— Aż tylu?
— Może mniej. Chciałeś żebym była szczera, to jestem. Ludzie przynieśli na Gaję alkoholizm. Zawsze lubiłyśmy wino, ale to, co wy nazywacie tequilą, a my — tu zaśpiewała fragment jakiejś piosenki — co się tłumaczy jako: „Śmierć ze szczyptą soli i kroplą cytryny”, ma dla nas właściwości uzależniające. Ludzie przynieśli ze sobą też choroby weneryczne: jedyną ziemską dolegliwość, na którą nie jesteśmy odporne. Ludzie przynieśli sadyzm, gwałt i mord.
— To wszystko przypomina mi dzieje Indian amerykańskich — zauważył.
— Istnieje pewne podobieństwo, ale chyba dość dalekie. Na Ziemi wielokrotnie potężne cywilizacje ujarzmiały słabsze. Ludzie przybywający na Gaję nie przywożą ze sobą sztafażu technicznych środków, a poza tym my nie jesteśmy społeczeństwem prymitywnym. Jednak nie mamy nic do powiedzenia, bo ludzie mają dobre układy.
— Co masz na myśli?
— Gaja lubi ludzi. To znaczy, interesuje się nimi i lubi ich obserwować. Dopóki jej nie znudzą, będziemy musiały akceptować każdego, kto tu przybędzie. — Zobaczyła jego minę i w tej samej chwili na jej twarzy odmalował się analogiczny wyraz niepokoju.
— Wiem, o czym myślisz — powiedziała.
— To znaczy?
— Że gdyby ustalono jakieś kryteria, ty byś przez nie nie przeszedł.
Chris musiał przyznać jej rację.
— Mylisz się. Szkoda, że nie potrafię ci wyjaśnić tego lepiej. Martwisz się epizodami, podczas których stajesz się gwałtowny. — Westchnęła. — Widzę, że muszę powiedzieć coś więcej. Łatwo jest wygłosić słuszną diatrybę przeciwko ludziom, których się nie lubi. Jest wielu takich ludzi, którym moje plemię bezwarunkowo zakazałoby wstępu: nietolerancyjnych, małostkowych, niewiernych, wykolejonych, źle wychowanych, których, kiedy jeszcze byli niewinnymi dziećmi, nie nauczono poprawnego zachowania. Uważamy, że istota ludzkich problemów zasadza się w fakcie, że musicie się uczyć, bo kiedy się rodzicie, macie w sobie wyłącznie barbarzyństwo oraz apetyt i najczęściej tylko te pragnienia określają później sens waszego życia.
Jednakże z waszym gatunkiem łączą nas związki oparte o miłość i nienawiść. Podziwiamy was i czasami zazdrościmy wam ognia waszych uczuć. W każdym z was obecne jest dążenie do czynienia gwałtu i my to akceptujemy. Nam jest łatwiej, bo jesteśmy takie duże — mało który z was ma szansę zrobić nam krzywdę nie używając broni. Zakaz jej używania, który wyrównuje szanse, jest jednym z praw, jakie chciałybyśmy wprowadzić. Ponieważ nam brakuje agresywności, nie możemy pozwolić wam, byście nam dorównywali fizycznie.
I są wśród was jednostki, w których płomień życia pali się tak jasno, że oślepia nas swoją jasnością. Najlepsi z was są lepsi od najlepszych. Wiemy to i akceptujemy. Żaden z was nie potrafi być tak miły jak my, ale nam udało się zrozumieć, że bycie miłym to nie wszystko. Mamy tyle do zaoferowania ludzkiemu gatunkowi i choć zainteresowanie było dotąd umiarkowane, wciąż nie tracimy nadziei. I odwrotnie, bardzo chcemy uczyć się od was. Od dawna już usiłujemy was lepiej poznać, bo pragniemy rozpalić w sobie ten sam ogień. A ponieważ tu, na Gai, okazało się, że Łysenko miał rację, próbujemy się z wami skrzyżować. Dlatego uczymy się angielskiego.
Chris nigdy dotąd nie słyszał, by mówiła o czymkolwiek tak długo i z takim naciskiem. Myślał, że wie już o niej wszystko, ale teraz to przekonanie zdawało mu się czymś dziwacznym. Zazwyczaj nie był taki zadufany, by uważać, że zna kogoś do końca. Odkąd ją poznał, z każdą chwilą mówiła coraz lepiej po angielsku. Teraz jej słownictwo było daleko bogatsze niż to, którym on dysponował. Gdy zachodziła potrzeba, potrafiła wszystko wyrazić wielokrotnie lepiej. Tym się nie przejmował, wiedział bowiem, że od czasu, gdy zaczęła mu bardziej ufać, chętniej odsłaniała przed nim swe myśli. Jednak niepokoiło go coś innego.
— Nie chcę być niemiły, ale muszę o to zapytać. Czy właśnie o to chodziło, kiedy dałaś mi tamto jajko? O łysenkoizm?
— Ja też nie chcę być niemiła, ale nie mam zamiaru cię okłamywać. Tak, to się z tym wiązało. Ale nigdy bym tego nie zrobiła, gdyby nas nic nie łączyło. Mówię o miłości, która, o ile mi wiadomo, jest jedynym uczuciem wspólnym zarówno tytaniom, jak i ludziom.
— Cirocco tak nie myśli.
— Ona się myli. Zdaję sobie sprawę, że większość ludzi kojarzy miłość z zazdrością, żądzą i przywiązaniem do swego terytorium, a wśród tytanii takie połączenia emocji nie występują. Ale samo uczucie jest w obu przypadkach identyczne. Dlatego, że po prostu niewielu ludzi doświadcza niczym nie skażonej miłości. Musisz uwierzyć mi na słowo, że jest to jedna z tych rzeczy, które my robimy lepiej niż ludzie. Od tysięcy lat ludzie pisali i śpiewali o naturze miłości, ale nigdy nie udało im się zadowalająco jej zdefiniować. Dla nas miłość nie jest tajemnicą. Rozumiemy ją do końca. Ludzie zbliżają się do istoty miłości przez pieśń lub jej siostrę — poezję. Tego właśnie mogłyśmy nauczyć ludzi.
Chris pragnął w to wierzyć, ale nadal niepokoiło go coś, czego za bardzo nie potrafił określić. Wyjaśniła mu już, że akceptuje jego ataki. Może martwiło go to, że w głębi ducha nie bardzo w to wierzył.
— Chris, czy możesz podejść i dotknąć mnie? — poprosiła. — Mam wrażenie, że zrobiłam ci przykrość.
Musiała dostrzec jego wahanie, bo w jej oczach rozbłysły łzy. Siedzieli oddaleni od siebie o metr, ale czuł, jakby między nimi rozpostarła się przepaść. To go przeraziło, ten straszny kontrast z uczuciem bliskości, jakie łączyło ich jeszcze przed chwilą.
— Okropnie się boję — wyznała Valiha. — Boję się, że w końcu staniemy się sobie obcy. Ty nigdy mnie nie zrozumiesz i ja nigdy nie zrozumiem ciebie. Ale musisz, ja też muszę! — Przerwała, żeby się uspokoić. — Pozwól, że znowu spróbuję. Nigdy się nie poddam.
— Powiedziałam ci, że najlepsi z was są lepsi od nas.
I my wszystkie to widzimy. Serpent zobaczy to natychmiast, zaraz po swoim urodzeniu, kiedy na ciebie spojrzy. Ja to widzę, choć nie umiałabym tego opisać, nawet gdybym przeczytała kilka tysięcy słowników. Kiedy pojawia się któryś z lepszych ludzi, my go potrafimy odróżnić. Gdybym jednak utworzyła z nich całą grupę, doszukiwanie się cech wspólnych byłoby stratą czasu. Nie jest to żadna, dająca się wyróżnić cecha ani też zbiór cech. Jedni są odważni, a inni tchórzliwi. Są wśród nich nieśmiali i są bezczelni. Wielu jest inteligentnych, za to innym daleko do genialności. Są też tacy, którzy tryskają radością życia: to ci, którzy znają lepiej jego smak. Rzadko się widuje tak jasny płomień, jakim oni płoną. Inni z kolei lubią się wszystkiemu poddawać, tak jak ty czasami, ale my i tak dostrzegamy bijące z nich światło. Nie wiemy dokładnie, co to jest, ale pragniemy posiąść tego choć część, tę która nie zawiera pragnienia autodestrukcji będącego zgubą twojego gatunku. Może nawet zgodzimy się na to pragnienie, bo ciepło tego żaru jest takie wspaniałe.
— Mówi o tym jedna pieśń. Oto ona… — Zaśpiewała ją, a potem natychmiast przeszła na angielski, jakby uważała, że czas jej ucieka i że znowu się z nim nie porozumie. — W tłumaczeniu brzmi to mniej więcej tak: „Ci, którzy pewnego dnia zaśpiewają” albo bardziej dosłownie: „Ci, którzy rozumieją tytanie”. Jeśli chcą. Obawiam się, że oddałam to niezbyt zręcznie.
Cirocco jest taka ludzka. Nie wyczułeś nawet jednej setnej jej żaru. Gaby taka była. Taka jest Robin. Cała grupa ludzi w Titantown. To osiedle, które minęliśmy w Kriosie. I ty. Gdybyś taki nie był, nie kochałabym cię bardziej od tego kamienia, a ja kocham cię bajecznie.