Nie wiem, czy powinnam zdradzić ci moje plany. Nie wiem, czy mogę ci zaufać.
— Przynajmniej szczerze powiedziane — powiedziała Cirocco z półuśmiechem na ustach.
— Ma urazę do Gai — wyjaśniła Gaby. — Mnie też nie ufała ani przez moment. Pewnie nadal mi nie ufa.
— Zabiję ją — powiedziała Robin ze śmiertelnym spokojem. — Chciała mnie zabić i przysięgam, że ją dostanę. Nie powstrzymacie mnie!
Cirocco roześmiała się.
— Powstrzymywać cię? Nie mam najmniejszego zamiaru przykładać do tego ręki. Przywiozłaś może ze sobą kilka głowic nuklearnych? — Popatrzyła na czterdziestkę piątkę na biodrze Robin. — Czy to coś jest naładowane?
— A jaki byłby pożytek z nie naładowanej broni? — spytała Robin, szczerze zaskoczona pytaniem.
— Masz rację. W każdym razie jedno powinnaś zrozumieć: nie jestem gorylem Gai. Ma do tego dość oczu i uszu i nie potrzebuje do tego akurat mnie. Nawet jej nie powiem, że na nią polujesz. To nie moja sprawa.
Robin rozważyła to, co usłyszała.
— W porządku. Zamierzam zostać. Niedługo ruszę na wspinaczkę wnętrzem szprychy, a kiedy dojdę do osi, zabiję ją.
Cirocco popatrzyła na Gaby, jakby chciała zapytać: skąd ją wytrzasnęłaś? Gaby z uśmiechem wzruszyła ramionami.
— No cóż… w porządku. Sądzę, że niewiele mogę tu dodać.
— Dlaczego nie powiesz wszystkiego, Rocky? Może ją to zainteresować.
— Nie sądzę — powiedziała Robin wstając. — Nie wiem, co chcesz mi zaproponować, ale jeżeli to ma coś wspólnego z „bohaterstwem” — rozejrzała się, jakby chciała splunąć, ale nie znalazła miejsca nie przykrytego kobiercem — to nie licz na mnie. Nie mam zamiaru brać udziału w takiej zabawie. Mam rachunek do wyrównania i naprawdę zamierzam się tym zająć, a potem wynieść się stąd, o ile przeżyję.
— A więc masz zamiar ruszyć w górę szprychy?
— Właśnie.
Cirocco znowu odwróciła się do Gaby, a ta zrozumiała ją bez słów. To był twój pomysł — zdawała się mówić. Jeżeli chcesz mieć ją przy sobie, musisz się włączyć.
— Posłuchaj, Robin — powiedziała Gaby. — Oczywiście twoim celem jest dostanie się do piasty, ale ponieważ wykorzystałaś już swój wolny przejazd, winda cię nie zabierze. Masz jedną szansę na trzydzieści dobrnięcia do osi. A może nawet mniej, bo chcesz iść w pojedynkę, a to znacznie trudniejsze. Ja z Cirocco zaliczyłyśmy tę wspinaczkę do końca, ale miałyśmy cholerne szczęście.
— Wszystko to już wiem — zaczęła Robin, ale Gaby pośpiesznie jej przerwała.
— Chcę powiedzieć, że proponujemy ci bezpieczną i szybką drogę na szczyt. Nie żądam od ciebie, żebyś brała udział w grze, którą proponuje Gaja. Sama jestem temu absolutnie przeciwna. Myślę, że to… Zresztą mniejsza o to, co myślę. W każdym razie przemyśl to sobie. Ona nie żąda od ciebie, byś kogokolwiek zraniła albo zrobiła coś niegodnego. Sugerowała, byś ruszyła na wędrówkę po obręczy. To właśnie ci proponujemy.
— Jest parę spraw, którymi muszę się zająć — powiedziała Cirocco.
— Słusznie. Tak się składa, że wybieramy się w tym samym kierunku, a Gaja powiedziała nam, że droga twoja i Chrisa częściowo pokrywa się z naszą. Ja i Rocky robiłyśmy to już z innymi pielgrzymami, razem i oddzielnie. Próbujemy oszczędzić im kłopotów, zanim nie nauczą się sami poruszać. Chcę powiedzieć, że mogłabyś ruszyć z nami. Nauczyłabyś się kilku rzeczy, które mogłyby ci się przydać, gdybyś nadal była zdecydowana iść na górę. Nie mówię, że będzie zupełnie bezpiecznie. Jeśli wyjść poza Hyperion, wszystko na Gai może być niebezpieczne. Do diabła, nawet na Hyperionie można wpaść w niezłe tarapaty, ale na tym polega urok całej zabawy. Może się też zdarzyć, że po drodze zrobisz coś, co Gaja uzna za czyn bohaterski. To nie będzie coś, czego mogłabyś się wstydzić, zapewniam cię. Trzeba przyznać, że Gaja umie wybierać swoich bohaterów. Ale to tylko wtedy, gdy nadarza się sposobność, rozumiesz. Nie musisz o tym myśleć jako o przyjmowaniu warunków jej gry, czy szukaniu czegoś konkretnego. Po prostu chodź z nami. Kiedy wrócisz, dostaniesz wolny bilet na samą górę. Co z nim zrobisz, to już twoja sprawa. — Gaby usiadła wygodniej. Lubiła Robin, ale niech ją diabli, jeżeli mogła zrobić coś jeszcze, by ją chronić. W jakimś sensie Gaby czuła się jak tłusty anioł Fred: niektórzy ludzie oddaliby rękę albo nogę za pomoc, którą oferowała Rocky, a tu trzeba na siłę wciskać ją tej upartej laleczce.
Robin usiadła. Była trochę speszona i było jej z tym bardzo do twarzy.
— Przepraszam — powiedziała. — Jestem wdzięczna za ofertę i z przyjemnością pójdę z wami. To, co mówisz, brzmi sensownie. — Gaby zastanawiała się, czy Robin miała przed oczami ten sam obraz co ona: nagły paraliż gdzieś 100 czy 300 kilometrów w górze szprychy. Nikt, kto przeżył Wielki Upadek, nie palił się do powtórki.
— Chris?
— Ja? No pewnie. Byłbym głupi odmawiając.
— To lubię — powiedziała Cirocco. — Realistyczna ocena. Wstała, zdjęła suknię i naciągnęła swoje wypłowiałe poncho.
— Czujcie się jak u siebie w domu. Jedzenia i picia jest pod dostatkiem. Za mniej więcej 80 obrotów Karnawał się skończy, a więc bawcie się dobrze. Spotkamy się za 100 obrotów przy Zaczarowanym Kocie.
14. Zawadiaka
— Hej, kochasiu, jeśli zaraz stamtąd nie wyjdziesz, wchodzę do ciebie.
Chris patrzył na wodę spływającą po ciele i rozpryskującą się na jego bosych stopach. W ręce trzymał kawałek mydła.
Podniósł twarz, podstawiając ją pod strugi wody. Niezwykłe — stracić pamięć dwa razy w tak krótkim czasie!
— Zostaw mi trochę wody, dobrze? — To był kobiecy głos, głos którego nie znał. Zaraz, zaraz, gdzie właściwie był, jakie było ostatnie wspomnienie…? Zakręcił wodę i wyszedł z małej kabiny kąpielowej. Ściany i strop zbudowane były z gołych desek. Przez otwarte okno widać było ziemię, jakieś trzydzieści metrów poniżej. Był w drzewie, prawdopodobnie w Hotelu Titantown. Ostrożnie wyjrzał zza futryny. W niewielkim pokoju obok stało trochę lekkich krzeseł i pokaźne łóżko, na którym leżała naga kobieta o równie pokaźnej figurze. Wyciągnęła się na plecach w pozie, która mogłaby wyglądać podniecająco, gdyby nie był tak bardzo rozluźniony. Czy było przed czy po? — spytał sam siebie, ale jego ciało znało odpowiedź. Było po.
— Ach, wreszcie — powiedziała, podnosząc głowę na jego widok. — Nie wiem, czy zniosę jeszcze chwilę tego gorąca.
Podniosła się i stanęła przed oknem sypialni, uniosła ciężkie czarne włosy z ramion i upięła je szpilką. Chris ocenił, że jest śliczna, i żałował, że nie pamięta, kiedy ją miał. Większości rzeczy, których doświadczał w czasie swoich zaćmień, po prostu nie pamiętał, jednak ten przypadek był wyjątkowy. Kobieta miała długie nogi i doskonałą figurę. Jej piersi były może troszeczkę za duże, ale miał ochotę sprawdzić to dokładniej.
Spojrzała na niego.
— O nie, nie zrobisz tego. Znowu? Nie, nie teraz. Jeszcze ci mało? — pobiegła pod prysznic.
Nie mógł znaleźć szortów. Szperając po pokoju, dostrzegł kilka niezwykłych sprzętów i wiele słoików z kremami i olejkami. Zmarszczył brwi, przyjrzał się dokładniej i wtedy to zobaczył, przybite do ściany. Pożółkła i pomięta pyszniła się karta prostytutki, wydana przed dziesięciu laty w hrabstwie Jefferson w Teksasie.
— Co ci się znowu stało? — spytała, wycierając ręcznikiem kark i ramiona. — Aleś ty kapryśny. Wiesz o tym?
— Tak, wiem. Ile ci jestem winien?