Выбрать главу

Od matki dostała kilkaset marek ONZ. Stojąc na zbudowanym z desek balkonie swojego hotelowego pokoju, popatrywała na kłębiący się w dole tłum, pył i jaskrawe kolory i czuła, jak w jej piersi wzbiera podniecenie. Jeżeli nie znajdzie sposobu, by zrobić piekło na dole, włączy swoje Trzecie Oko.

Spróbowała zagrać, ale to okazało się totalnym niewypałem. Trochę wygrała, troszkę przegrała, nie zdołała się jednak wprowadzić w stan, w którym by ją to bardziej obeszło. Pieniądze były wariacką grą i wcale nie próbowała udawać, że ją rozumie. Matka mówiła, że jest to środek zapisu na wielkim pokazie dominacji kultury obracającej się wokół penisa. To właśnie i tylko to powinna wiedzieć jej córka.

Postanowiła nie zamykać się na nowe propozycje, chociaż niektóre rzeczy z góry nie obiecywały dobrej rozrywki. Z początku szła za ludźmi, którzy — jak się jej wydawało — najlepiej się bawią, robiąc to samo co oni. Za pół marki spróbowała rzutów trzema nożami do człowieka, który brykał i mówił coś nieustannie na tle drewnianej tarczy. Był bardzo dobry. Nie zdołała go trafić, zresztą nikomu się to nie udało w czasie, kiedy przyglądała się tej zabawie.

Potem poszła za zalaną parą do „Cudownego Zoo Profesora Pottera”, gdzie w klatkach wystawiono najprzedziwniejsze okazy miejscowej fauny. Robin była zafascynowana i nie mogła zrozumieć, dlaczego para wyszła, ledwie rzuciwszy okiem. W poszukiwaniu jakiejś „akcji”, jak to sformułował mężczyzna. Cóż, powinna zatem rozejrzeć się za akcją.

W jednym z namiotów mężczyzna gwałcił na scenie kobietę. Uznała to za bardzo nudny pokaz. Już to przecież widziała i nawet rozmaite wygibasy nie zdołały obudzić jej zainteresowania. Później w tej samej scenie wystąpiły dwie tytanie i to już było o wiele ciekawsze, choć miałaby sporo kłopotów ze słownym opisem tego, co widziała. Sądziła, że jedna z tytanii gwałci drugą, ale później gwałcona przejęła rolę gwałciciela. Więc jak to jest? Jeżeli obie płci mogą gwałcić, to czy nadal jest to gwałt? Oczywiście, problem ten dotyczył tylko tytanii. Każda z nich miała z tyłu organ zarówno męski jak i żeński, z przodu zaś narząd męski lub żeński. Spiker zapowiedział, że będzie to pokaz „edukacyjny”, wyjaśniając, że tytanie swobodnie uprawiają publicznie tylny seks, użycie jednak przednich organów zastrzegają sobie jako sferę intymności. Spiker nauczył również Robin nowego słowa: pieprzyć.

Tylny penis tytanii wprawił Robin w prawdziwy popłoch. Normalnie częściowo ukryty w specjalnej pochwie przy zadnich nogach, obnażony — prezentował się naprawdę imponująco. Wyglądał zupełnie tak jak jego ludzki odpowiednik, długością odpowiadał jednak ręce Robin i był przy tym dwukrotnie grubszy. Zastanawiała się, czy jej matka nie czuła się nieswojo, przypisując ten straszliwy organ mężczyźnie z ludzkiego rodu.

Na tej zwariowanej ulicy można było obejrzeć również i inne prezentacje dydaktyczno-naukowe. Wiele przedstawiało różne odmiany przemocy. Akurat to nie dziwiło Robin, która niczego innego po tym zepsutym społeczeństwie się nie spodziewała i której przemoc również nie była obca. W małym namiocie kobieta demonstrowała potęgę jakiejś odmiany jogi, wbijając sobie szpilki do oczu, pogrążając długą szablę w brzuchu, aż wyszła plecami, i wreszcie zręcznie amputując sobie lewą rękę przy użyciu skalpela i piłki. Robin była pewna, iż kobieta jest robotem lub rodzajem holograficznej iluzji, cały pokaz był jednak zbyt doskonały, żeby zrobić na niej wrażenie. Zresztą kolejną prezentację kobieta rozpoczynała cała i zdrowa.

Kupiła sobie bilet na miejscową wersję „Romea i Julii” w obsadzie złożonej wyłącznie z tytanii, która przyprawiła ją o taki atak śmiechu, że musiała wyjść przed końcem. Właściwszym tytułem dla tej sztuki byłoby z pewnością „Montecchii i Capuletti wstępują do kawalerii”. Ingerencje w tekst były doskonale widoczne. Robin miała wątpliwości, czy poeta miałby coś przeciwko odgrywaniu wszystkich ról przez tytanie, sądziła jednak, że na pewno by mu się nie spodobało, że Romeo został przemieniony w mężczyznę przez zgniłych rewizjonistów.

Dobrnęła wreszcie do niezbyt wielkiego namiotu i — przyciągnięta przez dobiegającą stamtąd muzykę — z przyjemnością przysiadła na jednej z wielu stojących w nim ławek. Z przodu śpiewał chór tytanii pod batutą mężczyzny w czarnym płaszczu. Wyglądałoby to na jeszcze jeden show, gdyby nie brak biletera. Czymkolwiek to było, zapewniało odpoczynek dla nóg.

Ktoś puknął ją w ramię. Odwróciwszy się dostrzegła innego mężczyznę w czerni. Za nim stała ty tania w okularach w metalowej oprawie.

— Przepraszam, czy nie zechciałabyś tego ubrać? — Podał jej białą koszulę. I on, i tytania uśmiechali się przyjaźnie.

— Po co? — spytała Robin.

— To tutaj przyjęte — powiedział mężczyzna przepraszającym tonem. — Jesteśmy przekonani, że obnażanie się jest czymś niestosownym. — Robin dostrzegła, że tytania również nosiła koszulę: po raz pierwszy zauważyła, by ktoś zakrywał tu piersi.

Narzuciła koszulę, chcąc zaspokoić te dziwne wymagania, jeżeli tylko pozwolą jej posiedzieć i posłuchać tej ślicznej muzyki.

— Co to właściwie za miejsce? — zapytała. Mężczyzna usiadł obok niej, uśmiechając się głupkowato.

— To dobre pytanie — westchnął. — Czasami jest ono sprawdzianem wiary najbardziej żarliwych wyznawców. Jesteśmy tu po to, aby nieść Słowo innym planetom. Tytanie mają dusze, podobnie jak ludzie. Jesteśmy tutaj od dwunastu lat. Mamy sporą grupę uczestniczących we mszy, udzieliliśmy też kilku sakramentów małżeństwa i chrztu. — Skrzywił się i popatrzył na grupę z przodu. — Myślę jednak, że kiedy wszystko zostanie już powiedziane i zrobione, nasza trzódka przychodzi tutaj głównie po to, by ćwiczyć się w chóralnym śpiewie.

To nieprawda, Bracie Danielu — powiedziała tytania po angielsku. — Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego, Stworzyciela Nieba i Ziemi i w Jezusa Chrystusa Syna Jego Jedynego, Pana Naszego…

— Chrześcijanie! — zawyła Robin. Skoczyła na równe nogi, czyniąc dwoma palcami jednej ręki obronny znak, a drugą wyciągając Nasu do przodu. Zaczęła się wycofywać, czując, jak jej serce łomocze nieprzytomnie. Nie przerywała biegu, póki kościół nie zniknął w tumanie kurzu.

Była w kościele! Tylko tego się naprawdę bała, to był jedyny upiór z dzieciństwa, co do którego nie miała żadnej wątpliwości. Chrześcijanie byli najistotniejszym elementem hierarchicznej i opartej na ucisku struktury władzy. Gdy weseli poganie wpadali im w ręce, byli faszerowani prochami i poddawani ohydnym torturom psychicznym i fizycznym. Nie było ucieczki, nie było nadziei. Ich straszne obrzędy wypaczały umysł w sposób nieodwracalny i dopiero wtedy takiego nawróconego zarażano bezimienną chorobą, która trawiła łono. Ich kobiety do końca swoich dni musiały w męce rodzić dzieci.

Kuchnia na Gai była bardzo ciekawa. Robin znalazła miejsce, skąd dolatywały smakowite zapachy, i zamówiła coś, co nazywało się Bigmac. Jak się wydawało, potrawa ta składała się głównie z węglowodanów, w które owinięty był tłuszcz. Była pyszna. Zjadła do ostatniej okruszyny, czując, że postępuje wielce nierozważnie.