Выбрать главу

Przepychanie się przez ciżbę Purpurowego Karnawału przypominało podróż wewnątrz tysiąckanałowego, elektronicznego miksera dźwięków. Gdzieś tam Główna Tytania operowała przy olbrzymiej tablicy rozdzielczej, tu wzmacniając, tam wyciszając czy uwypuklając wybraną linię melodyczną tylko po to, by po kilku sekundach pozwolić jej zamrzeć.

W stronę jego towarzyszki co rusz biegły rozmaite śpiewane teksty. (Czy mógł ją nazywać swoim rumakiem? Koniem?) Zazwyczaj reagowała machnięciem ręki i krótką piosenką. Wtedy jakaś tytania zawołała po angielsku:

— Co tam masz, Valiha?

— Mam nadzieję, że czterolistną koniczynę — odkrzyknęła Valiha. — Talon na macierzyństwo.

To miło, że miała jakieś imię. Zdawała się znać go, i to dobrze, co wprawiało go w zakłopotanie, bo pewnie oczekiwała, że i on ją zna. Nie po raz pierwszy zastanowił się, o co mu właściwie chodzi.

Zmierzali do krateru o zniszczonych przez erozję zboczach i średnicy około pół kilometra. Spróbował sobie przypomnieć nazwę. Grandioso, tak. Bez sensu, ale dobrze brzmiało. Skała też miała jakąś nazwę, ale tej nie zdołał już sobie przypomnieć.

Ze zbocza Grandioso spojrzał do tyłu, na obozowisko tytanii. Dotarł do niego oszalały zgiełk, przypominający strojenie tysiąca orkiestr, a jego oczy poraziła feeria kolorów ciągnąca się jak pióropusz dymu na wietrze.

Wnętrze krateru przedstawiało całkowicie odmienny widok. Również i tutaj było mnóstwo tytanii, które nie miały jednak nic z szaleńczej, jarmarcznej anarchii tych na zewnątrz. Grandioso był porośnięty kobiercem krótkiej, zielonej trawy, podzielonej białymi liniami na sektory. Tytanie skupiły się w małych grupach, nie więcej niż po cztery osoby w jednym kwadracie, jak pionki w grze. W niektórych kwadratach stały budowle o wyzywających kształtach i barwach, które nie sprawiały jednak wrażenia trwałych — przypominały raczej platformy używane z okazji święta kwiatów. Inne były prawie puste. Valiha wkroczyła do tego labiryntu, przechodząc trzy kwadraty w bok i siedem wzdłuż. Dołączyła do dwóch innych tytanii stojących w kwadracie, w którym było kilka przedmiotów wyglądających jak wieńce, a także sporo wypolerowanych kamieni, ułożonych we wzór, który Chrisowi z niczym się nie kojarzył.

Przedstawiła go jako Wielką Szansę Dur. Czy to właśnie jej powiedział? Jedna z tytanii była osobnikiem płci żeńskiej o imieniu Czynel (Lidyjskie Trio) Preludium, druga była mężczyzną o nieprawdopodobnym imieniu Hichiriki (Frygijski Kwartet) Madrygał. Dowiedział się, że Valiha również była członkiem akordu Madrygał. Wyróżniała ich żółta skóra i włosy przypominające cukrową watę. Jej środkowe imię, umieszczane w nawiasach, brzmiało Eolskie Solo. Rozumiał, że środkowe imiona tytanii oznaczały szczep. Poza tym jednak reszta była dla niego jedną wielką niewiadomą.

— A to wszystko…? — Chris miał nadzieję, że urywając w pół zdania, ukryje swoją niewiedzę dotyczącą spraw, które — jak sądziła Valiha — doskonale znał. Machnął ręką w stronę białych linii, kamieni i kwiatów. — Powiedziałaś, że to ma być w jakiej tonacji?

— Mixolidyjskie Trio z Dwoma Bemolami — odpowiedziała. Wyraźnie była tak zdenerwowana, że chętnie gadała o byle czym, nie zważając na to, że już o tym mówiła. — Tu z przodu jest wszystko napisane. Wiesz oczywiście, że to nie oddaje istoty sprawy. Mixolidyjskie Trio z Dwoma Bemolami jest muzycznym bezsensem; to po prostu zbitka słów angielskich, których używamy dla zastąpienia prawdziwych słów, których nie można wyśpiewać. Och, zdaje się, że nie powiedziałam jeszcze, że tonacja ta oznacza, że Czynel była przednią matką, a Hichiriki był przednim ojcem. Ale Czynel może być także zadnim ojcem.

— A ty zadnią matką — powiedział Chris, czując się w tej problematyce trochę pewniej.

— Właśnie. Wytworzyli jajeczko, a Czynel włoży je we mnie.

— Jajeczko.

— Właśnie tu. — Sięgnęła do swojej torby. Jakie to poręczne mieć wbudowaną taką kieszeń — pomyślał Chris, kiedy rzuciła mu coś, co rozmiarem przypominało piłeczkę golfową. Niemal to upuścił, a Valiha wybuchnęła śmiechem. — Jest pozbawione skorupki — powiedziała. — Na pewno nie widziałeś czegoś takiego nigdy wcześniej? — Lekko zmarszczyła czoło.

Chris nie miał pojęcia, gdzie mógł widzieć coś takiego. Jajko było całkiem twarde: najwidoczniej było ciałem stałym. Było idealną kulą o bladożółtym kolorze z brązowymi rysami przypominającymi odciski palców w półprzeźroczystej masie. W głębi majaczyły jakieś mleczne zgęstnienia. Na powierzchni widniał jakiś napis w języku tytanii.

Po chwili oddał jej jajko i przyjrzał się znakom, na które zwróciła mu wcześniej uwagę. Wyryte były na dziesięciocentymetrowej metalowej tabliczce leżącej na ziemi. Symbole i linie przedstawiały następujący wzór:

K M K

1-K M K K M M —

Ktoś z tyłu powiedział:

— K oznacza kobietę. — Chris odwrócił się i zobaczył dwie ludzkie kobiety pogrążone w rozmowie. Obie były niewysokie i raczej ładne. Mniejsza miała wymalowane na czole zielone, szeroko rozwarte Oko. Skąpe odzienie odsłaniało inne rysunki na jej rękach i nogach. Wyglądała młodo. Ta druga była ciemniejsza i miała głos, który już gdzieś słyszał. Jej wiek trudno było odgadnąć, ale z wyglądu mogła mieć trzydzieści kilka lat.

— I oczywiście M oznacza mężczyznę. Gwiazdka po prawej stronie oznacza częściowo zapłodnione jajeczko wytworzone przez przednią matkę, a strzałka wskazująca w górę od dolnego rzędu oznacza pierwsze zapłodnienie. To jest właśnie Mixolidyjskie Trio z Dwoma Bemolami, co oznacza, że przednia matka jest również zadnim ojcem. Zespoły Mixolidyjskie to takie, w których uczestniczą dwie żeńskie tytanie, z wyjątkiem Duetów Eolskich, w których cały zespół jest żeński. Wszystkie tonacje Eolskie są całkowicie żeńskie. Lidyjskie tonacje mają jedną kobietę i jednego, dwóch lub trzech mężczyzn, a tonacje Frygijskie, z których istnieje zresztą jedynie kwartet, mają trzy kobiety i jednego mężczyznę — przedniego ojca.

Chris przepuścił mniejszą kobietę, która uklękła, by przyjrzeć się opisowi znaku. Był ciekaw, jak on sam pasuje do tego układu, i miał nadzieję dowiedzieć się tego podsłuchując. Wypróbował już tę taktykę w przeszłości, przy okazji którejś z rzędu utraty pamięci, co było dość powszechne u osób psychicznie chorych, które nie chciały ujawniać przed innymi swego prawdziwego stanu.

Kobieta wyprostowała się z westchnieniem.

— Obawiam się, że ciągle jeszcze czegoś mi brakuje — powiedziała z leciutkim akcentem, którego Chris nie potrafił rozpoznać. Wskazała na Chrisa, jakby był martwym przedmiotem. — A jak on do tego pasuje?

Starsza kobieta roześmiała się.

— Do Mixolidyjskiego Tria w ogóle nie pasuje. Są dwie tonacje, do których mogą być włączone istoty ludzkie: Dorycka i Jońska, ale tych akurat dziś tu nie ma. Nieczęsto zdarzy ci się je spotkać. Nie pasuje, jeżeli już, to może być co najwyżej częścią wystroju. Pewnie jest szczęśliwą wróżbą, amuletem płodności. Jeśli idzie o Karnawał, tytanie są szalenie przesądne.

Mówiąc, nieustannie mu się przyglądała. Teraz po raz pierwszy ich spojrzenia spotkały się. Wyglądało na to, że tamta czegoś szukała i nie znalazłszy, uśmiechnęła się szeroko. Wyciągnęła rękę.