Выбрать главу

— Oszczędzaj wodę — ostrzegła ją Gaby. Robin kiwnęła skwapliwie, porażona drżeniem swojej ręki. Miała nadzieję, że Gaby tego nie widzi. Głos Gaby był spokojny i opanowany. Słysząc ją, Robin czuła się, jakby miała dziesięć lat.

Tytanie zatoczyły obszerne koło wokół gniazda piaskowych demonów, które wykryła Cirocco, i teraz znowu podążały w stronę kabla Tetydy. Robin pamiętała teraz, by lustrować niebo, ale nic na nim nie dostrzegła, popatrzyła więc znowu na piasek, a potem jeszcze raz zmusiła się, by podnieść wzrok. Powtarzała to już przez całą godzinę, a podstawa kabla wydawała się tak samo odległa jak przedtem. Wreszcie spytała Gaby, jak długo tak biegną.

— Jakieś dziesięć minut — powiedziała i znowu się obejrzała. Odwróciła się z powrotem ze zmarszczonymi brwiami. Robin wydawało się, że na grzbiecie wydmy odległej o pięćset-sześćset metrów za nimi widzi ślad demona, biegnący równolegle do śladów kopyt tytanii.

— One ciągle tam są, Rocky.

Czarodzieja popatrzyła, zmarszczyła brwi i wzruszyła ramionami.

— No to co? Nie złapią nas, jeśli będziemy utrzymywać takie tempo.

— Wiem. Ale one pewnie też to wiedzą. Dlaczego więc nie rezygnują?

Cirocco ponownie zmarszczyła czoło, a Robin wcale się to nie spodobało. W końcu Gaby zameldowała, że nie widzi już śladów pogoni. Choć tytanie były zmęczone, ustalili, że nie będą zwalniali, zanim nie dopadną kabla.

Obój wspięła się na ostatnią olbrzymią wydmę, dzielącą ich od celu. Robin widziała przed sobą nieprzerwanie wznoszący się teren. Oceniła odległość dzielącą ich od zbawczego cienia pomiędzy włóknami na mniej więcej kilometr.

— Wyjąca bomba z prawej — zawołał Chris. — Nie kładźcie się jeszcze. Jest jeszcze dość daleko. — Robin zlokalizowała ją, wisiała po wschodniej stronie kabla, na wysokości około tysiąca metrów.

— Z powrotem na wydmę — poleciła Cirocco. — Myślę, że nas jeszcze nie widzi.

Obój zakręciła i w kilka sekund cała siódemka rozciągnęła się plackiem po drugiej stronie. Z wyjątkiem Robin.

— Kładź się, ty idiotko! Co się z tobą dzieje?! Pochylona do przodu, opierała się na kolanach, ledwie dotykając piasku.

Nie mogła się ruszyć. Wydawało jej się, że piasek przed nią już, już wybucha złowieszczą fontanną. Nie mogła dotknąć tego nienawistnego żaru, nie mogła przycisnąć doń brzucha i czekać nadejścia niewidzialnych upiorów.

Wrzasnęła, kiedy przygniótł ją jakiś ogromny ciężar. Ryknęła znowu, kiedy poczuła pod piersią gorący piach, a potem zaczęła wymiotować.

— A to dobre — powiedziała Obój, zwalniając nacisk na tyle, że Robin mogła odwrócić głowę. — Powinniśmy o tym pomyśleć wcześniej. Cała ta wilgoć będzie je trzymała z dala.

Wilgoć, wilgoć… Świadomość Robin odbierała tylko to słowo, blokując skutecznie wszelką inną myśl. Piasek był wilgotny. Wilgoć nie dopuści do niej potworów. Pocić się, płakać, pluć, rzygać… jakie to wszystko było teraz na miejscu! Wtuliła się w piasek i pomyślała, jak cudownie jest wilgotny.

— O co chodzi? Czy złapał ją atak? — zawołała Cirocco.

— Chyba tak — powiedziała Obój. — Zajmę się nią.

— Tylko nie pozwól, żeby wstała. Bomba ciągle nas jeszcze nie widzi.

Robin posłyszała jej wycie wysoko i daleko. Odwróciła głowę na tyle, by zobaczyć, że pojawiła się nad grzbietem wydmy — Nagle na dużej wysokości wykonała ostry zwrot, ukazując sylwetkę z odrzuconymi w tył skrzydłami, i zaczęła się przybliżać.

— A więc jednak — powiedziała Cirocco. — Niech wszyscy leżą. Pod tym kątem nic nam nie zrobi.

Obserwowali bombę z rosnącym powątpiewaniem, wreszcie stało się jasne, że bestia nie ma zamiaru schodzić w dół. Krążyła nad nimi na wysokości 500 — 600 metrów, poruszając się znacznie wolniej, niż pamiętali od ostatniego razu.

— Dziwnie to wygląda — powiedziała Gaby, ryzykując płaski siad.

— Mniejsza z tym — powiedziała Cirocco, wstając, by się lepiej rozejrzeć. — Pewnie zrobi kółko i wróci. Gaby, obserwuj ją jeszcze trochę, a reszta niech się bierze do kopania. Potrzebuję dużą dziurę głęboką na dwa metry, ale jak nie dacie rady, to trudno, może być i metr. Nie będzie to łatwe w tym piasku. Pokropcie go trochę wodą, zanim się weźmiecie do roboty. Aha, i jeżeli ktoś ma najmniejszą nawet ochotę na siusiu, niech to zrobi teraz, sami swoi. W pęcherzu to się na nic nie przyda. — Cirocco zamilkła, kiedy spojrzała na twarz Robin i zrozumiała, że młodsza z kobiet bezwiednie zastosowała się do rozkazu, zanim został wydany, o czym świadczył stan jej spodni.

Robin klęła się w duchu. Dziękowała Wielkiej Matce, iż żadna z jej sióstr jej nie widzi, ale słaba to była pociecha. Teraz ta szóstka to były jej siostry, przynajmniej na czas trwania podróży, a może i później.

Nigdy jednak nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej. Robin przekonała się o prawdziwości tego powiedzonka, kiedy spróbowała się poruszyć i stwierdziła, że nie może. Uwaga Obój rzucona raczej dla ratowania jej twarzy, okazała się prawdą. Atak rzeczywiście ją sparaliżował.

Przez moment pomyślała, że niechybnie zaraz zwariuje.

Leżała jak długa, twarzą do ziemi, na nienawistnym piasku Tetydy, którego obawiała się tak bardzo, że najpewniej to ona właśnie zdradziła całą grupę, nie mogąc go dotknąć. Zamiast oszaleć, osiągnęła jednak stan bezmyślnego oderwania. Nieobecna duchem, spokojna, słyszała odgłosy gorączkowej aktywności i niewiele z tego rozumiała. To, czy upiór piasku wyskoczy pod nią i rozerwie ją na strzępy, nie miało teraz znaczenia. W ustach czuła ziarenka piasku i smak wymiocin. Poczuła, jak z nosa ścieka jej strużka potu. Widziała tylko kilka metrów piasku i leżącą na nim swoją rękę. Słuchała. Cirocco:

— Skoro nie mogą się do nas za bardzo zbliżyć, muszą użyć jakiejś broni średniego zasięgu. Zwykle używały większych kamieni, ale w ostatnich latach używały również rodzaju kuszy czy łuku ze strzałami.

Chris:

— Wygląda to niedobrze. W tym piachu nie bardzo się można ukryć.

Cirocco:

— To dobrze i równocześnie źle. Dosyć paskudne były te kamienie. Są zbudowane… No cóż, nie widzieliście ich, a opisać je jest dość trudno, ale są w tym rzeczywiście dobre. W zasadzie jednak są tchórzliwe, a żeby rzucić, muszą podejść dość blisko. Ze strzałami mogą atakować z dalszej odległości.

Obój:

— A teraz ta zła nowina, Rocky. Cirocco:

— Właśnie. Dobra to to, że strzały są paskudnie niecelne. Właściwie w ogóle nie potrafią celować. Trzymają się z dala i walą tak, jak się rzuca kamieniem w królika: na chybił trafił.

Gaby:

— Ale za to potrafią wystrzelić całą masę strzał. Obój:

— Spodziewałam się czegoś takiego.

Rozległ się znajomy ryk bomby, dochodzący jednak z pewnej odległości. Gaby:

— Ciągle mi się zdaje, że ta bestia zachowuje się jakoś dziwnie. Nie bardzo to widać z tej odległości, ale wydaje mi się, że na grzbiecie ma jakby wybrzuszenie.