Mimo deszczu słyszał zdumiewająco dobrze. Dobiegał go spokojny śpiew i trzaskanie ogniska. Ktoś podszedł do jego namiotu, postał chwilę, rzucając długi cień na ściankę, a potem oddalił się równie cicho. Potem usłyszał rozmowę i kroki. Ktoś odchodził z obozu; znacznie później powrócił.
Teraz pojawił się jeszcze ktoś inny. Nawet Czarodziejka nie mogła rzucać tak ogromnego cienia.
— Puk, puk.
— Wchodź, Valiha.
Miała ze sobą ręcznik, którym wytarła błoto z przednich kopyt, nim stąpnęła na brezentową podłogę. Potem tak samo oczyściła tylne kopyta. Była w tym trochę podobna do psa, który skrobie się nogą za uchem, chód w ruchu tym nie było nic niezręcznego czy dziwnego. Ubrana była w fioletowy, długi płaszcz przeciwdeszczowy, który mógłby uchodzić za samodzielny namiot. Kiedy wydostawała się z niego i wieszała na kołku przy drzwiach, Chris zastanawiał się, jaki może być cel tej wizyty.
— Mogę zapalić latarnię?
— Pewnie.
Namiot miał tytaniczne rozmiary, co oznaczało, że mogła w środku swobodnie stać i miała dość miejsca, by się obrócić. Kiedy wieszała lampę u sufitu, po ścianach przemykały fantastyczne cienie. Wreszcie usiadła z podkulonymi nogami.
— Nie mogę tu zostać — powiedziała. — Właściwie już zabranie się z wami pewnie było błędem. No ale jednak tu jestem.
Jeśli chciała go zaintrygować, nie mogła wymyślić lepszego sposobu. Mięła nerwowo brzeg swojej torby. Chris nie mógł znieść tego widoku. Zatknęła zań kciuki i naciągnęła niczym gumkę kąpielówek.
— Czuję niepokój od chwili, gdy zrozumiałam, że ty… że rzeczywiście nie pamiętasz tych stu obrotów, które spędziłeś ze mną po tym, jak znalazłam cię błąkającego się pod Schodami Cirocco po twoim Wielkim Upadku.
— Ile to jest sto obrotów?
— Według twojego rachunku trochę więcej niż cztery dni. Jeden obrót to sześćdziesiąt jeden minut.
— To sporo. Dobrze się bawiliśmy?
Popatrzyła na niego krótko, a potem wróciła do swoich nerwowych manipulacji.
— Ja tak. Ty mówiłeś wtedy to samo. Męczyło mnie, że mogłeś odnieść wrażenie, że wykorzystuję cię wyłącznie jako talizman na szczęście, tak jak ci powiedziałam, kiedy odzyskałeś zmysły.
Chris wzruszył ramionami.
— Wcale by mi to nie przeszkadzało, gdyby rzeczywiście tak było. Gdybym jeszcze naprawdę przyniósł ci szczęście, byłoby mi całkiem miło.
— To nie o to chodzi. — Przygryzła wargę i Chris ze zdziwieniem dostrzegł łzę, którą szybko otarła. — Niech mnie Gaja przeklnie — jęknęła. — Nie umiem tego wyrazić. Nie wiem nawet, co chcę powiedzieć, chyba tylko ci podziękować. Mimo że nic nie pamiętasz. — Pogrzebała w torbie i w zaciśniętej dłoni coś z niej wyciągnęła. — To dla ciebie — powiedziała, a potem zerwała się i znikła z namiotu, zanim zdążył się zorientować.
Otworzył dłoń i ujrzał jajko tytanii. Było żółte, tak jak sama Valiha, z czarnymi pasemkami. Na jego twardej powierzchni wyryto drobnymi literkami po angielsku:
Valiha (Eolskie Solo) Madrygał: Duża Szansa 26-ty Gigaobrót;
97.618.685-ty Obrót (Roku Pańskiego 2100) „Gaja Nie Mówi, Dlaczego Się Obraca”
19. Wieczna młodość
— Jeżeli martwisz się, że będziesz musiał przyznać się do ojcostwa — powiedziała Cirocco — to spokojnie możesz o tym zapomnieć. Tytanie załatwiają to w zupełnie inny sposób.
— Nie to miałem na myśli… Chyba źle się wyraziłem.
Chris płynął w czółnie Cirocco. Siedział mniej więcej pośrodku, a Czarodziejka rozwaliła się na dziobie, z głową opartą na poduszce. Pod oczami miała sine worki, cera też nie wyglądała najzdrowiej, ale i tak w porównaniu z sytuacją sprzed kilku godzin była to wielka poprawa. Chris zdecydował się towarzyszyć Cirocco, by wypytać ją w sprawach seksu ludzi z tytaniami, jednak kiedy zobaczył jej twarz, zrezygnował.
Nie tylko on zmienił łódź. Gaby płynęła teraz z Obój i Robin, a Valiha i Psałterium prowadziły całą flotyllę w czółnach płynących daleko w przodzie.
Przepłynęły pod Schodami Cirocco. Było to przeżycie, które Chris chętnie by sobie podarował. Olbrzymi kabel zwieszający się w górze przypomniał mu Złote Wrota owego wietrznego dnia, kiedy Dulcimer postawiła jego stopy na ścieżce, która wiodła ku Gai. Schody wyglądały jak kabel mostu. Zamiast pylonu była tutaj jednak rozwarta, przepastna gardziel szprychy nad Reą, która niknęła w oddali wraz z wchodzącym do niej kablem. Sam kabel przypominał krzywą wykładniczą, geometryczną abstrakcję wcieloną w życie. Gdyby zestawić tuzin Złotych Wrót i tak nie pokryłyby tej olbrzymiej odległości.
Za kilka minut mieli dopłynąć do zbiegu Ophionu i rzeki Melpomeny. Nurt stał się zauważalnie szybszy, jakby przygotowywał się do zaatakowania Gór Asteria, które rysowały się ciemnym pasmem na wschodzie.
Chris oderwał wzrok od wody i spróbował jeszcze raz.
— Wiem, że jest już w ciąży. Zakładam, że dziecko nie wchodzi w grę. Mam rację?
— Ciągle myślisz w kategoriach mamusi i tatusia — powiedziała Cirocco. — Ty jesteś tutaj tylko potencjalnym przednim ojcem, a Valiha potencjalną przednią matką. Jajko mogłoby zostać przekazane na przykład… no, powiedzmy, Piszczałce i on byłby wtedy zadnią matką. Później jajko mogłoby zostać zapłodnione przez któreś z tej trójki, włącznie z Valihą.
— Musiałbym cię jednak lepiej poznać — powiedział Piszczałka z rufy.
— Dla mnie to wcale nie jest śmieszne — powiedział Chris.
— Przepraszam. Dziecko zdecydowanie nie wchodzi w rachubę. Po pierwsze, nie wyraziłabym na to zgody. Po drugie, tytanie nigdy nie proponują dziecka bez niezwykle głębokiego przemyślenia tego kroku. Po trzecie, ty masz jajko.
— A więc o co tu chodzi? Czy ten dar ma duże znaczenie? Co ona chce mi w ten sposób powiedzieć?
Cirocco sprawiała wrażenie, jakby niespecjalnie miała ochotę odpowiedzieć na to pytanie, wreszcie jednak westchnęła i dała za wygraną.
— Nie musi to w ogóle niczego znaczyć. Och, oczywiście poza tym, że cię lubi. Nie kochałaby się z tobą, gdyby cię nie lubiła, ale też nie dałaby ci jajka, gdyby cię lubiła nadal. Widzisz, tytanie są sentymentalne. Znajdziesz takie jajka na ścianach każdego ich domu. Nawet jedno na tysiąc nie zostało użyte choć raz albo choćby przeznaczone do użytku. Są tak powszechne jak… jak kondom w alei kochanków.
Co to jest kondom?
W twoich czasach już tego nie było, co? Jednorazowa prezerwatywa. W każdym razie analogia jest trafna. Zawsze, kiedy osobnik żeński ma przedni stosunek, wystrzeliwuje coś takiego po dwóch hektoobrotach. Jeśli tam, skąd pochodzisz, nie uczą już systemu metrycznego, mogę ci wyjaśnić, że to 200 obrotów. Wiesz, to strasznie śmieszne, kiedy tytania wie, co to jest kondom (nie widział kondomu!), a człowiek nie. Czego cię tam właściwie uczyli? Że historia zaczęła się w 2096 roku?
— Myślę, że zaczynają teraz od 2095.
Cirocco potarła czoło i uśmiechnęła się anemicznie.
— Przepraszam, zboczyłam z tematu. Twoje wykształcenie albo jego brak to nie mój interes. Wracając do tytanii… Większość jajek po prostu się wyrzuca. Jeśli nie od razu, to w czasie najbliższych wiosennych porządków. Niektóre są zatrzymywane przez sentyment, dawno po wygaśnięciu terminu ich przydatności do użycia, który, tak przy okazji, wynosi mniej więcej pięć lat.
Musisz pamiętać o podwójnym charakterze seksu u tytanii. Zadni seks ma dwa cele, przy czym jeden jest znacznie bardziej powszechny niż drugi. Jest to czysta rozrywka: hedonizm. Robią to publicznie. Drugi to rozmnażanie, kiedy uzyskują na to zezwolenie, co zdarza im się dużo rzadziej, niż mają na to ochotę. Przedni seks ma odmienny charakter. Bardzo rzadko jest uprawiany tylko po to, by zrobić jajko. Niemal zawsze jest to wyraz bliskiej przyjaźni albo miłości. Nie chodzi tu przy tym o miłość w dokładnie naszym pojęciu, ponieważ tytanie nie łączą się w pary. Ale kochają się naprawdę. Jest to jedna z rzeczy, którą wiem na pewno, a nie jest ich znowu tak wiele. Tytania może uprawiać zadni seks z kimś, z kim nawet przez myśl by jej nie przeszło kochać się frontalnie. Seks przedni jest czymś świętym.