Przez ponad godzinę rozmawiali o polityce, potem przeszli do bardziej prozaicznych tematów i do tej części rozmowy zaproszono Gaby. Dla Chrisa większość z tego, o czym mówiono, była całkowicie niezrozumiała. W pewnym momencie rozmowa zeszła na niesprawności akceleratora cząstek, który był częścią Kriosa i ukryty był głęboko pod jego powierzchnią. Chris zastanawiał się, do czego mógł tu być potrzebny akcelerator cząstek.
Uzgodniono wstępny kontrakt, Gaby zgodziła się zbadać sprawę w czasie nie dłuższym niż jeden miriaobrót, o ile Gaja zaoferuje jej korzystne wynagrodzenie. Wspomniała o nawiązaniu na Fojbe kontaktu ze stworzeniami wyspecjalizowanymi w pracach pod ziemią.
Chris zauważył, że Robin była znudzona już po pierwszych dziesięciu minutach. Sam wytrzymał trochę dłużej, ale wkrótce również zaczął okrutnie ziewać. Wcale nie uważał, że podróż była kompletną stratą czasu. Interesujące było zobaczyć, jak wygląda mózg regionalny, pouczające było przekonać się, że Cirocco potrafi nie tylko pić, ale czekała ich jeszcze taka ogromna wspinaczka po schodach. To go przerażało.
Audiencja zakończyła się bez specjalnej ceremonii. Cirocco po prostu się odwróciła, kiwnęła na Robin i Chrisa i cała czwórka ruszyła schodami. Po kilku minutach łagodna krzywizna korytarza zasłoniła im grotę.
Cirocco obejrzała się za siebie, a potem rozluźniła się. Usiadła i ukryła twarz w dłoniach, a po chwili z głębokim westchnieniem odrzuciła do tyłu głowę. Gaby usiadła obok i zaczęła masować ramiona Czarodziejki.
— Naprawdę dobrze się spisałaś, Rocky — powiedziała.
— Dziękuję, Gaby. Jeden głębszy dobrze by mi zrobił. Powiedziała to całkiem nienatarczywie. Gaby zawahała się, a potem pogrzebała w plecaku i wyciągnęła małą butelkę. Nalała do zakrętki i podała Cirocco, która szybko ją opróżniła. Oddała, nie prosząc o dolewkę, chociaż — jak zauważył Chris — Gaby raczej by nie odmówiła.
Gaby popatrzyła na Chrisa i Robin z rozdrażnieniem.
— Moglibyście powiedzieć coś miłego — poddała.
— Może bym i powiedziała, gdybym miała pojęcie, o czym była mowa — odparła Robin.
— Robiło to wrażenie — powiedział Chris. — Myślałem, że to normalka.
Gaby westchnęła.
— Przepraszam. Pewnie tak było, skoro tak to odebrałeś. Po prostu nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Nawet mówiąc z kimś tak względnie przytomnym jak Krios, nigdy nie wiesz, czy będzie tak jak w czasie poprzedniej wizyty, czy też zupełnie inaczej. Wiesz, że mógł nas ubić jak muchy. Na pewno nie jest szczęśliwy, że musi przyjmować rozkazy od obcych. Jedyne, co go trzyma w ryzach, to strach przed Gają. Albo może miłość do niej. Prawdę powiedziawszy, w takich stosunkach to niewielka różnica.
Chris zmarszczył czoło.
— Czy chcesz powiedzieć, że grozi nam niebezpieczeństwo?
— Jakie niebezpieczeństwo? — Gaby popatrzyła na niego i roześmiała się. — Na dziesięć minut przed tym, zanim tam przybyliśmy, cała komora była zalana kwasem. Pewnie teraz znów jest pełna. Nietrudno było zaaranżować wypadek. Mógłby nawet przekonać Gaję, że to naprawdę był wypadek.
— Nigdy by tego nie zrobił — powiedziała Cirocco stanowczo. — Znam go.
— Może i nie. Ale na pewno Okeanos cały czas do niego mówił, wiesz o tym. Przeżyłam ciężkie chwile, kiedy wyjechał z tym swoim „zażaleniem”. Kiedy słyszysz coś takiego od Kriosa, to tak jakby miliarder zaczął cytować Karola Marksa.
— Potraktowałam go odpowiednio — powiedziała Cirocco zadowolona z siebie. — Masuj trochę niżej, dobrze? Tam, tam, o tak.
Chris nagle poczuł, że musi usiąść. Zastanowił się, co tu właściwie robi. Było oczywiste, że niewiele wiedział o tym, co się naprawdę działo. To kobiety zajmowały się sprawami, które często wydawały mu się oderwane od rzeczywistości, ale ten krystaliczny mózg był czymś absolutnie realnym, niby para kombinerek. Gdzieś tam był inny mózg, bardzo do tego podobny, ale zły, nastawiony na śmierć i walkę, a ponad tym wszystkim była istota boska, która zbierała katedry jak żetony pokerowe w grze prowadzonej przez graczy cierpiących na manię wielkości.
Sama myśl o tym była odpychająca. Nie mógł się oprzeć spostrzeżeniu, że kiedy śmiertelnicy mieszają się w sprawy bogów, ci, którzy mają lepsze informacje, mogą ich nieco podskubać.
25. Inglesina
— Co sądzisz, Rocky?
Cirocco była pochłonięta rytmem nie kończącej się wspinaczki. Z zaskoczeniem podniosła głowę.
— Co sądzę o Kriosie? Daj spokój. Być może jest jakiś sposób, by wciągnąć go do zmontowanego doraźnie ugrupowania. No wiesz, już po wszystkim. Ale teraz zapomnij o nim.
— Nie sądzisz, że to był pomyślny znak? — nalegała Gaby. — Fakt, że rozmawiał o zażaleniu do Gai na ciebie? Co o tym myślisz?
Cirocco parsknęła.
— Cholernie mało z tego rozumiem.
— Nie sądzisz, że można by rozdmuchać tę iskrę?
— Nie podniecaj się tak, Gaby. Nie wiem, czy można chodzić po jeszcze bardziej kruchym lodzie niż ten, po którym my się poruszamy, ale gorączkowy sposób, w jaki traktujesz pewne rzeczy…
— Przepraszam. Wiesz, jaki mam do tego stosunek.
— Pewnie, że wiem. Byłabym ci jednak wdzięczna, gdybyś nie była aż tak szczera przy tych dwóch dzieciakach. Myślę, że każde z nich powinno wiedzieć tylko tyle, ile naprawdę musi. Im mniej będą wiedzieć, tym lepiej dla nich, gdyby coś poszło nie tak. Nie robisz im przysługi, opowiadając o Kriosie i jego lojalności czy jej braku. Gdyby trafiło to do niepowołanych uszu, gdyby któreś z nich zrobiło choćby niewinną uwagę, mogłoby to wywołać pewne podejrzenie, a tego za nic bym nie chciała. Lepiej byłoby, żebyś ich tu w ogóle nie zabierała.
— Pewnie masz rację — powiedziała Gaby. — Będę ostrożniejsza.
Cirocco westchnęła i dotknęła ramienia Gaby.
— Po prostu rób to, co robiłaś dotąd. Spełniaj rolę przewodnika. Pokazuj niezwykłe zjawiska, opowiadaj im zabawne historyjki. Niech się bawią i pamiętają, że są tu po to, aby nauczyć się rzeczy, które pozwolą im uniknąć kłopotów, a nie po to, by wtrącać się w nasze sprawy.
— Nie sądzisz, że mogłabyś być trochę bardziej otwarta? Jest masa spraw, których możesz ich nauczyć.
Cirocco popadła w zadumę.
— Mogłabym im powiedzieć to i owo o piciu.
— Nie bądź aż tak surowa dla siebie.
— Nie wiem, Gaby. Myślałam, że pójdzie mi lepiej. Ale teraz mamy Inglesinę.
Gaby skrzywiła się. Chwyciła rękę Cirocco i uścisnęła ją.
Zaraz za linią pionowych kabli Ophion robił szereg obszernych zakoli. Teren był niemal płaski, a nachylenie tak nieznaczne, że rzeka ledwie płynęła.
Robin wykorzystała czas na poprawę swoich umiejętności wioślarskich. Wiosłowała cały dzień, a Obój wprowadzała ją w co bardziej zawiłe arkana sztuki. Kazała Robin samodzielnie skręcać łodzią, robić ciasne kółka albo ósemki, i to na czas. Potem obie wiosłowały usilnie, żeby dogonić pozostałych. Ramiona dziewczyny wzmocniły się, dostała pęcherzy, a potem odcisków na rękach. Z końcem tego dnia była kompletnie wyczerpana, ale każdego następnego ranka czuła się coraz lepiej.
Nie spieszyli się. Na brzegu pojawiły się grupy tytanii, śpiewając coś do Czarodziejki. Gaby albo Cirocco odkrzykiwały im czasem jedno słowo, a one uciekały w ogromnym podnieceniu. Słowo to brzmiało „Inglesina”. Robin dowiedziała się, że była to nazwa dużej wyspy na Ophionie. Podobnie jak Grandioso nazwa ta wywodziła się od jednego z ulubionych marszów tytanii. Tam właśnie odbywał się miejscowy Purpurowy Karnawał.