– Oczywiście. – Ronica usiadła pospiesznie. Była wstrząśnięta. Nagle i mściwie pożałowała, że nie ma tu z nią jej starszej córki. Wedle wszelkich praw, Keffria powinna jej towarzyszyć w tej rozmowie; teraz starsza z dwóch sióstr zarządzała rodzinnym majątkiem. Powinna sama stawić czoło takim problemom. Ciekawe, jak by sobie z nimi poradziła? Ronica poczuła na plecach dreszcz. Bała się, że zna odpowiedź na to pytanie. Keffria po prostu oddałaby wszystkie sprawy w ręce Kyle'a, który nie miał najmniejszego pojęcia o dawnych umowach, nie znał się na starych zobowiązaniach i Ronica wątpiła, czy zechciałby ich dotrzymać. Na pewno by ich nie dotrzymał! Uznałby je za zwyczajny interes. Tak jak większość nowych przybyszów pogardzał ludem z Deszczowych Ostępów i zawierałby z jego przedstawicielami zwykłe transakcje, zapominając, jak wiele mieszkańcy całego Miasta Wolnego Handlu zawdzięczają tamtym. Tak, tak, Keffria powierzyłaby los rodziny swemu mężowi, a on potraktowałby go jak towar.
Gdy Ronica zdała sobie sprawę z tego wszystkiego, jej nastawienie zmieniło się. Nie było jej łatwo błagać, ponieważ w grę wchodził osobisty honor. Czym jednak jest honor w porównaniu z ochroną własnej rodziny? Jeśli trzeba oszukiwać i kłamać, cóż, musi się z tym pogodzić. Nie potrafiła sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek wcześniej decydowała tak na zimno, że zrobi coś, co zawsze uważała za rzecz niewłaściwą. Może i nie, lecz chyba również nigdy nie stała wobec tak desperackiej alternatywy. Przez jedną ponurą chwilę znowu zapłakała z żalu za Ephronem, człowiekiem, który zawsze podtrzymywał ją na duchu, wspierał w jej decyzjach, a zaufanie męża dodawało jej wiary w siebie. Właśnie teraz straszliwie tęskniła za jego poparciem.
Podniosła wzrok i spojrzała Caolwn w oczy.
– Odpuścisz mi trochę? – spytała po prostu. Zawahała się na moment, po czym postanowiła skusić swą towarzyszkę. – Następną ratę miałam zapłacić w połowie zimy, zgadza się?
Caolwn pokiwała głową.
– Powiedzmy, że zapłacę ci wtedy dwanaście miarek złota. Kobieta znowu pokiwała głową. Była to jedna ze sztuczek Ephrona podczas dobijania targu. Skłonić kontrahenta, by zgodził się na warunki, których nie zdąży przemyśleć.
– Będę ci także dłużna brakujące mi teraz dwie miary złota plus dodatkowe dwie w ramach odsetek za opóźnienie dzisiejszej płatności. – Wymieniając tę wielką sumę, Ronica starała się mówić pewnym, a równocześnie niedbałym głosem. Uśmiechnęła się do swej wierzycielki.
Caolwn odpowiedziała uśmiechem.
– A jeśli nie będziesz miała tego złota, wrócimy do omówienia pierwotnej transakcji dotyczącej ewentualnego połączenia naszych rodzin. Dług jest płatny w krwi lub w złocie. Jeśli nie będzie złota, oddasz nam córkę lub wnuczkę czy wnuka.
Ronica nie była w stanie jej zaprzeczyć. Taką umowę zawarła przed laty babka Ephrona. Jednakże żadna rodzina z Miasta Wolnego Handlu nie miała ochoty oddać swego przedstawiciela Kupcom znad Rzeki. Ronica sztywno się skłoniła i ostrożnie wypowiedziała wiążące słowa.
– Jeśli jednak będę miała dla ciebie pełne szesnaście miarek złota, przyjmiesz je jako ratę.
Na znak zawartego układu Caolwn wyciągnęła w stronę Roniki pełną narośli, wybrzuszeń i guzków rękę. W dotyku dłoń była osobliwie gumowata. Ten uścisk wystarczył, by przypieczętować nowe warunki transakcji. Caolwn wstała.
– Ronico z kupieckiej rodziny Vestritów, jeszcze raz ci dziękuję za naszą umowę. I za twoją gościnność.
– Caolwn, reprezentująca rodzinę Festrewów z Deszczowych Ostępów, cieszę się z naszej rozmowy i naszego układu. Rodzina za rodzinę, krew za krew. Do następnego spotkania.
– Rodzina za rodzinę, krew ze krew. Żegnam cię.
Te oficjalne formułki zakończyły negocjacje i całą wizytę. Caolwn włożyła letni płaszcz, naciągnęła na głowę kaptur i związała z przodu. W jej twarzy błyskały teraz jedynie bladolawendowe oczy. Po chwili koronkowa woalka także je zakryła. Kiedy kobieta wsunęła na zdeformowane dłonie luźne rękawice, złamała wszakże tradycję i odezwała się:
– Widzisz, Ronico, nie żyje nam się tak źle, jak myśli wiele osób. Każdego Vestrita, który wszedłby do naszej rodziny szanowałabym tak samo, jak cenię sobie naszą przyjaźń. Wiesz, że urodziłam się w Mieście Wolnego Handlu. I chociaż moje ciało zmieniło się i zapewne żaden mężczyzna z twojego ludu nie spojrzałby już na mnie bez drżenia, wierz mi, że nie jestem nieszczęśliwa. Mam męża, który mnie poważa, urodziłam mu córkę i widziałam, jak urodziło mi się troje zdrowych wnuków. To ciało, te deformacje… Wiele kobiet zostając w Mieście Wolnego Handlu być może płaci wyższą cenę za gładką skórę oraz za oczy i włosy w naturalnym odcieniu. Jeśli mimo twoich modlitw będę musiała następnej zimy zabrać ze sobą jednego z członków twojej rodziny… wiedz, że będziemy o taką osobę dbać. Będzie bardzo kochana, ponieważ przyjdzie do nas z czcigodnego rodu Vestritów, a także z tej przyczyny, że przyniesie naszemu ludowi niezbędny zastrzyk świeżej krwi.
– Dziękuję ci, Caolwn. – Te słowa prawie uwięzły Ronice w gardle. Wiedziała, że kobieta mówi szczerze, lecz jej oświadczenia niemal zamroziły serce w piersi starej Vestritki. Caolwn chyba się tego domyśliła, gdyż zanim się odwróciła do drzwi, spojrzała jeszcze na Ronice, błyskając oczyma. Potem podniosła czekającą na nią w progu ciężką drewnianą szkatułę ze złotem. Ronica otworzyła jej drzwi. Wiedziała, że nie trzeba proponować latarni ani świecy. Ludzie z Deszczowych Ostępów mieli świetny wzrok i nie potrzebowali światła w letnią noc.
Ronica stała w otwartych drzwiach i obserwowała, jak Caolwn odchodzi w ciemność. Człowiek z Deszczowych Ostępów wyszedł do niej z cienia, wziął drewnianą szkatułkę i bez wysiłku wsunął ją sobie pod pachę. Oboje podnieśli ręce na pożegnanie, a ona pomachała im w odpowiedzi. Wiedziała, że na plaży czeka na nich mała łódka, a w porcie oświetlony pojedynczym światełkiem statek. Życzyła im dobrze i miała nadzieję, że podczas podróży nie spotka ich nic złego. W myślach żarliwie przywołała Sa, modląc się, by nigdy nie musiała patrzeć, jak jedno z jej dzieci lub wnucząt odchodzi z nimi w mrok.
W ciemnościach Keffria spróbowała jeszcze raz: – Kyle'u?
– Tak? – Jego głos był ciepły, głęboki, słodki i świadczył o zaspokojeniu.
Keffria przytuliła się do męża. Miał gorące ciało, tylko w miejscach narażonych na podmuch letniego wiatru z otwartego okna pojawiła się rozkoszna gęsia skórka. Kyle pachniał mocno i po męsku, a jego silne, muskularne ciało wydawało się Keffrii tarczą ochronną przeciwko wszelkim jej nocnym strachom. Milcząco zapytała teraz Sa, dlaczego świat nie może być stale taki prosty i dobry? Kyle przyszedł tego wieczoru do domu, by się z nią pożegnać. We dwoje zjedli kolację, wypili trochę wina, a potem poszli do łóżka i namiętnie się kochali. Jutro Kyle wypłynie i nie będzie go przez długi czas, póki nie zakończy interesów. A jednak Keffria wiedziała, że musi zepsuć tę idyllę jeszcze jedną rozmową o Malcie. Nadeszła ostatnia chwila na ostateczne ustalenia w sprawie córki. Musiała skłonić męża, by przyznał rację jej, a nie dziewczynce. Nie chciała działać za jego plecami, korzystać z jego nieobecności, a nie zamierzała postąpić wbrew sobie. Wolała nie narażać na szwank zaufania, które zawsze łączyło ją i męża.
Zaczerpnęła więc głęboko oddechu i zaczęła temat, który zmęczył już ich oboje.
– Co do Malty… – powiedziała. ' Kyle jęknął.
– Nie. Proszę cię, Keffrio, nie mówmy o tym. Za kilka godzin będę musiał wstać i odejść. Powinniśmy spędzić tę noc w spokoju.
– Niestety, nie dla nas ten luksus. Nasza córka wie, że się nie zgadzamy w jej sprawie i wykorzysta ten fakt przeciwko mnie, gdy ciebie tu nie będzie. Jeśli czegokolwiek jej zakażę, odpowie: “Ale papa powiedział, że jestem już kobietą…” To będzie dla mnie tortura.
Kyle cierpliwie westchnął i odsunął się od żony. W łóżku natychmiast zrobiło się chłodniej, a tym samym znacznie mniej przyjemnie.