Miejscowe tytanie były nie mniej gościnne niż mieszkańcy Hyperionu, ale Chris nie bawił się najlepiej. Męczyło go, że może się natknąć na Siilihi. Miał niemiłe uczucie, że historia jego ataku rozeszła się szerokim echem, że wszyscy go znają i zachowują pewną rezerwę w obawie, że atak może się powtórzyć. Nikt nie dał mu w żaden sposób powodu, by tak myślał, wręcz przeciwnie — wszyscy byli dla niego absolutnie przyjaźni. Jego lęk miał źródło w jego własnej imaginacji, jednakże nawet świadomość tego niewiele pomagała. Nie potrafił się szczerze cieszyć i nic nie mógł na to poradzić.
Robin nadal spędzała z nim wiele nocy, chociaż jego utracony namiot został zastąpiony nowym. Nie był pewien jej intencji. Lubił towarzystwo, ale czasami było to trochę kłopotliwe. Po doświadczeniach z plaży nad Noxem pamiętała, by się nie rozbierać w jego obecności. To z kolei denerwowało go, ponieważ wysiłki, by zachować skromność we wspólnym namiocie dodatkowo przypominały mu o jego przypadłości. Kilka razy był nawet prawie gotów ją wyprosić. Pomyślał jednak, że w ten sposób ona okazuje swoją odwagę i akceptuje go jako przyjaciela. Jeżeli taki był sens jej gestu, to w żadnym razie nie chciał jej zniechęcać, więc przewracał się bezsennie na posłaniu, kiedy ona spała jak dziecko.
Najgorzej było piątej nocy. Nie mógł zasnąć, mimo iż usilnie się starał. Z rękami pod głową obserwował blade światło sączące się przez sufit namiotu. Do głowy przychodziły mu same czarne myśli. Jutro z tym skończy, tak czy inaczej. Są pewne granice.
— Czy coś się dzieje?
Popatrzył na nią, zaskoczony, że też nie śpi.
— Nie mogę zasnąć.
— W czym problem?
Uniósł ręce, szukając odpowiednich słów, a potem nagle pomyślał, czy musi być delikatny.
— Stoi mi. Tyle czasu bez kobiety, cały dzień w otoczeniu atrakcyjnych kobiet… Prawie mnie roznosi, to wszystko.
— Mam podobny problem — powiedziała.
Już otwierał usta, by zaproponować rozwiązanie, ale się rozmyślił. Cóż za marnotrawstwo, to byłoby przecież idealne wyjście. Podrap mnie chociaż po plecach…
— Mówiłeś kiedyś, że jesteśmy do siebie podobni — powiedziała. — Myślałam, że to cię męczy. — Kiedy skwitował to chrząknięciem, rozpięła śpiwór i usiadła. Wyciągnęła rękę i dotknęła palcem jego ust. — Pokażesz mi?
Spojrzał na nią z niedowierzaniem, ale poczuł pożądanie nieporównywalne z niczym, czego doznał kiedykolwiek od czasu dzieciństwa.
— Dlaczego? Uważasz, że jestem pociągający, czy tak po prostu z ciekawości?
— Z ciekawości — przyznała. — Co do tego drugiego nie jestem jeszcze pewna. Coś w tym jednak jest. Cirocco powiedziała, że to, co nazywam, zgodnie z tym, co mi mówiono, gwałceniem, może bardzo przypominać kochanie się. Powiedziała też, że kobieta może mieć z tego przyjemność. Mam trochę wątpliwości. — Uniosła brew. Jeszcze przed kilkoma tygodniami Chris nie dostrzegłby tego gestu spoza tatuażu na jej twarzy, ale teraz lepiej wyczuwał jej nastroje. Odrzucił śpiwór i wziął ją w ramiona.
Wydawała się zaskoczona, że nie wszedł w nią od razu i nie zabrał się do dzieła. Kiedy zrozumiała, że może się kochać w taki sam sposób, jak robią to dwie kobiety, przestała się wahać. W rzeczywistości robiła rzeczy, za które Trini na pewno zażądałaby dodatkowej zapłaty. Była zupełnie pozbawiona oporów. Powiedziała mu, co chce i kiedy chce, mówiąc to tak, jakby była przekonana, że nigdy przedtem tego nie robił. W pewnym sensie miała rację. Mimo iż miał za sobą pewne doświadczenie z kobietami, nigdy nie spotkał takiej jak Robin, tak świadomej swoich potrzeb i tak pewnej w ich wyrażaniu.
Uczyła się błyskawicznie. Z początku miała masę pytań i uwag, chcąc wiedzieć, co czuje Chris, gdy robiła to czy tamto, zaskoczona wrażeniami i odczuciami. Żadna z niespodzianek nie wydawała się jej nieprzyjemna i kiedy poczuł gotowość wejścia w nią, spotkał się z jej strony z entuzjazmem dla tego pomysłu.
Jej sceptycyzm wrócił, kiedy już w nią wszedł. Musiała przyznać, że nie było to bolesne, a nawet, że odczucie było przyjemne, ale trzeźwo zauważyła, że układ wydawał się nienaturalny, bowiem nie uwzględniał jej potrzeb. Próbował ją upewnić, iż wszystko pójdzie dobrze, i z konsternacją stwierdził, że na to się nie zanosi, ponieważ sam był zbyt bliski szczytu, a było już za późno, by mógł się powstrzymać.
Zdążył jeszcze pomyśleć, że byłoby świetnie, gdyby Robin zechciała poczekać, aż będzie gotowy do drugiego razu, kiedy ktoś chwycił go za ramię i brutalnie odciągnął.
— Ty idioto, odczep się od niej! — To była Cirocco. Chris nie miał czasu zrozumieć niczego więcej, ponieważ zbyt wiele rzeczy zdarzyło się teraz równocześnie. Stoczył się na ziemię, zwijając się do embrionalnej pozycji i gwałtownie tryskając nasieniem. W gorączkowym zmieszaniu nie wiedział, czy powinien czuć się dotknięty, zakłopotany czy wściekły. Po chwili było po wszystkim i Chris podniósł się, robiąc zamach. Trzasnął ją w podbródek klasycznym hakiem. Zataczając się do tyłu, przez chwilę nie mogła ukryć zaskoczenia, które zresztą faktycznie czuła. Jego triumf trwał jednak tylko sekundę. Cirocco załamała się niczym marionetka z podciętymi sznurkami, zaczęła jej drżeć ręka, ale nagle jak spod ziemi pojawiła się Gaby. W chwilę później klęczała mu na piersi i zabierała się do rozorania jego twarzy rozcapierzoną dłonią.
Zawahała się jednak i ogień w jej oczach przygasł. Rąbnęła w ziemię pięścią, zeszła z niego i poklepała go po policzku.
— Nigdy nie bij pięścią po kościach — poradziła mu. — Od tego są kije i kamienie.
Pomogła mu wstać i wtedy zobaczyła Robin, która ciągle leżała i wyglądała na mocno oszołomioną. Piszczałka wsunął się do namiotu i ujrzał Cirocco, która ostrożnie masowała szczękę.
Chris był oczywiście nadal ogromnie wściekły, ale obecność Gaby i kilku tytanii zmusiła go do zabrania głosu.
— Nie miałaś prawa tego robić! — wrzasnął. — Cholera, nie mam najmniejszego pojęcia, co cię napadło. Wszystko jedno, stało się! Albo ty wychodzisz, albo ja.
— Zamknij się — powiedziała zimno Cirocco, odsyłając gestem Piszczałkę i siadając. — Nie sądzę, bym zrobiła coś okropnego. Gdyby tak było, możecie mnie do spółki obić tak, że zapomnę, jak się nazywam. Przedtem jednak lepiej mnie posłuchajcie. Robin, jakiego środka antykoncepcyjnego używasz?
— Nie wiem, o czym mówisz.
— Właśnie. A ty, Chris?
Chris poczuł wyraźny dreszcz, ale pozbył się go wzruszeniem ramion. Mogła mieć rację.
— Biorę pigułki, ale to nie ma…
— Pamiętam, że coś takiego mi mówiłeś. Kiedy był…
— Ale ona przecież nie może mieć dzieci! Tak mi powiedziała i jeśli ty…
— Stop. Posłuchaj do końca. — Cirocco podniosła rękę i zaczekała, aż wszyscy się uciszą. — Myślę, że ją źle zrozumiałeś. Powiedziała, że nie może, a ty zrozumiałeś, że nie jest zdolna mieć dziecka. Ona natomiast chciała powiedzieć, że nie powinna zachodzić w ciążę, bo przekaże dziecku swoją przypadłość. Jaki sens ma sterylizacja, gdy akt poczęcia jest tak skomplikowany? — Patrzyła na Robin, która potrząsała głową z rozdrażnieniem.
— Ale myśmy się tylko kochali — powiedziała. Cirocco podeszła do niej, ujęła ją za ramiona i mocno potrząsnęła.
— Do cholery, a jak twoim zdaniem robi się dzieci? Wszędzie za wyjątkiem Konwentu robi się to tak, jak przed…
— Ale ja mu ufam, nie rozumiesz? — odkrzyknęła Robin. — Myśmy się po prostu kochali, a nie robili dzieci. On by się… — Urwała i po raz pierwszy niepewnie spojrzała na Chrisa, który odwrócił głowę.