Выбрать главу

Właściwie to nawet teraz może być już za późno. Jeśli ty nie chcesz, ja to zrobię. Myślę, że lepiej będzie, jak powiem tym dwóm pielgrzymom, że lepiej na tym wyjdą, jeśli pójdą bez nas.

Cirocco zaczęła coś mówić, ale Gaby nie chciała jej słuchać. Wybiegła gwałtownie z pokoju.

Sklep z Melodiami został zaprojektowany i zbudowany z myślą o tytaniach. Stąd wysokie stropy i szerokie drzwi. Nieliczne dywany leżały tylko tam, gdzie ustawiono krzesła na ludzką miarę, które przypominały tytaniom, żeby od tych miejsc trzymały się z daleka. Większość powierzchni drewnianej podłogi pokryta była trocinami lub słomą. Wielki stół w bibliotece miał stronę ludzką i stronę przeznaczoną dla tytanii, co podkreślały krzesła po jednej stronie i snopki słomy po drugiej. Wysokie okna wychodziły na wschód, w stronę Morza Północnego. Był tu również kamienny kominek, teraz zupełnie wygasły. Gaby zgromadziła tu wszystkich z racji widoku. Kiedy powiedziała, co miała do powiedzenia, przyjrzeli się uważnie drodze, którą mieli jeszcze przebyć, co być może pozwoli im podjąć bardziej racjonalną decyzję.

— Myślę, że nie jest łatwo to powiedzieć. Tym bardziej że niektórym z was coś niecoś już mówiłam. Od tej chwili uchylam się od wszelkich obietnic dotyczących Cirocco. Czuje się znacznie gorzej, niż sądziłam. Nie wiem jeszcze, czy pójdzie ze mną, ale niezależnie od tego nadszedł czas, by przemyśleć decyzje, które podjęliście kiedyś w oparciu o fałszywe informacje. Mówiłam wam, że Rocky może się z tego wyciągnąć i że jeszcze będzie użyteczna, i… i że jest raczej atutem niż obciążeniem. Nie mogę już dłużej firmować takiego stwierdzenia.

Przebiegła wzrokiem po twarzach sześciu słuchaczy. Wiedziała, co powiedzą tytanie, może za wyjątkiem Obój. Nie była już tego taka pewna w odniesieniu do Chrisa i Robin. Chris miał swoje problemy, może przejściowe, a reakcji Robin nie ośmieliłaby się odgadnąć.

— Rzecz w sumie wygląda następująco. Ruszam w podróż wokół obręczy. Rocky może się przyłączy. Wy, jeśli zechcecie się przyłączyć, będziecie mile widziani. Jeżeli Rocky pójdzie, może komuś z was sprawić zawód w najważniejszym momencie. Rozumiem przez to trochę więcej niż prosty fakt, że będziemy się musieli nią opiekować, jeśli uda się jej znowu schlać. Nie na tym polega problem. Choćbyście się na mnie mieli złościć, Chris i Robin, każde z was może nas postawić w podobnym położeniu i pewnie do tego dojdzie. W jakimś sensie Rocky nie bardziej panuje nad swoją przypadłością niż wy nad waszymi. Z tym jednak mogę się zgodzić. Myślę, że nie potrafiłabym tego wytłumaczyć, ale w tym przypadku jestem raczej optymistką w odniesieniu do całej waszej trójki. Zajmę się wami, kiedy was to dopadnie. Tytanie mi pomogą.

— W istocie rzeczy wasze dolegliwości uważamy za nie bardziej poważne niż ludzki obyczaj zasypiania — dorzucił Piszczałka z wahaniem. — Dla nas to bez różnicy. Kiedy śpicie, my i tak musimy czuwać za was.

— Ma rację — powiedziała Gaby. — W każdym razie, obawiam się, że Rocky zawiedzie nas brakiem nerwów. Nigdy nie myślałam, że będę musiała to powiedzieć, ale tak to właśnie wygląda. Nie jestem już wcale pewna, czy potrafiłaby przedłożyć dobro grupy ponad zaspokojenie swoich osobistych potrzeb. Mam uczucie, że prawie jej nie znam. Muszę jednak przyjąć, że nie będę mogła na niej polegać. — Jak już powiedziałam, ja idę bez względu na wszystko. Muszę jednak wiedzieć, jakie są wasze plany. Piszczałko?

— Zostanę z Cirocco. Jeśli ona pójdzie, pójdę i ja. Gaby skinęła głową. Podniosła pytająco brwi, patrząc na Psałterium, który ledwie raczył kiwnąć głową. Wiedziała, że pójdzie z nią.

— Valiha?

Chciałabym kontynuować wędrówkę, ale tylko wówczas, gdy pójdzie Chris — powiedziała.

— W porządku. Obój?

Muszę zamknąć obwód — powiedziała. — Nigdy nie byłam zadnią matką, a to moja najlepsza szansa.

W porządku. Miło, że z nami ruszysz. A jak z tobą, Chris?

Wydawało się, że oderwanie wzroku od stołu stanowi dla niego nie lada wysiłek. Wydobrzał już po ostatnim ataku, ale jak zwykle wtedy, kiedy nie doznawał utraty pamięci, był emocjonalnie wyczerpany i nie miał więcej szacunku do siebie niż zbity pies.

— Myślę, że umniejszasz problem — wymruczał. — To znaczy bagatelizujesz trudności, których mogę być przyczyną. Dlaczego miałbym oczekiwać od Cirocco czegoś więcej niż od siebie? — Valiha chciała ująć go za rękę, ale ją odtrącił. — Pójdę, jeżeli będziesz mnie chciała.

— Wiedzieliśmy, w co się ładujemy — powiedziała Gaby. — Jesteś tu mile widziany. Robin?

Zapadła długa cisza. Gaby martwiła się, gdy tamta decydowała się. Inną możliwością dla niej, tak jak to widziała Gaby, była wspinaczka w górę szprychy. Robin była zdolna do podjęcia takiej podróży, nawet wiedząc, że może zginąć po drodze.

— Pójdę — powiedziała w końcu.

— Jesteś pewna? Nie możesz się z honorem wycofać?

— Mogłabym. Ale pójdę.

Gaby nie miała zamiaru wypytywać ją o motywy.

— A więc tylko Rocky i Piszczałka pozostają niewiadomą. W porządku. Zbierzcie rzeczy. Spotkamy się za jeden obrót na frontowej werandzie.

Początek wyglądał raczej ponuro.

Z chmur, które na dwa hektoobroty rozerwały się nad szczytem Macchu Piechu, wiatr nawiewał teraz strzępy nad Sklep z Melodiami, tak że zasłoniły całe bijące ze sklepienia światło. Wielki biały dom stał cichy w ciemności; całe życie uszło z niego. W środku Gaby umocowywała sztaby na sztormowych okiennicach.

Uzupełnili też zapasy w jukach tytanii. Niewiele pozostało do zrobienia, ale i tak Gaby krzątała się niczym urlopowicz, który boi się, że czegoś zapomni. Zarówno Chris jak i Robin wiedzieli, że miała nadzieję, iż Cirocco lada chwila się pojawi, a żadne z nich nie spodziewało się niczego takiego po Czarodziejce.

Błyskawica rozbłysła pomiędzy dwoma szczytami górskiego schronienia Cirocco. Tytanie nie zareagowały, ale Chris i Robin dreptali nerwowo. Chris położył nogę na dłoni Valihy i wskoczył na jej grzbiet. Robin dosiadła Obój. Wszyscy czekali.

Gaby wyszła i wsiadła na Psałterium. Popatrzyła na dom za sobą w samą porę, by dostrzec, że klamka się obraca. Ze środka wyszła Cirocco, wysoka, bosonoga, w swoim czerwonym kocu. Wyglądała blado i słabo. Ostrożnie zeszła po schodach i podeszła do Psałterium i Gaby. Wyciągnęła ręce nad głową.

— Nic nie mam. Sama sprawdź.

— Nie mam zamiaru cię rewidować, Rocky.

— Och. — Wydawało się, że nie ma to dla niej żadnego znaczenia. Opuściła ręce, a potem oparła się o bok Psałterium. — Wiesz, masz rację. Lepiej będzie, jak z tobą pójdę.

— W porządku. — W głosie Gaby dała się słyszeć nuta ulgi, ale z pewnością nie był to entuzjazm.

Kiedy pokonali most linowy, znowu zaczęło padać. Po drugiej stronie Robin usłyszała jakby monotonne brzęczenie. W takim miejscu, otoczonym zewsząd górami, trudno było zlokalizować jego źródło. Słyszała, jak hałas nasila się, a potem przygasa. Gaby i Psałterium z obawą lustrowali chmury.

— Co to było? Gaby wzdrygnęła się.

— Nie pytaj.

21. Ręce ponad morzem

To dobrze, że te depresje są przejściowe — powiedział Chris.

Też tak myślę. — Valiha odwróciła głowę, by popatrzeć na niego. — Nigdy nie widziałam kogoś tak wyczerpanego jak ty po ataku. Musi cię to sporo kosztować.

Chris nie odpowiedział. Choć w duchu przyznał jej rację. Nie wyszedł jeszcze z tego całkowicie, ale dokładał starań, by nic po sobie nie okazywać. Jeszcze jedna przespana noc i może znowu poczuje, że życie jednak ma sens.