– No cóż. Mam zatem cofnąć daną jej obietnicę dla twojego lepszego samopoczucia? Keffrio, co ona sobie o mnie pomyśli? Czy naprawdę tak strasznie ci ciężko? Pozwól jej pójść na jeden bal w ładnej sukience. Tylko o to cię proszę.
– Nie. – Bezpośredni sprzeciw przyszedł jej z wielkim trudem, lecz przekonała siebie stwierdzeniem, że jej mąż po prostu nie wie, o czym mówi. Nie rozumiał tej sytuacji, a dziś w nocy miała za mało czasu, by mu ją wyjaśnić. Ten jeden raz Kyle musiał jej przyznać rację. – Chodzi o coś więcej niż tylko o piękną sukienkę i tańce z mężczyznami. Malta pobiera już lekcje tańca z Rache. Musi się tym zadowolić, ponieważ trzeba przynajmniej roku, by przygotować pannę na debiut w towarzystwie Miasta Wolnego Handlu. Chcę powiedzieć naszej córce, że zgadzasz się ze mną w tej sprawie. Że przemyślałeś to sobie i zmieniłeś zdanie. Że nie pozwalasz jej pójść w długiej sukni.
– Cóż, nie zmieniłem zdania – zauważył Kyle uparcie. Leżał teraz na plecach i patrzył w sufit. Podniósł ręce, splótł palce i założył dłonie za głową. Pocieszała się, że gdyby zamierzał wstać, skrzyżowałby ramiona na piersi. – Chyba robisz zbyt dużo szumu wokół takiego drobiazgu. I… nie chcę ranić twoich uczuć, ale coraz częściej mi się wydaje, że po prostu zabraniasz Malcie dorosnąć. Pragniesz, by na zawsze pozostała małą dziewczynką, wiecznie uczepioną twojej ręki. To prawie zazdrość, moja droga. Boisz się, że Malta będzie z tobą rywalizowała o moją uwagę i o względy młodych mężczyzn. Widziałem już wcześniej taką reakcję. Żadna matka nie lubi, jak córka usuwa ją w cień. Dorosłe dziecko przypomina każdemu rodzicowi, że nie jest już młody. Myślę jednak, że takie zachowanie ci nie przystoi, Keffrio. Pozwól swojej córce dorosnąć. Niech będzie twoją dumą i ozdobą. Nie może przez całe życie chodzić w króciutkiej spódniczce i warkoczyku na głowie.
Najwidoczniej Kyle niewłaściwie zrozumiał jej zawzięte i urażone milczenie, ponieważ odwrócił się lekko ku niej i dodał:
– Powinniśmy być wdzięczni losowi, że dziewczynka nie jest podobna do Wintrowa. Pomyśl o nim. Wygląda i mówi jak chłopiec i najwyraźniej nie zamierza dorosnąć. Zaledwie kilka dni temu zachował się jak małe dziecko, w rezultacie czego pracował w palącym słońcu bez koszuli. Grzbiet miał czerwony jak u homara, a dąsał się wściekle jak pięciolatek. Widzisz, marynarze zażartowali sobie z niego, podebrali mu koszulę i powiesili ją na maszcie, a nasz chłopak po prostu bał się wspiąć na szczyt, by ją zdjąć. Zawołałem go do swojej kajuty i próbowałem przy zamkniętych drzwiach wyjaśnić mu, że jeśli po nią nie wejdzie, reszta załogi uzna go za tchórza. Wintrow utrzymywał, iż to nie strach go powstrzymuje przed wspięciem się na maszt, lecz godność. Stał sobie przede mną ten mały cnotliwy, zarozumiały kaznodzieja i prawił mi umoralniające kazanie o odwadze i tchórzostwie. A na koniec oświadczył, że nie będzie ryzykował swego cennego życia dla rozbawienia marynarzy. Oświadczyłem mu, iż ryzyko jest niewielkie, jeśli tylko będzie postępował tak, jak go nauczyliśmy, ale chłopak znowu zaczął przytaczać te księżulskie frazesy, że żaden człowiek nie powinien dla własnej rozrywki narażać drugiego nawet na małe ryzyko. W końcu straciłem do niego cierpliwość, zawołałem Torga i kazałem mu dopilnować, by chłopak wspiął się na maszt i zdjął koszulę. Boję się, że w ten sposób stracił resztki szacunku załogi…
– Dlaczego pozwalasz, by twoi marynarze zamiast pracować zabawiali się jak dzieci? – spytała Keffria. Na myśl o synu serce jej krwawiło i gorąco żałowała, że nie wspiął się od razu po koszulę. Gdyby się nie buntował, uznaliby go za jednego ze swoich, teraz natomiast postrzegali go jak kogoś z zewnątrz, obcego, którego mogą dręczyć. Wiedziała to wszystko instynktownie i zastanawiała się, dlaczego jej syn tego nie rozumiał.
– Zupełnie zepsułaś chłopaka, wysyłając go do klasztoru. – Głos Kyle'a niemal kipiał satysfakcją, a Keffria nagle uświadomiła sobie, że jej mąż zmienił temat.
– Rozmawiamy o Malcie, nie o Wintrowie. – Nowa myśl przyszła jej nagle do głowy. – Skoro upierasz się, że tylko mężczyzna potrafi wychować syna, powinieneś chyba przyznać, że Maltę może wprowadzić w dorosłość jedynie kobieta.
Mimo ciemności Keffria zdołała dostrzec po twarzy męża, jak bardzo zaskoczył go jej opryskliwy ton. Wiedziała, że jeśli chce wygrać z Kyle'em, wybrała sobie niewłaściwy sposób, niestety nie mogła już cofnąć wypowiedzianych słów. Zresztą czuła zbyt wielki gniew, by im zaprzeczyć, a także by się przypochlebiać i przytakiwać mężowi.
– Gdybyś była innego rodzaju kobietą, mógłbym ci przyznać prawo do wychowania Malty – oznajmił zimno. – Przypominam sobie jednakże ciebie jako dziewczynkę i… Twoja matka równie długo trzymała cię przy swojej spódnicy. Weź pod uwagę, ile czasu zajęło mi rozbudzenie w tobie kobiecych uczuć. Nie wszyscy mężczyźni mają tyle cierpliwości. Nie chciałbym, by Malta wyrosła na takie zacofane i bojaźliwe stworzenie jak ty.
Okrucieństwo jego słów odebrało Keffrii dech, bowiem do jej najsłodszych wspomnień należały ich powolne zaloty, jej rozkosznie i stopniowo rosnąca nadzieja, a potem pewność, że Kyle się nią interesuje. W odpowiednim momencie dostrzegł jej wzajemność, po czym nastąpiły miesiące nieśmiałej radości z jej strony i cierpliwych manewrów z jego, aż wreszcie udało mu się obudzić w niej uczucia. Teraz przedstawił owo zdarzenie w zupełnie inny sposób. Keffria odwróciła głowę i zapatrzyła się na leżącego w łóżku męża, który nagle wydał jej się kimś zupełnie obcym. Pragnęła zapomnieć, że kiedykolwiek wymówił te słowa lub udawać, że nie odzwierciedlały jego myśli, a powiedział je, ponieważ chciał jej dokuczyć. Poczuła w sobie chłód. Chęć dokuczenia czy prawda… Czyż skutek nie był ten sam? Kyle okazał się innym człowiekiem, niż zawsze sądziła. Przez te wszystkie lata żyła u boku własnego marzenia, a nie prawdziwej osoby. Wyobrażała sobie, że jej mąż jest mężczyzną czułym, kochającym i wesołym, a oddala się od niej na tak wiele miesięcy co jakiś czas tylko dlatego, że musi. Najpierw w snach wykreowała sobie kogoś takiego, później wepchnęła Kyle'a w gotowy wzór. Do dnia dzisiejszego łatwo jej było ignorować albo usprawiedliwiać jego wady (nawet tuzin), które ujawniał podczas krótkich pobytów w domu. Zawsze tłumaczyła sobie, że jest zmęczony, ponieważ rejs był długi i trudny, że oboje, ona i on muszą się na nowo do siebie dopasować… Mimo tego, co powiedział i zrobił w ciągu tygodni, które upłynęły od śmierci jej ojca, nie przestawała go uważać za ideał. Dziś jednak uświadomiła sobie smutną prawdę – Kyle nigdy nie był tą romantyczną postacią z jej marzeń, lecz człowiekiem z krwi i kości, mężczyzną podobnym do wielu innych. Nie, nie. Głupszym niż większość z nich.
Był na tyle głupi, by sądzić, że Keffria zawsze musi mu ulegać. Zresztą dotąd nie przeciwstawiała mu się, nawet kiedy wiedziała coś lepiej i nawet kiedy nie było go w domu. Gdy teraz zdała sobie z tego sprawę, miała odczucie, jakby otwierała oczy na wschodzące słońce. Dlaczego nigdy przedtem te myśli nie przyszły jej do głowy?
Kyle najwyraźniej zrozumiał, że posunął się nieco za daleko, ponieważ odwrócił się do niej, wyciągnął rękę ponad chłodną pościelą i dotknął ramienia żony.
– Chodź tutaj – zaprosił ją łagodniejszym tonem. – Nie dąsaj się. Nie podczas mojej ostatniej nocy w domu. Zaufaj mi. Jeśli ten rejs spełni moje oczekiwania, następnym razem zostanę w domu przez jakiś czas. Zdejmę ci z ramion brzemię obowiązków. Malta, Selden, statek, posiadłości… Zajmę się wszystkim, będę gospodarował tak, jak trzeba. Zawsze byłaś trwożliwa i trochę zacofana… Nie powinienem był ci tego mówić, ponieważ sama nie potrafisz zmienić w sobie tych cech. Wiedz, że bardzo doceniam twoje starania. Wyobrażam sobie, jak trudno komuś z takim charakterem zarządzać tyloma sprawami. Możesz obwiniać jedynie mnie, gdyż przez te wszystkie lata obarczałem cię zadaniami, które przerastały twoje siły.
Keffria poddała się Kyle'owi i ten przyciągnął ją do siebie. Przytulił się do niej i szybko zasnął. Tyle że ciepłe ciało męża wydało jej się nagle uciążliwym ciężarem. A obietnice, które właśnie poczynił, by ją uspokoić, zabrzmiały jak pogróżka.