Zatrzymał pojazd kilkadziesiąt centymetrów nad dnem, potem skierował go wolno w stronę dwóch ciemnych obiektów w pobliżu. Kamery pokazały po drodze dwa poszarpane kawałki białego metalu wystające z piasku. Wyglądały na fragmenty korpusu zenita. Pitt ominął szczątki i wysterował w kierunku wykrytych przez sonar celów. Na dnie leżały dwie części rakiety nośnej.
Kiedy ROV zbliżył się do nich, Pitt i Giordino zobaczyli, że pierwsza ma prawie pięć metrów długości i niemal taką samą średnicę, ale jest spłaszczona z jednej strony. Koziołkowała w powietrzu i uderzyła w wodę bokiem. Siła kolizji nadała jej niemal prostokątny kształt zidentyfikowany przez sonar. Pitt poprowadził pojazd do końca fragmentu rakiety. Kamery pokazały wielką dyszę wylotową, która wystawała z masy rur i komór.
– Silnik jednego z górnych członów? – zapytał Giordino.
– Prawdopodobnie trzeciego. Tego, który jest najwyżej i wynosi ładunek na orbitę.
Niezatankowana część zenita odłamała się od drugiego, niższego członu podczas eksplozji. Ale głowica umieszczona na szczycie oderwanej części również odpadła. Kilka metrów dalej ciągnął się w mrok długi biały obiekt.
– Wystarczy tych oględzin na odległość. Przyjrzyjmy się z bliska temu. – Giordino wskazał krawędź jednego z monitorów.
Pitt skierował ROV-a w stronę białego obiektu, który szybko wypełnił ekrany. Rozpoznali następną część rakiety. Była mniej uszkodzona niż trzeci stopień zenita. Pitt ocenił jej długość na jakieś sześć metrów i zauważył, że ma nieco większą średnicę. Bliższy koniec został wgnieciony do środka, jakby uderzył w niego kafar. Pitt ustawił ROV-a tak, żeby zajrzeć w głąb, ale zobaczył tylko zmiażdżony metal.
– To musi być głowica – stwierdził. – Uderzyła w wodę tym końcem.
– Może coś widać z drugiej strony – odrzekł Giordino.
Pitt doprowadził ROV-a wzdłuż poziomej części rakiety do jej przeciwległego krańca i zatoczył pojazdem szeroki łuk. Kiedy reflektory ROV-a oświetliły odsłonięty koniec obiektu, Pitt i Giordino przysunęli się do monitorów, żeby lepiej widzieć. Pitt zwrócił uwagę na pierścień wokół wewnętrznej krawędzi cylindra. Było oczywiste, że trzeci stopień rakiety, o mniejszej średnicy, był umocowany do tego końca. Pitt przysunął pojazd bliżej. Zobaczyli oderwany fragment osłony, który sterczał pionowo na całej długości górnej powierzchni obiektu. Pitt uniósł ROV-a i poprowadził wzdłuż otworu leżącej części rakiety, z kamerami skierowanymi do środka. Przyglądali się labiryntowi rur i plątaninie kabli. Nagle blask świateł pojazdu odbił się od płaskiej lśniącej płyty. Pitt zatrzymał ROV-a i uśmiechnął się szeroko.
– To chyba wysięgnik z bateriami słonecznymi.
Giordino skinął głową.
– Dobra robota, doktorze von Braun.
Kiedy pojazd ruszył dalej, zobaczyli następne wysięgniki i cylindryczny korpus fałszywego satelity. Choć stożek dziobowy rakiety został zgnieciony, satelita w jej głowicy zachował się nietknięty wraz z ładunkiem zabójczego wirusa w środku.
Obejrzeli dokładnie całą część głowicową zenita, potem Pitt skierował ROV-a z powrotem do „Deep Endeavora" i zarządził akcję wydobywczą. Choć statek NUMA był przede wszystkim jednostką badawczą, miał na pokładzie sprzęt do niewielkich operacji ratowniczych. Po zniszczeniu „Badgera" Pitt i Giordino musieli skorzystać z rezerwowego pojazdu głębinowego. Użyli go do założenia uprzęży wokół głowicy rakiety i unieśli ją wolno na powierzchnię za pomocą dużych worków powietrznych. Pod osłoną ciemności i z dala od wścibskich mediów fragment zenita wyłowiono z wody, przeniesiono na pokład „Deep Endeavora", unieruchomiono i przykryto brezentem.
– Chłopcy z wywiadu będą mieli co robić – powiedział Giordino.
– Na pewno dowiodą, że ataku nie przygotowała grupa terrorystów amatorów. Kiedy opinia publiczna dowie się, jaki ładunek był w rakiecie, pan Kang pożałuje, że się urodził.
Giordino machnął ręką w kierunku zamglonej łuny świateł na wschodzie.
– W każdym razie dobrzy ludzie w Los Angeles są nam winni piwo za uratowanie ich pięknego miasta… i może klucze do Playboy Mansion.
– Powinni podziękować Dirkowi i Summer.
– Szkoda, że dzieciaków tu nie ma i nie mogą zobaczyć, że to maleństwo jest już w naszych rękach.
– Nie odzywali się, odkąd zeszli na ląd.
– Pewnie robią to, co robiłby ich stary – uśmiechnął się Giordino. – Złożyli wywiadowi raport i pojechali na plażę posurfować.
Pitt roześmiał się i spojrzał na ciemne morze. Nie, pomyślał. Teraz nie ma na to czasu.
64
Trzynaście tysięcy metrów nad Pacyfikiem Dirk siedział w ciasnym fotelu rządowego odrzutowca lecącego do Korei Południowej. Próbował się zdrzemnąć, ale adrenalina nie pozwalała mu zasnąć. Minęły zaledwie godziny, odkąd on i Summer zeszli z pokładu „Deep Endeavora", żeby opowiedzieć agentom FBI i wywiadu Departamentu Obrony o spotkaniu z Kangiem i jego fortecy.
Dowiedzieli się, że Sandecker przekonał w końcu prezydenta i Biały Dom wydał rozkaz, żeby dobrać się do Kanga szybko i cicho bez informowania władz Korei Południowej. Ułożono plan operacji. Celem ataku było kilka obiektów należących do Kanga, łącznie ze stocznią w Inczhon. Tajemniczy przywódca nie pokazywał się publicznie od kilku dni, więc pierwsze miejsce na liście celów zajmowała jego rezydencja. Ponieważ niewielu ludzi z Zachodu miało okazję złożyć tam wizytę, informacje Dirka i Summer były bardzo cenne.
– Chętnie opiszemy wam całą posiadłość, łącznie z lokalizacją wejść i rozmieszczeniem posterunków ochrony – powiedział Dirk ku wielkiemu zadowoleniu agentów wywiadu. – Ale w zamian oczekuję biletu na przedstawienie.
Uśmiechnął się pod nosem, kiedy zbledli. Po kilku mrukliwych kontrargumentach i telefonach do Waszyngtonu zgodzili się. Wiedzieli, że Dirk bardzo się przyda na miejscu akcji. Summer uznała, że zwariował.
– Naprawdę chcesz tam wrócić? – zapytała z niedowierzaniem, gdy zostali sami.
– Jasne – odparł. – Muszę siedzieć w pierwszym rzędzie, kiedy będą mu zakładali pętlę na szyję.
– Mnie wystarczy jedna wizyta u Kanga. Dirk, proszę cię. Zostaw działanie zawodowcom – powiedziała z siostrzaną troską. – Dziś omal nie straciłam was obu, ciebie i ojca.
– Bez obaw. Będę się trzymał z tyłu ze schyloną głową – obiecał.
Po dwugodzinnym briefingu dostarczono go do międzynarodowego portu lotniczego w Los Angeles i odleciał do Korei. Krótko po wylądowaniu w bazie lotniczej w Osan powtórzył swoją opowieść grupie operacji specjalnych, która miała przeprowadzić uderzenie. Podał każdy szczegół i strzęp informacji o rezydencji Kanga, jaki pamiętał. Potem usiadł z tyłu i wysłuchał uważnie odprawy. Plan taktyczny zakładał, że dwie jednostki specjalne wojsk lądowych przenikną do portu Kanga i pobliskiego centrum telekomunikacyjnego w Inczhon, a oddział komandosów marynarki wojennej, Navy SEAL, do jego posiadłości. Ataki zostaną przeprowadzone jednocześnie. W gotowości będą dodatkowe siły, żeby uderzyć na inne obiekty Kanga, gdyby tajemniczego przywódcy nie było w trzech pierwszych miejscach. Po odprawie do Dirka podszedł kapitan marynarki wojennej odpowiedzialny za koordynację działań komandosów SEAL.