Выбрать главу

Nie wrócili już na Ophion po odskoku do Sklepu z Melodiami. Chociaż autostrada biegła brzegiem rzeki aż do Górnej Doliny Muz, w niektórych miejscach osuwiska czyniły ją nie do przebycia. Posuwali się więc ścieżką przez Asterię. Nazwać ją Ścieżką Kozic, to tak jakby porównać spacer po linie z jazdą Autostradą Nadbrzeżną. Były miejsca, gdzie ludzie musieli zsiąść i trzymać się lin rozciągniętych przez tytanie, które szły przodem, wykorzystując dla kopyt ledwie widoczne zagłębienia w skale. Pod tym względem, jak zresztą pod wieloma innymi, tytanie były od Chrisa dużo lepsze. Zaczęło go to nawet trochę denerwować. Pocieszał się tylko, że Cirocco i Robin nie było wcale łatwiej, chociaż Gaby sprawiała wrażenie skrzyżowania kozicy z muchą.

Często musieli pokonywać rozpadliny. Większe przechodzili, zaczepiając linę o spiczaste skały po drugiej stronie i przechodząc po linie na rękach. Wreszcie było coś, co Chris umiał robić lepiej niż inni. Tytanie miały spore trudności. Nie mógł patrzeć, jak huśtają się na rękach.

Szczeliny węższe niż dziesięć metrów nie kwalifikowały się, by budować most linowy. Tytanie po prostu je przeskakiwały. Pierwszy taki skok skrócił mu życie o dobre dziesięć lat. Potem zamykał oczy.

W końcu zeszli z ostatniego zbocza. Poniżej rozciągała się wąska wstęga lasu, za nią jeszcze węższy pas piaszczystej plaży, a wreszcie Nox, Morze Północne. Połyskiwało w srebrzystym świetle. Tu i ówdzie w głębi wody widać było mgliste rozbłyski światła, zimny błękit pod jaśniejszymi odblaskami na powierzchni. Widać było też mocniejsze, bardziej skupione źródła światła, niektóre w kolorze ciepłej zieleni, inne zaś intensywnie ciemnozielone.

— Wstęgi światła to kolonie ryb mniej więcej takiej długości.

Chris podniósł głowę i zobaczył, że Piszczałka idzie teraz obok Valihy. Cirocco rozchyliła kciuk i palec wskazujący na kilka centymetrów.

— Właściwie bardziej przypominają owady, ale oddychają w wodzie. Tworzą prawdziwe kolonie, z mózgiem roju tak jak u mrówek czy pszczół. Nie mają jednak królowej. Organizują wolne wybory, w każdym razie na ile mi wiadomo. Cała wyborcza szopka odbywa się za pośrednictwem feromonów wydzielanych do wody w okresie wyborów. Zwycięzca uzyskuje prawo do wzrostu do jednego metra i piastuje urząd przez siedem kiloobrotów. Jego funkcje sprowadzają się do oddziaływania na morale pobratymców. Wydziela chemikalia, które sprawiają, że rój czuje się szczęśliwy. W razie śmierci przywódcy rój przestaje się odżywiać i rozprasza się. Po zakończeniu okresu, na jaki został wybrany, rój zjada przywódcę. Najzdrowszy system polityczny, jaki kiedykolwiek widziałam.

Chris popatrzył na nią badawczo, ale nic nie wskazywało na to, że po prostu sobie z niego żartuje. Nie miał zamiaru jej o to pytać. Był ogromnie zaskoczony, że w ogóle mówiła, więc gotów był słuchać wszystkiego, co miała do powiedzenia. Od momentu opuszczenia Sklepu z Melodiami była spokojna, najwyraźniej przez cały czas była wyczerpana. Chociaż był świadkiem wielu przejawów jej słabości, czuł jednak przed nią spory respekt.

— Nox jest jednym z najbardziej sterylnych miejsc na Gai — ciągnęła dalej. — Niewiele istot może tu żyć. Woda jest zbyt czysta. Są tu otchłanie dziesięciokilometrowej głębokości. Woda jest wypompowywana i przesyłana do wymienników ciepła, gotowana i destylowana. Kiedy wraca, jest kryształowo czysta. Byłoby pięknie, gdyby było tu światło. Można by wówczas sięgnąć wzrokiem setki metrów w głąb.

Tak jak jest, też jest pięknie — spróbował wtrącić Chris.

Może masz rację. Tak, myślę, że wygląda to rzeczywiście pięknie. Nie palę się specjalnie do przeprawy. Mam złe wspomnienia. — Westchnęła i machnęła ręką w stronę wody. Ten kabel w środku łączy się z wyspą, nazywaną Minerwą. Myślę, że można to nazwać wyspą, chociaż kabel zajmuje ją praktycznie w całości. Właściwie nie istnieje prawdziwy brzeg. Zatrzymamy się tam na krótko.

— A co oznaczają pozostałe światła? Te punkty?

— Łodzie podwodne.

Po dotarciu na brzeg tytanie pozbyły się swoich juków i wyciągnęły błyszczące stalowe kliny, które okazały się siekierami bez styliska. Uzbrojone w noże tytanie ruszyły do lasu i po chwili znalazły się również trzonki. Siekiery posłużyły im do wyrąbania całych tuzinów drzew. Chris obserwował to z bezpiecznej odległości, kiedy jego oferta pomocy jak zwykle spotkała się z grzeczną odmową.

Drzewa były wspaniałe. Wysokie na piętnaście metrów, proste, o półmetrowej średnicy. Były pozbawione gałęzi i zwieńczone na czubku ogromnymi, pierzastymi pękami liści. Chrisowi przypominały wbite w tarczę rzutki.

— Czy te drzewa nie wyglądają niezwykle? — Przyłączyła się Gaby.

— Jak się nazywają?

— Zabiłeś mi klina. Słyszałam kilka różnych nazw. Żadna z nich nie przyjęła się oficjalnie. Ja zawsze nazywałam je słupami telefonicznymi, ale to za bardzo zdradzało mój wiek. W lasach są nazywane drzewami na chaty przez ludzi, którzy te chaty stawiają. Nad morzem znowu są to drzewa na tratwy. Zawsze jednak jest to ta sama roślina. Najlepiej pewnie nazwać je drzewami kłodowymi.

Chris roześmiał się.

— Każde drzewo można tak nazwać, kiedy się je zetnie.

— Ale z żadnego innego drzewa bale nie są tak dobre jak z tego. Jest to przykład działania Gai, kiedy stara się być maksymalnie pomocna. Czasami niektóre sprawy ułatwia aż za bardzo. Spójrz.

Podeszła do zakończonego czubem szczytu powalonego drzewa, wyciągnęła nóż i zręcznie go podcięła. Włożyła nóż pod korę i cięła ku górze. Gładka kora zaczęła się oddzielać. Rozcięła pień na całej długości, oddarła korę i odsłoniła wilgotny, żółty pień, który wyglądał jak oszlifowany.

— Niesamowite!

— To nie wszystko. Valiha, czy mogę to pożyczyć na chwilę? — Tytania podała Gaby siekierę. Chris ukląkł, kiedy badała doskonale gładki koniec odsłonięty po zdjęciu kory. Porysowany był cienką siateczką linii. Gaby machnęła siekierą, mierząc w jedną z nich. Rozległ się donośny huk.

— Nie jestem w tym tak dobra jak one — mruknęła Gaby. Uwolniła ostrze i ponownie uderzyła, z głuchym klekotem kłoda podzieliła się na kilkanaście gładkich desek. Gaby postawiła nogę na pieńku, zarzuciła siekierę na ramię i wyszczerzyła zęby, napinając mięśnie niby zwycięzca konkursu drwali pozujący do fotografii.

— Naprawdę imponujące!

— To jeszcze nic. Poza tym to nie koniec zadziwiających cudów. Kora może być przerobiona na taśmy mocne jak stal. Można je wykorzystać na spięcia kłód w tratwę. Przez kilka następnych obrotów pniaki będą wydzielać żywicę epoksydową. Tylko mniej więcej co dwudzieste drzewo da się podzielić na deski. Używamy całych pni na spód tratwy i desek do budowy pokładu. W ten sposób przypadkowe szarpnięcie nie grozi przemienieniem całej konstrukcji w wielką kupę drewna. Za około cztery do pięciu obrotów tratwa będzie gotowa do spuszczenia na wodę. Koniec wykładu.

— Niezupełnie — powiedział Chris. — Powiedziałaś, że tak działa Gaja, kiedy ma ochotę współpracować. Czy te drzewa to coś nowego. To znaczy…

— W takim sensie jak tytanie są nowe? Nie, nie sądzę. Są raczej bardzo stare. Starsze niż Gaja. Należą do tych gatunków, które zostały zaprojektowane przez ten sam lud, który zaprojektował przodków Gai przed miliardami lat. Wydaje się, że lubili poręczne rzeczy. Są więc rośliny, które wytwarzają tranzystory i inne temu podobne rzeczy; są też rzeczy o tak podstawowym przeznaczeniu jak te drzewa i są wreszcie śmieszki-hiperbydło, z których można zbierać mięso bez zabijania ich. Albo projektodawcy zaplanowali to wszystko na okres po upadku cywilizacji, albo też po prostu nie lubili hałaśliwych fabryk.