Podniosła oczy, słysząc odgłos kroków. Na myśl o powrocie Kyle'a poczuła nadzieję, a równocześnie obawę. Jednak zamiast niego, do pokoju weszła matka. Zaledwie przelotnie spojrzała na córkę i na resztki śniadania, potem rozejrzała się po pokoju, szukając czegoś jeszcze. Albo kogoś.
– Dzień dobry, matko – odezwała się Keffria.
– Dzień dobry – odparła apatycznie Ronica. – Słyszałam, że Kyle wyszedł.
– Więc zeszłaś – dodała cierpko córka. – Matko, boli mnie, że go unikasz. Pewne rzeczy trzeba przedyskutować. Trzeba zdecydować o…
Ronica lekko się uśmiechnęła.
– Tak, a podczas obecności Kyle'a nie jest to możliwe. Keffrio, jestem zbyt zmęczona i zbolała, aby rozmawiać w sposób taktowny. Twój mąż nie dopuszcza myśli o dyskusji. Nasze rozmowy nie mają najmniejszego sensu, ponieważ się nie zgadzamy, a Kyle uznaje tylko własne argumenty. – Potrząsnęła głową. – Rozmyślam ostatnio tylko o dwóch sprawach. Albo boleję nad śmiercią twojego ojca, albo ganię siebie za bałagan spadkowy, za który ponoszę odpowiedzialność.
Mimo niedawnego gniewu na męża, Keffrię zasmuciły słowa Roniki, toteż odpowiedziała jej cichym, przepełnionym bólem głosem.
– Kyle to dobry człowiek, matko. Robi tylko to, co uważa za najlepsze dla nas wszystkich.
– Może masz rację, ale niezbyt mnie to pociesza, córko. – Ronica potrząsnęła głową. – Oboje z twoim ojcem naprawdę wierzyliśmy, że Kyle Haven jest dobrym człowiekiem, w przeciwnym razie nigdy nie przystalibyśmy na wasz ślub. Niestety, w tamtym okresie nie mogliśmy przewidzieć nawet połowy tego, co się zdarzyło. Mogłaś wyjść za mężczyznę z rodu kupieckiego. Woleliśmy, żebyś poślubiła kogoś lepiej obeznanego z naszym sposobem życia… – Matka podeszła i usiadła przy stoliku. Poruszała się jak stara kobieta, powoli i sztywno. Odwróciła twarz od zalewającego pokój jasnego światła letniego poranka, jak gdyby kłuło ją w oczy. – Zobacz, co osiągnęłyśmy pozwalając Kyle'owi, by robił to, co uważa za najlepsze dla nas wszystkich. Althei ciągle nie ma, a młodego Wintrowa twój mąż zaciągnął na statek wbrew jego woli. To nie jest dobre wyjście. Ani dla chłopca, ani dla “Vivacii”. Gdyby Kyle dobrze rozumiał naturę żywostatku, nie brałby na pokład przerażonego i nieszczęśliwego chłopca. Z tego, co wiem, pierwsze kilka miesięcy po ożywieniu to dla żywostatku okres decydujący. “Vivacia” potrzebuje spokoju i musi mieć zaufanie do swojego kapitana. Niepotrzebne jej przymusy i kłótnie. A co się tyczy pomysłu Kyle'a, by użyć naszego statku do przewozu niewolników, sama myśl przyprawia mnie o mdłości. Po prostu robi mi się słabo. – Podniosła głowę i wpatrzyła się córce w oczy. – Wstydzę się, widząc, że pozwalasz, by twój syn brał w tym udział. Wyobrażasz sobie, co zobaczy na pokładzie niewolniczego handlowca? Nie powinnaś mu pozwolić na to patrzeć, nawet nie wspominając o braniu w tym udziału… Czy wiesz, kim się stanie, aby to przeżyć?
Słowa matki wzbudziły w Keffrii nieokreślony lęk, ale tylko zacisnęła ręce pod stołem, starając się zapobiec ich drżeniu.
– Kyle twierdzi, że nie będzie dla Wintrowa surowy. Jeśli natomiast chodzi o niewolników, powiedział mi, że gdyby kazał im bez powodu cierpieć, naraziłby jedynie na szwank wartość ładunku. Wypytałam go o wszystkie problemy związane ze statkami niewolniczymi i obiecał mi, że “Vivacia” nie zmieni się w śmierdzące cmentarzysko.
– Nawet jeśli potraktuje Wintrowa łagodnie jak dziewczynkę, twój syn będzie cierpiał wraz z niewolnikami. Zawsze na takim statku panują ścisk, wszechobecna śmierć, bezlitosna dyscyplina, by utrzymać taki ładunek pod kontrolą… To wszystko jest niewłaściwe. Niewłaściwe. I obie o tym wiemy. – Matka Keffrii mówiła tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– U nas w domu też trzymamy niewolnicę. Mówię o Rache, którą Davad ci wypożyczył w czasie choroby papy.
– To również jest niewłaściwe – przyznała cicho Ronica. – Zdałam sobie sprawę z tego faktu i chciałam kobietę odesłać. Ale kiedy jej o tym powiedziałam, padła na kolana i błagała mnie, żebym ją zatrzymała. Wie, że Davad dostałby za nią dobrą cenę w Chalced, ponieważ jest pojętna i wiele potrafi. Jej męża wysłano na targ za długi. Wiesz, przyjechali z Jamaillii całą rodziną. Kiedy popadli w długi i nie mogli ich spłacić, Rache, jej mąż i synek trafili do baraku dla niewolników. Mąż Rache jest człowiekiem świetnie wykształconym i handlarz uzyskał za niego dobrą cenę, natomiast ona i jej mały synek zostali sprzedani tanio jednemu z pośredników Davada. – Ronika Vestrit ciągnęła poważniejszym tonem: – Opowiedziała mi o podróży tutaj, której jej mały chłopiec nie przeżył. A nie sądzę, żeby Davad Restart postępował okrutnie, przynajmniej nie umyślnie. On także nie jest kiepskim kupcem, który specjalnie uszkadza wartościowy ładunek. – Głos jej matki pozostał stanowczy. Kiedy tym tonem naśladowała słowa Kyle'a, Keffria poczuła, jak cierpnie jej skóra.
– Obawiam się, że uodporniłam się na śmierć. Odkąd podczas zarazy umarli twoi bracia, wyrzuciłam ją z pamięci jak zdarzenie, które przetrwałam i z którym się rozprawiłam. Teraz odszedł twój ojciec i przypomniałam sobie, że zjawisko to jest nagłe i trwałe. Jeśli ktoś długo choruje, można się powoli przyzwyczaić do myśli o jego śmierci. Lecz synek Rache umarł, ponieważ jego mały brzuszek nie tolerował wiecznego kołysania zatłoczonej, bezwietrznej ładowni, a podawane przez załogę gruboziarnisty chleb i zastała woda tylko go osłabiały zamiast wzmacniać. Rache musiała patrzeć, jak jej mały chłopiec umiera.
Keffria dostrzegła w oczach matki prawdziwe cierpienie.
– Spytałam ją, dlaczego nie prosiła marynarzy, aby pozwolili im wyjść z ładowni, pooddychać świeżym powietrzem i dali trochę jedzenia, które organizm jej syna przyjąłby. Odparła mi, że prosiła. Mało tego, błagała i przedstawiała wszystkie argumenty za każdym razem, kiedy tylko podchodził do niej członek załogi, który rozdawał jedzenie albo odbierał puste kubły. Podobno marynarze zachowywali się jak głusi. Jak gdyby jej nie słyszeli. Zresztą nie była tylko jedyną osobą na pokładzie, która prosiła o miłosierdzie. Przykuci obok niej dorośli mężczyźni i młode kobiety umierali równie szybko jak jej synek. Kiedy wreszcie marynarze przyszli, by zabrać zwłoki jednego z mężczyzn i jej martwe dziecko, wlekli ich jak tobołek z jedzeniem. Rache wiedziała, że rzucą oba ciała płynącym za statkiem wężom i ta myśl przyprawiała ją o szaleństwo.
– Co dziwne – podjęła Ronica po chwili – Rache ocaliło jej szaleństwo. Zaczęła krzyczeć. Przywoływała węże, by przedarły się przez kadłub statku i ją także pochłonęły. Błagała Sa o zesłanie wiatru i fal, które roztrzaskają statek o skały. Popatrz, cóż za ironia losu. Jej wymówki nie poruszyły serca marynarzy, a jej patetyczna tyrada ich wzruszyła. Nagle okazało się, że nie chcą, by ta kobieta, o którą tak niewiele dbali, sprowadziła śmierć na wszystkich pasażerów. Bili ją, lecz nie umilkła, więc kiedy statek na krótko zacumował w Mieście Wolnego Handlu, odstawili ją na brzeg, ponieważ uznali, że przywołała sztorm, którego doświadczył niedawno statek, i że nie popłyną, jeśli Rache zostanie na pokładzie. Davad musiał ją zabrać, stanowiła przecież część jego ładunku. W naszym mieście niewolnictwo jest zabronione, traktował ją więc jak zwyczajną służącą. Kiedy jednak uświadomił sobie, że kobieta patrzy na niego z nienawiścią, ponieważ obwinia go o śmierć swego syna, przysłał ją tu, by nam usługiwała. Więc widzisz, że gdy przeżywałyśmy trudne chwile, otrzymałyśmy od Davada podarek ze strachu, nie zaś jałmużnę. Obawiam się, że tak właśnie ostatnio postrzegam naszego kuzyna – rządzi nim lęk, nie miłosierdzie.
Umilkła i zamyśliła się.