Выбрать главу

Minęły już ponad dwa tygodnie od dnia, w którym Kyle odesłał jej syna na statek. W tym okresie sam z siebie ani razu nie wspomniał o chłopcu, a na pytania żony odpowiadał monosylabami. Czuła się prawie tak samo, jak wówczas, gdy Wintrow odjechał do klasztoru. Niepokoiła się wtedy, ponieważ nie wiedziała, jakie chłopiec prowadzi życie. Nie miała nawet pojęcia, o co powinna się martwić. A jednak zarówno wówczas, jak i teraz martwiła się, ilekroć tylko jej umysł nie skupiał się na przepełnionej bólem milczącej matce lub na Althei, o której losie nie miała żadnych wiadomości. Pocieszyła się, że przynajmniej zna miejsce pobytu syna. A Kyle jest przecież jego ojcem. Na pewno nie pozwoli, by chłopcu stała się krzywda, a gdyby istniał jakiś prawdziwy powód do troski, powiedziałby o tym żonie. Bez wątpienia jej mąż miał co do chłopca rację. Może rzeczywiście Wintrow potrzebował twardej ręki. Wszak Keffria niewiele wiedziała o młodzieńcach w jego wieku. Dla uspokojenia głęboko zaczerpnęła oddechu i zdecydowanie poruszyła następny temat, który ją niepokoił. – Czy ty… – Zawahała się. – Czy Althea zjawiła się przy statku?

Kyle zmarszczył brwi.

– Nie od tamtego dnia, kiedy ten głupi Torg ją przegonił. Wydałem pewne rozkazy, ale nigdy nie kazałem mu jej odpędzać. Szczerze żałuję, że mój oficer mnie wtedy nie wezwał. Natychmiast odprowadziłbym tę młodą kobietę do domu, gdzie jej miejsce. – Słysząc jego ton, Keffria zrozumiała, że opinia Althei w tej sprawie nie ma najmniejszego znaczenia.

Mimo iż poza nimi w pokoju była tylko służąca, Keffria ściszyła głos.

– Nie przyszła się spotkać z mamą. Wiem, bo pytałam. Moja siostra w ogóle nie pojawiła się w domu. Kyle'u, gdzie ona może być? W nocy śnią mi się koszmary. Boję się, że Altheę zamordowano albo przydarzyło jej się coś strasznego. Którejś nocy przyszła mi do głowy pewna myśl… Czy ta dziewczyna zdołałaby się zakraść na pokład “Vivacii"? Zawsze łączyła ją ze statkiem taka silna więź. Sądzę, że starczyłoby jej uporu, by niepostrzeżenie dostać się na pokład i ukryć się tam do czasu wypłynięcia. Powrót byłby trudny, a potem…

– Nie ma jej na statku – odrzekł krótko Kyle. Jego pewność rozwiała podejrzenia Keffrii, a ona sama poczuła się jak mała, bezmyślna kobietka. – Prawdopodobnie zatrzymała się gdzieś w mieście. Wróci do domu, jak tylko skończy jej się gotówka. Kiedy przyjdzie, bądź dla niej surowa. Nie kręć się wokół niej i nie mów jej, że się o nią martwiłaś. Ale też nie besztaj dziewczyny jak rozzłoszczona kwoka, bo cię zignoruje. Musisz z nią postępować twardo. Nie dawaj ani grosza, póki nie zacznie się odpowiednio zachowywać, a i później trzymaj ją krótko. – Sięgnął przez stół i wziął delikatnie dłoń żony w swoją rękę. Jego dotyk pozostawał w sprzeczności ze stanowczym tonem. – Mogę ci zaufać w tej sprawie? Zrobisz to, co dla Althei jest najmądrzejsze i najlepsze?

– Nie będzie mi łatwo… – Keffria zawahała się. – Althea przyzwyczaiła się chodzić własnymi drogami. A matka…

– Wiem. Twoja matka zawsze wszystko wie najlepiej. Jednak obecnie nie możemy się kierować jej zdaniem. Zresztą powinnaś jej wyjaśnić, że straci młodszą córkę, jeśli ustąpi i pozwoli jej iść własną głupią drogą. Aby zatrzymać twoją siostrę, trzeba ją zmusić, by wróciła do domu i żyła przyzwoicie. Wiem, że poglądy twojej matki różnią się od moich, daj jej jednak trochę czasu, Keffrio. Daj im obu czas… Zobaczysz, zrozumieją, że mamy rację i przyjdą nam podziękować. A któż to?

Oboje odwrócili się, słysząc stukanie. Po chwili otworzyły się drzwi i do pokoju zajrzała Malta.

– Mogę wejść? – spytała nieśmiało.

– Rozmawiam z twoją matką – oznajmił Kyle uważając, że udziela swej córce jasnej odpowiedzi na jej pytanie. Nie patrząc już na dziewczynkę, odwrócił się do żony. – Przejrzałem rachunki związane z naszymi dobrami na północy. Dzierżawcy farmy “Ingleby” od trzech lat nie zapłacili pełnego czynszu. Powinni się wyprowadzić albo trzeba sprzedać farmę. Jedno z dwojga.

Keffria podniosła filiżankę z herbatą, trzymając ją w obu rękach. Czasami, kiedy zamierzała się sprzeciwić mężowi, denerwowała się i drżały jej ręce. Kyle'owi to się nie podobało.

– Farma Ingleby należy do matki, Kyle'u. Stanowiła część jej ślubnego wiana. Dzierżawcy kiedyś bardzo dobrze sobie radzili i mama obiecała Tetnie, że ją zabezpieczy, zatem…

Kyle postawił filiżankę tak mocnym ruchem, że herbata wylała się na biały obrus. Westchnął z irytacją.

– W ten sposób właśnie doprowadzicie nas wszystkich do ruiny. Nie mam nic przeciwko miłosierdziu, Keffrio, ani przeciw lojalności. Jeśli jednak twoja matka chce dbać o tę dwójkę starców, niech sprowadzi ich tutaj, ulokuje w skrzydle dla służby i da im jakąś pracę, którą potrafią jeszcze wykonać. Bez wątpienia będą tu bardziej użyteczni niż tam, a poza tym u nas będzie im wygodniej. Nie widzę powodu, by zmarnowali nam farmę.

– Tętna tam dorastała… – zaczęła znowu Keffria. W następnej sekundzie aż podskoczyła i straciła oddech, bowiem Kyle uderzył pięścią w stół.

– Ja dorastałem w Frommers, a nikt mi nie dał tamtejszego domu. Wierz mi, jeśli będziemy źle gospodarować naszym majątkiem, na starość czeka nas nędza. Keffrio, zamilcz na chwilę i pozwól mi dokończyć myśl. Wiem, że majątek należy do twojej matki. Wiem, że nie masz bezpośredniego wpływu na jej decyzje związane z tą ziemią. Po prostu proszę cię, abyś jej podsunęła moją radę. A także ostrzeżenie, że zyski z posiadłości twojego ojca nie mogą iść na utrzymywanie nierentownych ziem. Trzeba przeznaczyć trochę funduszy na remonty, w przeciwnym razie majątek podupadnie. Ale pieniędzy nie będziemy więcej rzucać w błoto i tyle. – Odwrócił się nagle na krześle i oskarżycielskim gestem wycelował palcem w drzwi. – Ty! Malta! Podsłuchujesz rodziców? Jeśli będziesz się zachowywać jak szpiegujący służący, przydzielę ci ich robotę do wykonania.

Dziewczynka zajrzała do pokoju. Wyglądała na wystraszoną.

– Przepraszam, papo. Chciałam zaczekać, aż skończycie rozmawiać, ponieważ pragnę z tobą pomówić.

Kyle pobłażliwie westchnął i potoczył oczyma, patrząc na żonę.

– Trzeba uczyć dzieci, aby nie przeszkadzały dorosłym. Wejdź, Malto, skoro nie potrafisz poczekać cierpliwie i w przyzwoity sposób. Czego sobie życzysz?

Dziewczynka wślizgnęła się do pokoju, dostrzegła nachmurzoną minę ojca, więc pospieszyła naprzód. Stanęła przed Kyle'em, dygnęła i unikając wzroku matki oświadczyła:

– Rozumiem, że musiałyśmy opuścić Letni Bal. Jednak… za siedemdziesiąt dwa dni odbędzie się Święto Dożynek.

– No i?

– Chciałabym pójść. Rozdrażniony ojciec potrząsnął głową.

– No i pójdziesz. Chodzisz na nie, odkąd skończyłaś sześć lat. Bywają tam wszyscy przedstawiciele rodzin Pierwszych Kupców. Z wyjątkiem takich nieszczęśników jak ja, którzy muszą odpłynąć w siną dal. Wątpię, czy zdążę wrócić na czas. Ty przecież idziesz. Dlaczego mnie dręczysz takimi błahostkami?

Malta dostrzegła potępiającą minę Keffrii, później spojrzała na ojca.

– Ale mama powiedziała, że raczej w tym roku nie pójdę. Wiesz, z powodu żałoby po dziadku. – Głęboko zaczerpnęła oddechu. – Mówiła też, że nawet jeśli pójdziemy, nie dorosłam jeszcze do stosownej sukni balowej. Och, papo, nie chcę iść na Święto Dożynek w krótkiej spódniczce małej dziewczynki. Delo Treli jest moją rówieśniczką, a ubierze się w tym roku w suknię.

– Delo Treli jest od ciebie jedenaście miesięcy starsza – wtrąciła Keffria. Czuła gorące rumieńce na policzkach. Wstydziła się, że ich córka ośmieliła się poskarżyć ojcu, jak gdyby ktoś jej wyrządził jakąś krzywdę. – Będę bardzo zaskoczona, jeśli rzeczywiście przyjdzie w sukni. Ja pojawiłam się w stroju dorosłej kobiety podczas Święta Dożynek dopiero gdy miałam piętnaście… prawie szesnaście lat. Poza tym jesteśmy w żałobie i w tym roku nikt się nas nie spodziewa na Balu z okazji Święta Dożynek. Nie wypada…

– Suknia może być ciemna. Carissa Krev uczestniczyła w Balu zaledwie w dwa miesiące po śmierci swojej matki.

Keffria odezwała się stanowczym tonem.

– Pójdziemy, jeśli twoja babcia uzna za stosowne. Wątpię, czy tak będzie. Lecz jeśli pójdziemy, ubierzesz się odpowiednio do swojego wieku.