Chris, trawiony niejasnym niepokojem, zszedł samotnie na brzeg. Wiedział, że powinien być wdzięczny, że jest z Cirocco i Gaby i że może się dowiedzieć tych wszystkich rzeczy, które mogą się okazać użyteczne, kiedy będzie zdany tylko na własne siły. Zamiast się cieszyć, martwił się jednak swoją obecną bezużytecznością. Wszystko zdawało się być pod czyjąś opieką. Nie mógł gotować, nie mógł budować tratwy, ani wiosłować. Nie potrafił nawet dotrzymać kroku, gdy trzeba było szybko iść. A przecież miał być poszukiwaczem przygód, miał znaleźć sposób, by stać się bohaterem. Miast tego był kimś w rodzaju pasażera. Nie chciało mu się wierzyć, że kiedykolwiek zetknie się z czymś, z czym Gaby i tytanie nie będą mogły sobie poradzić.
Plaża usłana była drobniutkim piaskiem, który połyskiwał nawet w ciemnościach Rei. Posuwanie się w pobliżu drzew było męczące. Chris przeniósł się więc bliżej brzegu, gdzie wilgoć utwardziła piasek w bitą nawierzchnię. Jak na tak olbrzymi akwen Nox był zadziwiająco spokojny. Niskie fale syczały i biły o brzeg. Piana pryskała mu na stopy i wsiąkała w piasek.
Wyszedł z myślą o kąpieli. Po dwóch dniach wspinania się po skałach i pokonywania błotnistych ścieżek cały był oblepiony piachem. Kiedy oddalił się na tyle, że odgłosy krzątaniny tytanii ledwie doń docierały, poczuł się swobodnie. Nadział się na coś, co ledwie majaczyło na tle czarnego piasku. Było to złożone na kupkę ubranie. — Wziąłeś ze sobą mydło?
Gwałtownie odwrócił się w stronę, z której dochodził głos, i zobaczył ciemny krąg na wodzie. Robin podniosła się z kucków i stanęła w wodzie sięgającej jej do pasa. Wokół niej rozeszły się koncentryczne, srebrzyste kręgi.
— Tak się złożyło, że wziąłem — powiedział Chris, wygrzebując miękką, okrągłą kulę z kieszeni. — Cza… Cirocco powiedziała, że woda jest zimna.
— Nie jest tak źle. Możesz je tu przynieść? — Znowu usiadła, tak że widać jej było tylko głowę.
Chris zdjął ubranie i ostrożnie wszedł do wody. Była chłodna, ale zażywał już zimniejszej kąpieli. Brzeg łagodnie opadał. Pod stopami nie wyczuł żadnych oślizłych stworów, a nawet muszelek. Był to gładki, jednolity piasek, taki jakim napełnia się klepsydry.
Parę ostatnich metrów przepłynął, a potem stanął obok Robin i podał jej kulkę mydła. Zaczęła namydlać przód ciała.
— Nie zgub go — ostrzegł. — Nigdy byśmy już go nie znaleźli.
— Będę uważać. Gdzie się tego nauczyłeś?
— Czego? Masz na myśli pływanie? Byłem taki mały, że już nie pamiętam. Wszyscy moi znajomi umieją pływać. A ty nie?
— Nie znam nikogo, kto umie. Nauczysz mnie?
— Oczywiście, jeśli tylko będziemy mieli czas.
— Dziękuję. Czy możesz namydlić mi plecy? — podała mu kulkę.
Prośba zaskoczyła go, ale zgodził się skwapliwie. Być może robił to trochę zbyt gorliwie, a kiedy nie protestowała, zaczął masować jej ramiona. Pod chłodną skórą wyczuwał twarde mięśnie. Zaczęła robić to samo, sięgając w górę do jego ramion. Wiedział, że nie zaczął nawet jej rozumieć, ale miał nadzieję, że przynajmniej tym razem dobrze odczytał jej intencje. Z każdą inną kobietą czułby się swobodnie. Pewnie by ją pocałował i pozwolił jej spokojnie zdecydować, co dalej z tym zrobić. Przyjąłby jej odpowiedź, obojętne jaka by nie była. Czuł jednak, że Robin nie ośmieli się zadać tego pytania.
Chociaż, właściwie dlaczego nie? — zastanawiał się. Czy wszystko musi być tak, jak ona chce? Tam, skąd pochodził, taka propozycja byłaby najzupełniej w porządku, o ile zgłaszający ją uwzględniał możliwość odmowy. Nie miał pojęcia, jak załatwiali te sprawy w Konwencie, wiedział tylko, że tam taka sytuacja nigdy nie mogła zaistnieć pomiędzy mężczyzną i kobietą. Być może w sensie towarzyskim była zmieszana tak samo jak i on.
Kiedy więc przestała masować jego plecy, odwrócił się, położył delikatnie jedną dłoń na jej policzku i pocałował ją w usta. Kiedy się odsunął, wyglądała na zaskoczoną.
Dlaczego to zrobiłeś?
— Bo cię lubię. Czy w Konwencie się nie całujecie?
— Oczywiście, że tak. — Wzruszyła ramionami. — Jakie to dziwne. Nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale inaczej pachniesz. Może niekoniecznie nieprzyjemnie, ale inaczej. — Odwróciła się od niego i nieporadnie zanurkowała w stronę brzegu. Machała rękami jak wiatrak i biła nogami bez ładu i składu, wreszcie stanęła i zaczęła wypluwać wodę, której zdążyła się sporo nałykać.
Chris zanurzył się w wodzie aż po brodę. Nigdy w życiu nie dostał takiego kosza. Wiedział, że Robin nie uświadamiała sobie, że sprawia mu zawód, mimo to jednak było to deprymujące.
— Kiedy tu wylądowałam, trafiłam prosto w rzekę — powiedziała, kiedy brodzili płytką wodą w stronę plaży. — Jakoś wydostałam się na brzeg, ponieważ wiedziałam, że nie mam wyboru. Nie mogę jednak przypomnieć sobie jak.
— Prawdopodobnie miałaś niedaleko albo prąd ci pomagał.
— Możesz mi teraz pokazać?
— Może później.
Na plaży ponownie cisnął jej mydło. Stała w wodzie po kostki, mydląc dalszą część ciała. Obserwował ją, żałując, że nie ma więcej światła, by mógł wreszcie przyjrzeć się tatuażom. Nagle zdecydował, że lepiej będzie, jak usiądzie.
— O co chodzi?
— O nic.
— Zauważyłam, że coś się stało. — Zmarszczyła brwi. — Tylko mi nie mów, że pomyślałeś, że mógłbyś…
— Niech to się nazywa odruch galanterii, dobra? — Chris był znudzony, miał tego dość, a do tego czuł się głupio. — Odruch. Nie miałem zamiaru rzucać się na ciebie ani niczego w tym stylu. Po prostu kiedy tak stoisz, wyglądasz bardzo, ale to bardzo dobrze i… któż by się zresztą oparł?
— Chcesz powiedzieć, że tylko patrząc na mnie… — Osłoniła się ręką i przedramieniem. Według Chrisa wyglądała teraz jeszcze ładniej. — Nie wiedziałam, że moja matka to właśnie miała na myśli albo też może myślałam, że to jej kolejna pomyłka.
— Dlaczego tak sądziłaś? Wydajesz się ciągle myśleć o tym, co nas różni. Jestem z tej samej gliny co ty. Czy nigdy cię nie ponosi, gdy patrzysz na kogoś seksualnie atrakcyjnego?
— No cóż, pewnie, że tak, nie przyszło mi jednak nigdy do głowy, że mężczyzna…
— Nie wyolbrzymiaj różnic między nami. Mamy z sobą wiele wspólnego, czy ci się to podoba, czy nie. Oboje się podniecamy, oboje doznajemy orgazmu…
— Będę o tym pamiętała — powiedziała, rzuciła mu mydło, zebrała rzeczy i pędem uciekła.
Chris zmartwił się, że być może stracił kumpla. Naprawdę ją lubił, niemal wbrew sobie. Albo wbrew niej. Chciał być jej przyjacielem.
Po chwili zastanowił się, czy rzeczywiście uciekła, bo się rozgniewała. Przypominając sobie jeszcze raz całą rozmowę, pomyślał, że wybór momentu ucieczki można by również zinterpretować inaczej. Być może Robin nie była specjalnie zadowolona z pomysłu, że był podobny do niej. Albo też odwrotnie — że ona była tak podobna do niego.
Tratwa, którą zbudowali, z pewnością nie zdobyłaby żadnej nagrody na jakimkolwiek pokazie łodzi, ale jej rozmiary były istnym cudem, zważywszy czas, jaki zajęła budowa. Zsunęli ją po pochylni i wylądowała w wodzie z potężnym chlupnięciem. Chris wiwatował razem z tytaniami. Robin również wrzeszczała jak opętana. Oboje uczestniczyli w pracach wykończeniowych. Tytanie pokazały im, jak posługiwać się klejem, i pozwoliły im przymocować deski pokładu, podczas gdy same instalowały barierki.