Cztery tytanie obstąpiły nadajnik, śpiewając skomplikowany kontrapunktowy motyw. Co kilka taktów wstawiały pięcionutową sekwencję, na którą miał reagować element sterujący detonator. W pewnym momencie ziarno złagodniało i zaczęło śpiewać. Usłyszały stłumiony wybuch, który wstrząsnął Aglają, a potem sponad jej zaworu wlotowego uniósł się kłąb dymu. Napinające liny poluzowały się.
Gaby wspięła się na palce, próbując sprawdzić, czy wybuch przypadkiem nie zerwał kabli. Z otworu zaczęły wydobywać się odłamki, każdy z nich dorównywał wielkością pniu sosny. Potem, przy wtórze radosnych wiwatów tytanii, wynurzył się pień tytanicznego drzewa i walnął o powierzchnię wody niczym ugodzony harpunem wieloryb.
— Upewnij się, że opadnie pięć-dziesięć kilometrów od wlotu, zanim to unieruchomisz — zaśpiewała Gaby do Claviera, centaura, któremu powierzono oczyszczenie terenu. — Trochę to potrwa, zanim się wypompuje całą tę wodę, ale jeżeli podciągniesz teraz ten pień do brzegu, za kilka obrotów będzie tu sucho i bezpiecznie.
— Robi się, szefie — zaśpiewał Clavier.
Kiedy Psałterium poszedł po jej bagaż, Gaby przyglądała się, jak jej ekipa zajmuje się sprzętem wypożyczonym z Titantown. Z większością tych tytanii miała już okazję zetknąć się przy innych pracach. Znały się na swojej robocie. Pewnie mogłyby się bez niej zupełnie obyć, wątpiła jednak, czy dałyby sobie radę bez bezpośrednich rozkazów z niebios. Choćby dlatego, że nie miały takich jak Gaby kontaktów ze sterowcami.
Zlecenie Gaby nie obejmowało jednak wszelkich robót. Warunki kontraktu były ściśle sprecyzowane, włączając w to zapłatę z góry. W świecie, w którym każda istota zajmowała przypisane jej miejsce, Gaby swoje określiła sama.
Odwróciła się, słysząc tętent kopyt. Psałterium wracał z jej rzeczami. Nie było tego dużo: wszystko, co mogło się jej przydać lub co było dostatecznie cenne, aby nosić to przy sobie, mieściło się w niewielkim plecaku. W sumie jednak najbardziej ceniła sobie wolność i przyjaciół. Psałterium (Lidyjskie Trio z Krzyżykiem) Fanfara był jednym z najlepszych. Podróżował z Gaby już dziesięć lat.
— Szefie, dzwoni twój telefon.
Pozostałe tytanie nastawiły uszu i nawet Psałterium, który zdążył już do tego przywyknąć, spuścił z tonu. Podał Gaby z pozoru niczym nie różniącą się od innych radiową roślinę. Drobna różnica polegała na tym, że ta akurat miała połączenie z Gają.
Gaby ujęła ziarno i oddaliła się od grupy. Stanęła samotnie w małym zagajniku i przez chwilę mówiła. Tytanie nie paliły się, by usłyszeć, co Gaja miała do powiedzenia — wieści o czynach istot boskich rzadko kiedy są wieściami pomyślnymi. Nie mogły jednak nie zauważyć, że Gaby jeszcze przez chwilę rozmyślała bez ruchu, chociaż rozmowa wyraźnie dobiegła końca.
— Nie masz czasem ochoty wybrać się do Sklepu z Melodiami? — spytała Psałterium.
— Pewnie. Spieszymy się?
— Niekoniecznie. Nikt nie widział Rocky od prawie tysiąca obrotów. Jej Nibs chce, żebyśmy nawiązali kontakt i powiadomili ją, że już prawie czas Karnawału.
Psałterium zmarszczył brwi.
— Czy Gaja powiedziała, na czym może polegać problem? Gaby westchnęła.
— Tak. Mamy spróbować ją otrzeźwić.
10. Sklep z Melodiami
Tytanie miały okropną nadwyżkę mocy. Z wszystkich istot żyjących na Gai tylko one wydawały się niedostosowane do swojego środowiska życiowego. Miękkoloty były dokładnie takie, jakie powinny być w tym środowisku, i tak też żyły. Wszystko było w nich tak doskonale funkcjonalne jak ich strach przed ogniem. Anioły były tak blisko granicy niemożliwości, że nie zostawiły Gai pola manewru dla jej normalnej radości tworzenia. Musiała je projektować z dokładnością do jednego grama, podporządkowując wszystkie parametry ośmiometrowej rozpiętości skrzydeł i odpowiednio potężnym mięśniom.
Tytanie były najwyraźniej zwykłymi zwierzętami. Dlaczego więc wyposażyła je w zdolność do wspinania się na drzewa? Dolna część ciała przypominała konia — wprawdzie parzystokopytnego — ale przy słabym ciążeniu na Gai mogłyby sobie z powodzeniem radzić z nogami szczuplejszymi niż u jakiegokolwiek prawdziwego rumaka. A jednak Gaja dała im ciało perszerona i kosmate pęciny rasy Clydesdale. Ich grzbiety, kłęby i biodra pęczniały od mięśni.
Okazało się jednak, że tytanie jako jedyne ze stworzeń Gai mogły znieść ziemskie przyciąganie. Dlatego właśnie stały się ambasadorami Gai wobec ludzkości. Zważywszy, że rasa tytanii liczyła sobie mniej niż 200 lat, ich silna budowa nie mogła być dziełem przypadku. Gaja starannie wszystko zaplanowała.
Ludzie żyjący na Gai zupełnie nieoczekiwanie skorzystali z istnienia tych szczególnych rumaków. Chód tytanii pozbawiony był kołysania tak charakterystycznego dla ziemskich koni. Przy niskiej grawitacji mogły się poruszać płynnie jak chmury, a ich ciała utrzymywały się na stałej wysokości dzięki lekkim uderzeniom kopyt. Bieg był tak równy, że Gaby bez trudności przesypiała dłuższe podróże. Usadowiła się na grzbiecie Psałterium po męsku.
Spała w najlepsze, kiedy Psałterium wspinał się krętą ścieżką na grzbiet Gór Asteryjskich.
Był przystojnym stworzeniem z gatunku pozbawionego futra, o skórze koloru mlecznej czekolady. Miał gęstą grzywę pomarańczowych włosów, które porastały nie tylko jego głowę, ale schodziły po szyi aż na grzbiet jego człowieczego tułowia i tak samo jak jego ogon splecione były w szereg długich warkoczy. Podobnie jak i u innych przedstawicieli tej rasy ludzka twarz i tors miały rysy wybitnie kobiece. Wrażenie to pogłębiał brak zarostu i szeroko rozstawione oczy z ciężkimi powiekami. Chociaż tułów zdobiły duże, stożkowate piersi, pomiędzy ich przednimi nogami zwisał penis, który wielu Ziemianom mógł się zdać aż nadto ludzki. Pomiędzy zadnimi nogami miały drugi członek, znacznie większy, a poniżej wspaniałego, pomarańczowego ogona widać było pochwę. Dla określenia płci tytanii istotny był rodzaj przednich organów. Psałterium był więc bez wątpienia osobnikiem męskim.
Ścieżka, którą się posuwał przez las, była zarośnięta pnączami i młodymi drzewkami, ale tu i ówdzie można było się zorientować, że niegdyś była dostatecznie szeroka, by mógł nią przejechać wóz. W niektórych miejscach prześwitywały płaty zniszczonego asfaltu. Była to część Autostrady Transgajańskiej, zbudowanej przed ponad sześćdziesięciu laty. Gaby brała udział w jej budowie. Dla Psałterium droga ta istniała od zawsze, bezużyteczna, mało uczęszczana, powoli popadająca w ruinę.
Wreszcie dotarł na szczyt płaskowyżu Aglai, do miejsca zwanego Dolnymi Mgłami. Wkrótce przebył je, posuwając się brzegiem Jeziora Aglai z Talią widniejącą w oddali, łapczywie pochłaniającą wodę. Wspiął się do Średnich Mgieł i dalej, przez Eufrozynę do Górnych Mgieł. Ophion na krótko znów stał się rzeką, po to, by wreszcie zniknąć w podwójnym systemie pomp, który podnosił go do poziomu Morza Północnego.
Nie dochodząc do ostatnich pomp, Psałterium skręcił na północ i posuwał się dalej brzegiem niewielkiego górskiego strumienia. Przekroczył go w miejscu, gdzie woda pieniła się na płytkim, kamienistym dnie. Znajdował się już na terenie Rei i przez jakiś czas miał podróżować w jej granicach, które zresztą na Gai nie były zbyt ściśle wytyczone. Podróż rozpoczęła się pośrodku strefy zmierzchu pomiędzy Hyperionem a Reą, w mglistym obszarze pomiędzy wieczną, słabą poświatą dnia i wieczną nocą księżycową. Teraz zagłębiał się w noc, która zapadła wokół niego całkowicie gdzieś w środkowej strefie stoków Asteriasa. Noc na Rei nie nastręczała żadnych problemów z widocznością; tytanie dobrze widziały w ciemności, a w tak niewielkiej odległości od granicy ciągle jeszcze było dość światła odbitego od wznoszących się za nimi równin Hyperionu.