– Ja również jestem o tym przekonana.
– Cóż, w takim razie pozwól, że nastawię wodę na herbatę. – Ronica wstała. Wykonując tę prozaiczną czynność, natychmiast się lepiej poczuła. Kiedy nalała wodę do kociołka i roznieciła żar w palenisku, rzuciła: – Powiedz mi, co sądzisz o tych wędzonych ostrygach? Dostałam je jak zawsze od Sieka, ale w tym roku powierzył wędzarnię swojemu synowi. Jest wobec chłopca dość krytyczny, mnie chyba jednak te bardziej smakują.
Caolwn spróbowała ostryg i przyznała gospodyni rację. Ronica zrobiła herbatę, po czym przyniosła na stół kociołek i dwie filiżanki. Kobiety usiadły przy stole. Jadły, piły i rozmawiały o sprawach ogólnych: prostych, takich jak ich ogrody i pogoda, trudnych i osobistych, takich jak śmierć Ephrona i Nelyn, a także o sprawach, które wróżyły źle dla wszystkich, takich jak obecne rozpasanie Satrapy i pączkujący handel niewolnikami, który mógł – choć nie musiał – wiązać się z podniesieniem podatku od sprzedaży niewolników. Długo i czule rozmawiały o swoich rodzinach oraz o “Vivacii” i o jej ożywieniu, jak gdyby statek był ich wspólnym wnukiem. Spokojnie omówiły problem napływu nowych przybyszów do Miasta Wolnego Handlu, kwestię ziem, do których rościli sobie prawa, jak również ich wysiłki związane z uzyskaniem miejsc w Radzie Miasta. Ta ostatnia sprawa zagrażała nie tylko Kupcom z Miasta Wolnego Handlu, lecz także staremu, zapewniającemu obu stronom porozumieniu między Miastem a Kupcami z Deszczowych Ostępów.
O samym porozumieniu mówiono rzadko. Nie dyskutowano o nim, ponieważ uważano je za równie trwały i niezmienny element rzeczywistości jak oddychanie czy ludzka śmiertelność. Z tych samych powodów Caolwn nie mówiła Ronice o żalu, który odcisnął piętno na jej twarzy i posrebrzył włosy ani nie wyjaśniała, dlaczego upływające lata wyszczupliły jej policzki i pomarszczyły skórę szyi. Ronica starała się nie patrzeć na łuszczące się na powiekach Caolwn naroślą, od których kobieta mogła stracić wzrok, ani na guzy widoczne w przedziałku jej niegdyś gęstych, brązowych włosów. Łaskawość tłumiącego światła świec nieco łagodziła owe skazy. Tak jak pakt, były naturalne i nieuchronne.
Dwie kobiety piły parującą herbatę z filiżanek i jadły pikantne przekąski. Ciężkie srebrne sztućce stukały o delikatną porcelanę, gdy tymczasem letni, nocny wietrzyk poruszał dzwoneczkami, stanowiąc tło ich rozmowy. Caolwn i Ronica zachowywały się jak sąsiadki, umilające sobie wspólny wieczór dobrym jedzeniem i elegancką, inteligentną konwersacją. Mimo kilometrów oddzielających obie grupy osadników, zarówno Pierwsi Kupcy z Miasta Wolnego Handlu, jak i Kupcy z Deszczowych Ostępów pamiętali, że przybyli na Przeklęte Brzegi razem. Kiedyś byli partnerami, przyjaciółmi i rodziną. I tak powinno pozostać.
Gdy skończyły posiłek i wypiły po ostatniej filiżance wystygłej herbaty, przez chwilę panowało milczenie. Nadeszła teraz pora na omówienie celu wizyty Caolwn. Kobieta głęboko zaczerpnęła oddechu i wróciła do oficjalnej dyskusji. Dawno temu Kupcy z Miasta Wolnego Handlu odkryli, że przechodząc od przyjemności do interesów należy zmienić ton rozmowy. Rozmowa, którą obie kobiety teraz podjęły, nie wchodziła w sprzeczność z ich przyjaźnią, ale mówiły w tej chwili w inny sposób i stosowały inne reguły. Tak postępują członkowie małych społeczności, przyjaciele i krewni, którzy prowadzą ze sobą interesy. Wszyscy natychmiast potrafią zauważyć zmianę tematu rozmowy. Tak było łatwiej.
– Żywostatek “Vivacia” został ożywiony. Czy spełnił wasze nadzieje?
Mimo iż od wielu dni serce Roniki wypełniał żal, poczuła jak na wargach rozkwita jej uśmiech.
– Na pewno tak i przyznajemy to z całą powagą.
– Cieszymy się z tego razem z wami i czekamy na to, co nam za nią obiecaliście.
– Jesteśmy zadowoleni, że możemy wam to ofiarować. – Ronica zrobiła wdech i nagle pożałowała, że nie poruszyła wcześniej tematu brakującego złota. Nie chciała jednak zakłócać przyjacielskiej pogawędki. To jej się wydawało niewłaściwe i niesprawiedliwe. Trudno wszakże powiedzieć, jaki czas był odpowiedni na takie oświadczenie. Teraz starała się dobrać odpowiednie dla tej niezwykłej sytuacji słowa. – Ze smutkiem musimy jednakże przyznać, że nie zdołaliśmy zebrać całej sumy. – Ronica zmusiła się, by usiąść prosto i spojrzeć w zaskoczone lawendowe oczy Caolwn. – Zabrakło nam pełnych dwóch miarek i chcielibyśmy prosić o pozwolenie przesunięcia tej dodatkowej kwoty aż do naszego następnego spotkania. Zapewniam cię, że wtedy zapłacimy całą ratę, te dwie zaległe dodatkowe miarki oraz jedną czwartą część miarki jako odsetki za zwłokę.
Zapanowało długie milczenie. Caolwn zadumała się. Obie świetnie znały prawo Miasta Wolnego Handlu, zgodnie z którym wierzyciel miał prawo w takiej sytuacji zażądać od dłużnika wybranego przez siebie procentu odsetek. Ronica była przygotowana na każdą sumę, nawet na dodatkowe dwie miarki, chociaż w duszy miała nadzieję, że odsetki nie przekroczą połowy jednej miarki. Kiedy jednak Caolwn przemówiła, Ronica uświadomiła sobie, że nawet przez chwilę nie spodziewała się takiego obrotu spraw i słowa kobiety wręcz ją zmroziły.
– Krew albo złoto, jak mówi nasza umowa dotycząca tego długu – odwołała się Caolwn.
Serce zamarło Ronice w piersi. Kogo jej towarzyszka mogła mieć na myśli? Przed wieloma laty obie rodziny zawarły układ, zgodnie z którym zamiast złota Festrewowie mogą przyjąć do swej rodziny kogoś z Vestritów. Odpowiedzi, które przyszły teraz Ronice do głowy, nie zadowoliły ją. Starała się panować nad głosem, surowo przypominając sobie, że interes to tylko interes, że jego warunki zawsze można domówić… Zaczęła od najmniej prawdopodobnego wyjścia.
– Dopiero co owdowiałam, Caolwn – szepnęła. – A nawet jeśli wypełnię żałobę, nie będę odpowiednią kandydatką na żonę. Jestem zbyt stara, by urodzić mężczyźnie zdrowe dzieci. Upłynęły już lata od chwili, gdy straciłam nadzieję na urodzenie Ephronowi kolejnego syna.
– Masz córki – zauważyła ostrożnie Caolwn.
– Jedna zamężna, druga zniknęła – szybko przyznała Ronica. – Jak mogę ci obiecać rękę córki, której sama nie potrafię znaleźć?
– Althea zniknęła?
Ronica pokiwała głową, ponownie czując ukłucie bólu. Nie wiedziała, gdzie jest jej młodsza córka i bardzo się o nią bała. A jeśli naprawdę zaginęła i nikt nigdy się nie dowie, co jej się przydarzyło…
– Muszę o to zapytać – zaczęła Caolwn niemal przepraszającym tonem. – Mam obowiązki wobec własnej rodziny. Althea chyba nie… ukryła się ani nie uciekła, by nie dotrzymać warunków naszej transakcji?
– Nie obrażam się. Wiem, że musiałaś o to zapytać. – Ronica bardzo panowała nad swoim głosem. – Althea jest z krwi i kości mieszkanką Miasta Wolnego Handlu. Gdziekolwiek jest, jeśli nadal żyje, na pewno czuje się zobowiązana wobec naszej umowy. Jeśli zdecydujesz, że chcesz umorzyć nasz dług i wybierzesz dziewczynę, na pewno wróci, gdy tylko się o tym dowie.
– Tak właśnie sądziłam – powiedziała ciepło Caolwn. Nadal jednak kontynuowała nieubłaganą rozmowę. – Masz jeszcze wnuczkę i wnuków, a ja mam dwóch wnuków i wnuczkę. Wszystkie te dzieci zbliżają się do odpowiedniego do małżeństwa wieku.
Ronica potrząsnęła głową, po czym parsknęła wymuszonym śmiechem.
– Moje wnuki to jeszcze dzieci i na pewno przez kilka lat jeszcze nie będą gotowe do małżeństwa. Jedyny, który zbliża się do tego wieku, wypływa ze swoim ojcem. Zresztą, ślubował, że zostanie kapłanem Sa – dodała. – Jest tak, jak ci mówię. Nie mogę obiecać ci czegoś, czego sama nie posiadam.
– Przed chwilą obiecywałaś mi złoto, którego jeszcze nie posiadasz – odparowała Caolwn. – Złoto czy krew, Ronico, spłata długu to tylko kwestia czasu. Jeśli mamy poczekać i… dać ci czas na spłatę, chcielibyśmy sami wybrać formę płatności.
Jej towarzyszka podniosła filiżankę, ta wszakże okazała się pusta. Ronica zerwała się z miejsca.
– Czy nastawić wodę na herbatę? – zapytała uprzejmie.
– No, chyba że zagotuje się szybko – odparła Caolwn. – Noc nie zaczeka, aż skończymy nasze targi, Roniko. Jak najszybciej musimy ustalić wszystkie szczegóły. Wiesz, że nie mam ochoty chodzić po Mieście Wolnego Handlu za dnia. Na tutejszych ulicach można obecnie spotkać zbyt wielu ciemnych ludzi, niepomnych na wiążące nas wszystkich dawne umowy.