— Zamknij się.
Gaja lekko przekrzywiła głowę, zamyśliła się i umilkła. Złożyła ręce na brzuchu i czekała.
— Przyszłam złożyć swoją rezygnację.
— Nie prosiłam o nią.
— Ale właśnie ją otrzymujesz. Nie chcę już być Czarodziejką.
— Już nie chcesz. — Gaja zacmokała ze smutkiem. — Wiesz, że to nie jest takie proste. Ale zachodzi tu jednak pewien zbieg okoliczności. Przez ostatnie kilka lat zastanawiałam się, czy mam ci przedłużyć umowę o pracę. Wymagałoby to oczywiście dodatkowego wynagrodzenia, które równałoby się wyrokowi śmierci, więc nie postępowałam pochopnie. Faktem jednak jest, że dawno już przestałaś należycie wypełniać swoje obowiązki, o ile w ogóle jeszcze pamiętasz warunki, na jakich cię zatrudniłam.
— Gadaj sobie, co chcesz. Fakt jest taki, że składam wymówienie i odchodzę natychmiast po następnym Karnawale w Hyperionie. Do tego czasu odwiedzę wszystkie pozostałe obszary zamieszkałe przez tytanie, aby…
— Odchodzisz natychmiast?! — Gaja okazała udawane zdziwienie. — Czy wy ją słyszycie? Tyle zuchwalstwa i to wszystko w ciągu jednego dnia! — Roześmiała się, a jej akolici odpowiedzieli chórem. Cirocco spojrzała na jednego z ludzi, który natychmiast uznał, że lepiej będzie usunąć się z zasięgu jej wzroku. Tymczasem zapadła cisza i Gaja gestem dłoni nakazała jej kontynuować.
— Mam niewiele do dodania. Obiecałam, że ten Karnawał przejdzie do historii i dotrzymam słowa. Żądam jednak, byś potem wprowadziła inną metodę rozmnażania tytanii, na którą ja muszę wyrazić zgodę. Ma temu towarzyszyć dziesięcioletni okres próbny, w trakcie którego będę sprawdzała, czy w tej nowej metodzie nie kryje się jakiś podstęp.
— Jesteś wymagająca — zauważyła Gaja i zacisnęła wargi. — Powiem ci, Cirocco: bezwzględnie mną manipulujesz. Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że będziesz na tyle rozsądna, aby się tu pojawić po tym wszystkim, czego się dowiedziałaś. To jednak dobrze o tobie świadczy i dowodzi, że masz te zalety, które w tobie dostrzegłam, zanim uczyniłam cię Czarodziejką. Jeśli sobie przypominasz, należały do nich odwaga, zdecydowanie, żądza przygód i zdolność do heroicznych czynów: cechy, które obecnie utraciłaś. Nie miałam zamiaru mówić ci o moich ostatnich wątpliwościach. Ale ty nagle wysuwasz tak głupie żądania, że zastanawiam się, czy przypadkiem nie postradałaś zmysłów.
— Właśnie je odzyskałam.
Gaja zmarszczyła czoło. — Porozmawiajmy o tym otwarcie, dobrze? Obydwie wiemy, czego dotyczy ta cała rozmowa. Przyznaję, że postąpiłam pochopnie i trochę przeholowałam. Ale ona też była głupia. To nie było rozsądne z jej strony wykorzystywać te dzieci, ale niewątpliwie w jej stanie nie mogła myśleć o wszystkim. Jest jednak faktem, że Ga…
— Nie wymawiaj jej imienia. — Cirocco podniosła głos tylko odrobinę, ale Gaja natychmiast urwała, a pierwsze rzędy jej audytorium odruchowo się cofnęły. — Nigdy więcej nie wymawiaj przy mnie jej imienia.
Wbrew wszelkim przypuszczeniom Gaja okazała prawdziwe zaskoczenie.
— Jej imienia? Co ma z tym wspólnego jej imię? Nie widzę w tym żadnego sensu, chyba że dałaś się porwać opowieściom o swych rzekomych magicznych mocach. Imię to tylko dźwięk, nie zawiera żadnej mocy.
— Nigdy więcej jej imię nie padnie z twych ust. Gaja po raz pierwszy wyglądała na rozzłoszczoną.
— Już dość się nasłuchałam — powiedziała. — Nie chcę, by każdy dzień zaczynał się i kończył rzeźnią i tylko dlatego znoszę obrazy, jakich nie zniósłby żaden inny Bóg. Ale nadużywasz mojej cierpliwości. Powiem tylko tyle, a ty potraktuj to jako ostrzeżenie.
— Nasłuchałaś się tyle, bo to uwielbiasz — powiedziała spokojnie Cirocco. — Traktujesz życie jak grę, w której poruszasz pionkami. Im lepsze przedstawienie dostajesz w zamian, tym bardziej jesteś zadowolona. Zmuszasz tych ludzi, żeby całowali twoją dupę, kiedy tylko zechcesz. Ja natomiast będę cię obrażała, kiedy sama zechcę.
— Oni też by tak chcieli — powiedziała Gaja i znowu się uśmiechnęła. — Oczywiście, masz rację. Raz jeszcze udowodniłaś, że jak się postarasz, to dajesz lepsze przedstawienie niż inni. — Czekała, najwyraźniej spodziewając się, że Cirocco zechce coś dodać. Ta jednak milczała. Wsparła głowę na oparciu krzesła i wpatrywała się w daleką, idealnie prostą, ostrą jak brzytwa linię czerwonych świateł. Od razu rzuciły jej się w oczy podczas pierwszej wyprawy do piasty, tak wiele lat temu. Stały wtedy obok siebie z Gaby, zastanawiając się, co to właściwie jest, ale linia była zbyt wysoko, by mogły sprawdzić. Nie było sposobu na dostanie się tam. Jednak nawet wtedy Cirocco czuła, że to na pewno coś ważnego. Było to tylko przeczucie, ale ona zazwyczaj ufała swoim przeczuciom. Żyła tam jakaś istotna część Gai, w najbardziej niedostępnej części świata pełnego oszałamiających perspektyw. Linia była położona co najmniej dwadzieścia kilometrów ponad miejscem, w którym stało jej krzesło.
— Moim zdaniem powinnaś być zainteresowana moją odpowiedzią na twoje żądania — powiedziała wreszcie Gaja. Cirocco opuściła wzrok i spojrzała ponownie na Gaję. Od samego początku spotkania jej twarz nie zdradzała żadnych emocji.
— Zupełnie mnie to nie interesuje. Powiedziałam ci już, co mam zamiar zrobić i powiedziałam ci, co ty zrobisz. Nie ma już o czym mówić.
— Wątpię. — Gaja spojrzała na nią z ukosa. — Bo to jest absolutnie niemożliwe. Musisz sobie z tego zdawać sprawę, musisz też dysponować jakąś groźbą, chociaż nie, doprawdy nie wyobrażam sobie, co by to mogło być.
Cirocco ledwie raczyła na nią spojrzeć.
— Chyba sobie nie myślisz, że ja potulnie wykonam… spełnię twoje wymagania, jeśli tak wolisz. Wymagania czy żądania, wszystko jedno, skoro odpowiedź jest i tak negatywna. Musisz mi więc powiedzieć, co zrobisz.
— Odpowiedź brzmi nie?
— Właśnie tak.
— Więc muszę cię zabić.
W czeluściach piasty nie było słychać żadnego dźwięku. Za krzesłem Gai stało kilkuset ludzi w luźnych grupach, chłonąc każde jej słowo. W większości przypadków trzymał ich w tym miejscu strach; z pewnością byli też ciekawi, co Gaja zrobi teraz z tą kobietą. Z pewnością było jednak wśród nich kilku takich, którzy patrzyli na Cirocco i zastanawiali się, czy złożyli lenno właściwej osobie.
— Ty chyba naprawdę postradałeś zmysły. Nie masz ani uranu, ani plutonu, ani też możliwości ich zdobycia. Wątpię zresztą, czy potrafiłabyś się nimi posłużyć. Gdybyś potrafiła sfabrykować jakąś bombę atomową przy pomocy magii, którą wydaje ci się, że posiadasz, nie użyłabyś jej, bo zniszczyłaby twoje ukochane tytanie. — Znowu westchnęła i beztrosko machnęła ręką. — Nigdy nie udawałam, że jestem nieśmiertelna. Wiem, ile mi zostało czasu. Nie jestem niezniszczalna. Duże ilości bomb atomowych, odpowiednio rozmieszczonych, mogłyby spowodować rozpad mojego ciała albo sprawić, że nie nadawałabym się do zamieszkania. Mówiąc krótko, nic nie może mi porządnie zaszkodzić. Jak więc chcesz mnie zabić?
— Gołymi rękoma, jeśli zajdzie potrzeba.
— I zginiesz próbując to zrobić.
— Jeśli będzie trzeba.
— Nie ma innej możliwości. — Gaja zamknęła oczy i poruszała bezgłośnie ustami. W końcu znowu spojrzała na Cirocco.
— Powinnam się była tego spodziewać. Czułabyś znacznie mniej bólu, gdybyś wyrzekła się życia po tym, co się stało. To moja wina, przyznaję, ale nie chciałam patrzeć, jak się marnujesz. Jesteś warta więcej niż ci wszyscy tutaj razem wzięli, a może nawet jeszcze więcej.