— Dlaczego tu jesteś, Valiha? Dlaczego płyniesz tą łodzią, dlaczego podjęłaś tę podróż?
— Myślisz konkretnie o mnie czy również o innych tytaniach? — Nie czekając na odpowiedź, kontynuowała. — Psałterium jest tutaj, ponieważ jest wszędzie tam, gdzie Gaby. To samo Piszczałka. Co do Obój… przypuszczam, że jest tu dlatego, że Czarodziejka często przyznaje dziecko temu, kto opłynie wielką rzekę.
— Naprawdę? — Roześmiał się. — Zastanawiam się, czy przyzna mi dziecko, gdy wrócę? — Myślał, że to ją rozśmieszy, ale znowu dostrzegł to szczególne spojrzenie. — Nie powiedziałaś jeszcze, dlaczego ty tu jesteś. Jesteś… no, jesteś w ciąży, prawda?
— Tak. Chris, naprawdę strasznie mi przykro, że wtedy uciekłam i zostawiłam cię. Mogłam…
— Mniejsza z tym. Już raz mnie przepraszałaś, a poza tym denerwuje mnie, że co chwilę chcesz to robić. Czy w twoim stanie nie powinnaś się oszczędzać?
— To odległa przyszłość. Poza tym to nie jest dla nas jakaś szczególna niewygoda. A jestem tutaj, ponieważ to wielki zaszczyt pójść z Czarodziejką. A także dlatego, że jesteś moim przyjacielem.
I znowu ten dziwny wyraz oczu.
— Mogę się dołączyć?
Chris z zaskoczeniem podniósł głowę. Nie spał już, ale nie był jeszcze całkowicie rozbudzony. Kolana zesztywniały mu od nie zmienianej od wielu godzin pozycji.
— Pewnie. Wchodź. — Łódź Gaby zbliżyła się do czółna Chrisa i Valihy. Gaby przeszła do nich i usiadła naprzeciw Chrisa. Przechyliła głowę z wyrazem powątpiewania na twarzy.
— Dobrze się czujesz?
— Jeśli chcesz spytać, czy właśnie wariuję, masz najlepszą okazję, żeby się sama przekonać.
— Przepraszam, nie chciałam…
— Nic się nie stało, mówię poważnie. — Chociaż trochę go to zabolało, przyznał w duchu. Musi kiedyś przestać się z tego tłumaczyć na każdym kroku, bo inaczej straci resztki szacunku dla siebie. — Nigdy nie wiem, kiedy mam to, co lekarze nazywają atakiem. Zawsze wydaje mi się, że zachowuję się zupełnie rozsądnie.
Zrobiła współczujący wyraz twarzy.
— To musi być okropne. To znaczy chcę powiedzieć… Spojrzała w niebo i przez chwilę cicho pogwizdywała sobie.
— Gaby, zamknij swoją niewyparzoną gębę — powiedziała. Znowu na niego spojrzała. — Nie przyszłam tu, żeby wprawiać cię w zakłopotanie, niezależnie od tego, jak to może wyglądać. Czy możemy zacząć od początku?
— Cześć! Jak to miło, że wpadłaś.
— Powinniśmy częściej się spotykać! — Gaby uśmiechnęła się promiennie. — Jest parę spraw, które chciałabym ci powiedzieć, a później muszę zmykać. — Ciągle czuła się niezręcznie, ponieważ złożywszy to oświadczenie, milczała przez parę następnych minut. Oglądała pilnie ręce, nogi, wnętrze łodzi. Patrzyła wszędzie, tylko nie na Chrisa. — Chciałabym przeprosić cię za to, co zdarzyło się na pomoście — powiedziała w końcu.
— Przeprosić? Mnie? Myślę, że to nie mnie należą się przeprosiny.
— Oczywiście, nie tobie w pierwszym rzędzie. Nie mogę jednak z nią mówić, póki nie ochłonie. Później poczołgam się do niej albo zrobię, co tylko będzie chciała, żeby to zmazać. Ponieważ… Wiesz, ona ma rację. Niczym sobie na to nie zasłużyła.
— Ja też tak oceniam.
Gaby skrzywiła się, ale spróbowała spojrzeć mu w oczy.
— Właśnie. I w szerszym sensie żadne z was na to nie zasłużyło. Jesteśmy tu razem i wszyscy macie prawo oczekiwać ode mnie lepszej postawy. Chcę, żebyś wiedział, że możesz liczyć na to w przyszłości.
— To mi wystarczy. Zapomnijmy o tym. — Uścisnął jej rękę. Kiedy ciągle nie odchodziła, pomyślał, że być może należy ten problem potraktować z większą uwagą. Nie bardzo wiedział, jak zacząć.
— Zastanawiałem się…
Uniosła brwi jakby z ulgą. — No cóż, szczerze mówiąc, czego możemy oczekiwać od Cirocco? Nie tylko Robin jak na razie nie jest zachwycona.
Kiwnęła głową i przegarnęła oburącz swoje krótkie włosy.
— Tak naprawdę to właśnie o tym chciałam pomówić. Chcę, żebyś sobie zdał sprawę, że na razie poznałeś ją tylko z jednej strony. Ale to nie wszystko. W niej jest o wiele więcej.
Nie odezwał się.
— Właśnie. Czego można się spodziewać? Szczerze mówiąc, w ciągu najbliższych kilku dni niewiele. Robin miała rację, kiedy powiedziała, że bagaż Rocky to przede wszystkim alkohol. Większość właśnie przed chwilą wylałam. Trzy dni się męczyłam, żeby jako tako przygotować ją do Karnawału, i zaraz po jego zakończeniu znowu poszła w tango. Kiedy się obudzi, będzie jeszcze gorzej, ale na trochę jej pozwolę. Potem na wszelki wypadek zostawię odrobinę alkoholu w jukach Psałterium.
Pochyliła się i popatrzyła na niego poważnie.
— Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale za kilka dni, kiedy przywyknie do braku picia i kiedy wywietrzeją wspomnienia Karnawału, będzie zupełnie w porządku. Teraz masz ją okazję oglądać w najgorszej formie. Kiedy się dobrze czuje, ma więcej biglu niż my wszyscy razem wzięci. Więcej przyzwoitości i współczucia, i… nie ma sensu, żebym ci to opowiadała.
Albo sam się przekonasz, albo zawsze będziesz ją uważać za pijaczynę.
— Nie mam zamiaru się uprzedzać — powiedział Chris.
Patrzyła mu w twarz z tą swoją szczególną intensywnością. Czuł, jak każdy gram jej potężnej energii wwierca się w jego mózg, tak jakby cała jej istota skoncentrowała się na penetracji jego wnętrza. Wcale mu się to nie podobało. Miał uczucie, że Gaby dostrzega rzeczy nawet przed nim ukryte w mrokach podświadomości.
— Jasne — powiedziała w końcu.
Znowu zapadła cisza. Chris czuł, że chce mu coś jeszcze powiedzieć, więc spróbował ją sprowokować.
— Nie znam się na Karnawale — powiedział. — Powiedziałaś: kiedy wywietrzeją wspomnienia Karnawału. Jakie to ma znaczenie?
Oparła łokcie na kolanach i splotła palce.
— A co widziałeś na Karnawale? — Nie czekając na odpowiedź, ciągnęła dalej. — Masę śpiewu, tańca, weselenia się, feerię kolorów, kwiatów, dobrego jedzenia. Turyści byliby tym wszystkim zachwyceni, ale tytanie ich nie dopuszczają. Powód jest prosty: to jest bardzo poważny interes.
— Wiem o tym. Rozumiem, czemu to służy.
— Tak ci się tylko wydaje. Zapewniam cię, że znasz tylko jeden z celów imprezy. To rzeczywiście jest skuteczna metoda kontroli urodzin, której nikt nigdy nie lubił, obojętnie czy to dotyczy ludzi, czy tytanii. To jest dobre dla wszystkich tych głupich ludzi. — Podniosła brwi, a on kiwnął głową. — Jak sądzisz, jaką rolę odgrywa Czarodziejka w czasie Karnawału?
Zastanowił się przez chwilę.
— Wydawało mi się, że traktuje to poważnie. Nie wiem, jakie były jej kryteria, ale wyglądało, że starannie bada wszystkie propozycje.
Gaby przytaknęła.
— Tak rzeczywiście jest. Wie więcej o rozmnażaniu tytanii niż one same. Jest starsza od nich wszystkich. Jeździ na te Karnawały od siedemdziesięciu pięciu lat. Na początku jej się to podobało. — Gaby wzruszyła ramionami. — Pewnie, czemu nie. Ona tu na Gai jest rzeczywiście grubą rybą, o czym ani ty, ani Robin nie mieliście się jeszcze okazji przekonać. Na Karnawale czuje się dowartościowana. Każdy tego potrzebuje. Być może jest trochę za bardzo łasa na wyrazy uznania, ale nie mnie o tym sądzić.
Znowu się odwróciła i Chris pomyślał, że jednak jakieś zdanie na ten temat ma. Zrozumiał, że Gaby należy do tej kategorii ludzi, którzy nie potrafią kłamać w żywe oczy. Za to ją lubił; w końcu to była też i jego cecha.