał dwadzieścia trzy minuty i czterdzieści sześć sekund. Jack Dahlgren oderwał wzrok od wyświetlacza i spojrzał w górę na „Icarusa", który unosił się nad sterownią. Wiedział, że nie ma szans, żeby zostali zauważeni z gondoli, ale może Pitt i Giordino znajdą jakiś sposób na powstrzymanie startu rakiety. Wyciągnął się w kierunku Dirka, pewny, że jego przyjaciel patrzy z nadzieją na sterowiec. Ale Dirk nie zwracał uwagi na „Icarusa". Koncentrował się na próbie uwolnienia z więzów. Jack otworzył usta, żeby powiedzieć coś pocieszającego, gdy nagle zobaczył ruch w hangarze. Zamrugał i wytężył wzrok. W ich kierunku pędził jakiś mężczyzna.

– Dirk, ktoś tu biegnie. Czy ja dobrze widzę?

Dirk nie przestał szarpać więzów, ale zerknął w stronę hangaru i zmrużył oczy. Na pokład wypadł jakiś mężczyzna. W prawej ręce trzymał coś o wyglądzie długiej laski. Był wysoki, szczupły i ciemnowłosy. Dirk uśmiechnął się szeroko.

– Pierwszy raz widzę mojego ojca w takim biegu – powiedział do Dahlgrena.I

Kiedy szef NUMA znalazł się bliżej, zobaczyli, że nie trzyma laski, lecz topór strażacki. Pitt senior dobiegł do wyrzutni i uśmiechnął się z ulgą, widząc, że są cali i zdrowi.

– Chyba wam mówiłem, chłopcy, żebyście nie wybierali się na przejażdżkę z obcymi? – poklepał syna po ramieniu i obejrzał więzy.

Dirk wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– Przepraszam, tato, ale obiecywali nam dużo atrakcji. Dzięki, że po nas wpadłeś.

– Taksówka czeka. Wynośmy się stąd, zanim odpalą to coś.

Pitt przyjrzał się linie krępującej łokcie Dirka, wziął zamach i przeciął ją. Potem uwolnił mu nadgarstki. Ostrze topora uderzało z metalicznym dźwiękiem w stalową belkę wyrzutni. Kiedy Dirk rozwiązywał sobie kostki, Pitt oswobodził Dahlgrena. Obaj mężczyźni szybko wstali i Pitt odrzucił topór.

– Tato, w hangarze jest uwięziona załoga platformy. Musimy ich wypuścić.

Pitt skinął głową.

– Zdawało mi się, że słyszę jakieś hałasy. Prowadź.

Wszyscy trzej pobiegli szybko przez pokład. Wiedzieli, że liczy się każda sekunda. Dirk spojrzał w górę na zegar odliczający. Dwadzieścia jeden minut i trzydzieści sześć sekund. Potem platforma zamieni się w ogniste piekło. Jakby tego było mało, z hangaru dobiegł nagle zgrzyt. Oprogramowanie startowe wysłało z „Koguryo" elektroniczne polecenie zamknięcia hangaru i wielkie wrota zaczęły się zasuwać.

– Drzwi się zamykają – wysapał w biegu Dahlgren. – Musimy się pospieszyć.

Wyrwali do przodu jak sprinterzy na olimpiadzie. Pitt wciąż miał silne nogi, ale przed hangarem został z tyłu i Dirk z Dahlgrenem pierwsi wpadli przez malejący otwór. Pitt odwrócił się i wśliznął bokiem do środka. Sekundę później wrota się zamknęły.

W połowie długości hangaru usłyszeli przytłumione głosy i metaliczne uderzenia. Ludzie zamknięci w magazynie próbowali się wydostać. Dirk, Dahlgren i Pitt dobiegli bez tchu do drzwi pomieszczenia i obejrzeli łańcuch spięty kłódką.

– Ten łańcuch nie puści, ale gdybyśmy znaleźli łom, może udałoby się wyważyć drzwi – wysapał Dahlgren i rozejrzał się dookoła.

Pitt zerknął na samobieżną platformę roboczą, którą Jack przejechał wcześniej przez hangar. Sięgnął w górę i chwycił sterownik zwisający na kablu z poręczy.

– To będzie nasz łom – powiedział i obniżył trochę platformę. Potem podprowadził ją do magazynu. Owinął mocno luźny koniec łańcucha wokół jej poręczy i zawołał do ludzi w środku: – Cofnijcie się od drzwi.

Odczekał chwilę i wcisnął przycisk. Platforma zaczęła się wolno unosić i naprężać łańcuch. Mechanizm podnośnika rzęził z wysiłku, koła platformy trzęsły się w miejscu. Nagle rozległ się głośny trzask i drzwi wyskoczyły z zawiasów. Poderwały się do góry, uderzyły w platformę i zawisły na łańcuchu. Pitt szybko cofnął platformę i z magazynu wysypała się załoga „Odyssey".

Od chwili opanowania platformy przez ludzi Tongju więźniowie dostawali niewiele jedzenia. Byli słabi i zestresowani. Ale jednocześnie czuli gniew. Grupa doświadczonych profesjonalistów nie pogodziła się z przegraną.

– Jest tu kapitan i szef obsługi wyrzutni? – zawołał Pitt wśród głośnych podziękowań za uwolnienie.

Przez tłum przepchnął się kapitan Christiano. Za nim szedł szczupły, dystyngowany mężczyzna z kozią bródką.

– Nazywam się Christiano, jestem kapitanem „Odyssey". A to Larry Ohlrogge, szef obsługi wyrzutni. Czy platforma jest już bezpieczna? Unieszkodliwiono tamte męty? – rzucił z pogardą.

Pitt pokręcił głową.

– Ewakuowali się stąd i zamierzają wystrzelić rakietę. Mamy mało czasu.

Ohlrogge zauważył pusty transporter i zamknięte wrota hangaru.

– Zostały nam minuty – powiedział nerwowo.

– Mniej więcej osiemnaście – uściślił Pitt. – Kapitanie, niech pan natychmiast zabierze załogę na lądowisko helikoptera – rozkazał. – Czeka tam sterowiec. Jeśli się pospieszymy, zdążymy odlecieć. – Odwrócił się do Ohlrogge'a. – Można w jakiś sposób powstrzymać start rakiety?

– To całkowicie zautomatyzowany proces. Jest kontrolowany z pokładu statku montażu i dowodzenia. Ci terroryści prawdopodobnie mają kopię oprogramowania.

– Możemy mechanicznie przerwać tankowanie zenita – zauważył Christiano.

Ohlrogge ponuro pokręcił głową.

– Już za późno. Na tym etapie jedyną nadzieją mógłby być awaryjny system sterowania na mostku.

– Na końcu hangaru jest winda na mostek – powiedział Christiano. – Tuż powyżej jest lądowisko helikoptera.

– Więc chodźmy – odrzekł Pitt.

Tłum ruszył w głąb hangaru i stłoczył się przy windzie. Christiano odzyskał zdolność dowodzenia.

– Wszyscy się nie zmieszczą. Pojedziemy w trzech grupach. Najpierw was ośmiu, potem wy, później dalszych dziesięciu – zarządził.

– Jack, jedź z pierwszą grupą i pomóż im wsiąść do „Icarusa". Uprzedź Ala, że będzie więcej pasażerów – polecił Pitt. – Dirk, ty zabierzesz się z ostatnią grupą. Dopilnujesz, żeby nikt tu nie został. – Odwrócił się do Christiano. – Kapitanie, musimy natychmiast dostać się na mostek.