— Jak to? — spytał Chris.
— Wszyscy ludzie są Lidyjskimi Duetami — powiedziała Cirocco. Wyciągnęła pióro i zaczęła rysować na stole.
K M K
KM MA
— Popatrzcie no na to — powiedziała. — To jest właśnie Lidyjski Duet. U góry mamy kobietę, w dolnym wierszu mężczyznę. Gwiazdka oznacza na wpół zapłodnione jajko.
Górna strzałka pokazuje jego drogę, a dolna strzałka pokazuje, kto kogo pieprzy, pierwotnie i wtórnie. Lidyjski Duet: przednia matka i zadnia matka są kobietami, przedni ojciec i zadni ojciec są mężczyznami. Zupełnie jak u ludzi. Jedyna różnica polega na tym, że tytanie muszą to robić dwukrotnie. Łypnęła na Chrisa. — Ale i przyjemność podwójna, co?
— Rocky, może lepiej byśmy…
— To jest jedyny układ, w którym tytanie są z sobą w taki sam sposób jak ludzie — powiedziała Cirocco, rąbiąc pięścią w stół. — Jeden jedyny na dwadzieścia dziewięć możliwych sposobów. Są trzy duety całkowicie żeńskie. Eolskie duety. Duety Lidyjskie mają mężczyznę, ale w większości przypadków pełni on rolę zadniej matki. — Zmarszczyła czoło i policzyła na palcach. — W większości przypadków. W czterech na siedem. W Hipolidyjskim kobieta zapładnia się z przodu, a w Lokrilidyjskim robi to sobie od tyłu. Od-ty-łu!
— Rocky…
— Czy to znaczy, że rzeczywiście ma stosunek sama z sobą? — spytał Chris. Gaby spojrzała na niego z niesmakiem, ale i tak nie miało to większego znaczenia, bo Cirocco najwidoczniej w ogóle go nie dosłyszała. Kiwała się nad stołem, zezując na wykres, który wyrysowała.
— Nie w taki sposób jak myślisz — włączyła się Obój.
— To jest fizycznie niemożliwe i dlatego trzeba to robić ręcznie. Nasienie zbiera się i następnie umieszcza, gdzie trzeba. Nasienie z tylnego penisa może zapłodnić przednią pochwę, ale tylko u tego samego osobnika, a nie pomiędzy…
— Ludzie, ludzie, skończmy z tym na chwilę, dobrze? — Gaby popatrywała to w jedną, to w drugą stronę, by wreszcie zatrzymać wzrok na Cirocco. Tamta skrzywiła się i wstała.
— Panie i panowie oraz tytanie. Miałam nadzieję, że przygotowania do podróży zorganizujemy trochę bardziej systematycznie. Myślę, że Rocky miała jeszcze kilka spraw do omówienia, ale do licha, to może w końcu zaczekać.
— Może zaczekać — mruknęła Cirocco.
— Właśnie. Tak czy owak, pierwsza część drogi jest dziecinnie łatwa. Po prostu popłyniemy sobie beztrosko w dół rzeki. Wszystko, co zostało do zrobienia, to zapakować łodzie i zepchnąć je na wodę. Co byście powiedzieli, gdybyście się podnieśli i zaczęli działać?
— Działać! — zawtórowała Cirocco. — Na zdrowie! W drogę! Niech nas prowadzi w świat przygód i niech nas przywiedzie bezpiecznie z powrotem do domu. — Wstała i podniosła kufel. Robin musiała użyć obu rąk by pójść w jej ślady. Było masę hałasu i chlapiącego piwa, kiedy i reszta dołączyła. Pociągnęła od serca i usłyszała trzask. Czarodziejka spadła z krzesła.
Okazało się jednak, że cały czas była przytomna. Nie wiadomo, czy scena była zamierzona czy nie.
— Poczekajcie chwilę — powiedziała, przebierając w powietrzu rękami. — Wiecie, jak to jest z tym piwem. Muszę przypudrować nos. Zaraz wracam, okay? — Potoczyła się z trudem w drugi koniec sali.
W tym momencie rozległ się krzyk. Kiedy Robin zastanawiała się, o kogo tym razem chodzi, Gaby zerwała się i przeskoczyła stół, przeciskając się przez ciżbę tytanii.
— Tu jest, tu jest! To on!
Robin poznała teraz głos Cirocco i zastanawiała się, co ją mogło tak przestraszyć. Nie wszystko w charakterze Czarodziejki jej się podobało, ale na pewno nie można jej było nazwać tchórzem.
Blisko drzwi, przy końcu baru, gromadził się tłum. Ktoś jej wzrostu nie miał żadnych szans, by dojrzeć cokolwiek spoza wysokich końskich zadów. Wskoczyła więc na szynkwas i w ten sposób dotarła niemal do centrum całego zamieszania.
Widziała, jak jakaś tytania, której nie znała, uspokaja Cirocco; Gaby stała trochę dalej. W jednej ręce trzymała nóż, drugą machała w kierunku człowieka skulonego przed nią na ziemi. Zęby błyszczały jej dziko w pełgającym blasku lamp.
— Wstawaj, wstawaj, mówię! Nie różnisz się niczym od tego gówna na drodze. Brzydzę się tobą. Nadszedł czas, żeby ktoś cię uprzątnął, i wierz mi, że ja to zrobię.
Ja nic nie zrobiłem — zajęczał. — Przysięgam, spytaj Rocky. Nic bym jej nie zrobił, byłem naprawdę w porządku. Znasz mnie, Gaby.
Znam cię aż za dobrze, Gene. Dwa razy mogłam cię zabić i dwa razy byłam tak głupia, że puściłam cię wolno. Wstawaj i zachowuj się jak mężczyzna. Może chociaż na to cię stać. Wstawaj, albo zatłukę cię jak świnię, którą zawsze byłeś.
— Nie, nie, sprawisz mi ból. — Zgięty wpół, z rękami osłaniającymi podbrzusze, uderzył w szloch. Mógł wyglądać patetycznie, nawet gdyby stał prosto. Całe ciało pocięte miał starymi bliznami; miał bose, brudne stopy i złachmanioną odzież. Na lewym oku miał czarną opaskę jak pirat; brakowało mu niemal całego ucha.
— Wstawaj! — rozkazała Gaby.
Robin ze zdziwieniem usłyszała głos Cirocco, która przemawiała niemal zupełnie trzeźwo.
— On ma rację, Gaby — powiedziała spokojnie. — Nic nie zrobił. Do diabła, próbował zwiać, jak tylko mnie zobaczył. To dopiero niespodzianka, widzieć go znów.
Gaby wyprostowała się. Oczy nieco jej przygasły.
— Chcesz powiedzieć, że nie masz zamiaru go zabić? — spytała bezbarwnie.
— Na miłość boską, Gaby — wymamrotała Cirocco. Sprawiała teraz wrażenie, jakby nie tylko odzyskała spokój, ale nawet popadła w jakąś apatię. — Nie możesz go tu przecież zarżnąć jak prosiaka.
— Tak. Wiem. Już to kiedyś słyszałam. — Przyklękła przed nim na jedno kolano i tępą stroną noża podniosła mu głowę.
— Co tu porabiasz, Gene? Czego szukasz?
Przez dłuższą chwilę jąkał coś bez sensu z idiotycznym wyrazem twarzy.
— Po prostu chcę się napić, to wszystko. Przy tych upałach gardło szybko wysycha.
— Jakoś nie widzę twoich kumpli. Musi być jakiś powód, że zawitałeś do Titantown. Tak bez powodu nie ryzykowałbyś przecież spotkania ze mną.
— To prawda, to prawda, Gaby, boję się ciebie, w porządku, o Boże, stary Gene dobrze wie, że nie powinien wchodzić ci w drogę. — Pomyślał przez chwilę i ponieważ nie spodobało mu się to, co mogło wyniknąć z tych słów, natychmiast zmienił kurs. — Zapomniałem, ot co. Do licha, Gaby, nie wiedziałem, że tu będziesz. To wszystko.
Robin zauważyła, że był człowiekiem tak przywykłym do kłamstw, że już sam ich nie odróżniał od prawdy. Widać też było, że rzeczywiście straszliwie bał się Gaby. Był prawie dwa razy od niej wyższy, ale ani przez chwilę nie przyszła mu do głowy myśl, by podjąć walkę.
Gaby zrobiła wymowny ruch nożem.
— Wstawaj. Gene? Nie będę dwa razy powtarzać.
— Nie zrobisz mi krzywdy?
— Jeżeli jeszcze kiedyś cię spotkam, naprawdę zrobię ci wielką krzywdę. Rozumiemy się? Nie zabiję cię. Ale kiedy cię znowu zobaczę, gdziekolwiek i kiedykolwiek, będziesz tego gorzko żałował. Teraz to już twój interes, byśmy się więcej nie spotkali. Pilnuj się!
— Tak, tak, przyrzekam.
— Kiedy się znowu spotkamy, Gene — powiedziała i pokazała nożem — obetnę ci drugie.