Jej wolność, jej ukochana farma – to było ważne kiedyś. Teraz liczył się tylko on.
– Pomyślałam o tym – powiedziała. – Nie mam już odwrotu.
– W takim razie mogę tylko powiedzieć „dziękuję".
Delikatnie ujął w dłonie jej twarz. Serce Kirsty załomotało w piersiach. Miała nadzieję, że dostrzeże miłość w jej błyszczących oczach, które mówią więcej niż wypowiedzieć mogą słowa. Radość narastała w niej, gdy pochylił się i dotknął ustami jej ust.
– Kirsty – powiedział miękko – chcę, żebyś wiedziała o czymś bardzo istotnym. Jeśli mamy mieszkać pod jednym dachem, nie może być między nami żadnych tajemnic czy niedomówień.
Bez słowa skinęła głową. Rozpierało ją szczęście, była nim odurzona. Już za chwilę będzie w jego ramionach, oddając się namiętności, odkrywając prawdziwą potęgę miłości.
– Chodzi o… – zaczął niepewnie. – Chcę, żebyś wiedziała, że nigdy nie nadużyję twej gościnności. Pocałowałem cię przed chwilą, bo nie widziałem innego sposobu, by wyrazić moją wdzięczność i podziw. Ale obiecuję, że to był ostatni raz. Będziemy bratem i siostrą, przysięgam, że więcej nie tknę cię palcem.
To było jak pchnięcie nożem. Brat i siostra. Takie było jego życzenie, które przenosił na nią. W oczach Mike'a było ciepło i dobroć, ale ani śladu uczuć, które przepełniały serce Kirsty.
– Chyba ufasz, że stać mnie na to? – zapytał trwożliwie. – Powiedz, że tak, bo inaczej nie zostanę.
– Tak, Mike, ufam ci. Brat i siostra, tak będzie najlepiej. – Powstała z miejsca, poruszając się jak automat. Jej miłość ledwo się narodziła i już została odrzucona…
Pośpiesznie wyszła z pokoju. Potrzebowała samotności.
Nazajutrz Mike zaskoczył Kirsty, wstając wcześniej od niej.
– Herbata – powiedział, podsuwając jej kubek. Przyjęła go chętnie, ale zdziwiła się.
– O tej porze i już na nogach? Dopiero szósta.
– Jeśli ty możesz wstawać o tej nieludzkiej godzinie, to i ja mogę. Jeśli mam zostać, muszę ci się na coś przydać.
– Ależ przydajesz mi się!
– Mam na myśli coś więcej niż sprzątanie i gotowanie. Chodzi mi o… – Mike zawstydził się swojej niewiedzy o pracy na farmie – chodzi o świnie… i o kury… No wiesz… – urwał w połowie zdania, bo Kirsty zachichotała nad kubkiem z herbatą. – Dobrze, śmiej się, ale trzymasz sporo zwierząt w pobliżu domu. Mógłbym je karmić.
– I sprzątać po nich? – zapytała niewinnie.
– Co tylko trzeba – stwierdził stanowczo. – Na górze znalazłem kurtkę z kapturem. Jeśli założę ją i będę trzymał się terenu podwórka, nie widzę w tym nic groźnego.
– No dobrze – zgodziła się z wahaniem. – Ale to będzie cięższe niż myślisz.
– Nie boję się pracy fizycznej.
– Myślałam, że jesteś biznesmenem.
– Od niedawna. Popatrz – pokazał jej dłonie – to są ręce murarza. Tak zaczynałem. Po prostu daj mi robotę i o nic się nie martw.
– Zgoda. Zaczekaj, przebiorę się. – Po chwili zaprowadziła Mike'a do pomieszczenia gospodarskiego. – Widzisz? Takie są obyczaje w Dartmoor: ludzie i zwierzęta pod jednym dachem, przedzieleni tylko ścianą. Ja jednak już nie trzymam tu zwierząt, tylko paszę dla nich. Kiedyś wychodziły stąd drzwi na resztę domu, ale mój dziadek zamurował je i teraz trzeba chodzić naokoło.
Mike pomógł jej załadować porcję paszy na taczki i zaprowadził je pod chlew. Nie mógł powstrzymać się od pociągnięcia nosem, gdy weszli do środka, na co Kirsty natychmiast zareagowała.
– Wyzbądź się uprzedzeń na temat świń. Tak naprawdę to bardzo czyste zwierzęta. W lecie kąpią się w błocie jedynie z powodu upału. Ty przecież też bierzesz prysznic.
– Skoro tak mówisz… Kirsty zaśmiała się.
– To jest Etta, to Cora, a to Hanna.
– Nadajesz im imiona?
– A ty nie masz imienia?
– No, ja to co innego.
– Wcale nie. One różnią się między sobą tak samo jak ludzie. Hanna jest łakoma, Cora – opiekuńcza, jej młode są dwa razy większe od pozostałych, zaś Etta jest strasznym pieszczochem. Prawda, skarbie? – Jak na zawołanie jedna ze świń podbiegła i podetknęła łeb do pogłaskania. -Uwielbia to. Ale nie martw się – zapewniła go – nie musisz tego robić. Po prostu dawaj jej jeść.
Kirsty głaskała potężne zwierzę jak małego pieska. Robiła to zupełnie odruchowo, ze szczerym oddaniem. Uświadomił sobie, że odkrył właśnie inną twarz Kirsty. Ma ich chyba z tuzin, pomyślał.
– Jeśli tak czule je traktujesz, jak możesz jeść ich mięso, albo sprzedawać je?
– Nie robię tego. Sprzedaję jedynie warchlaki, dwa razy do roku.
– W takim razie dlaczego nie zapewnisz im lepszego pomieszczenia? – Mike zlustrował chlew okiem budowniczego.
– To zbudowano w pośpiechu. Nigdy nie zostało ukończone.
– To dzieło twego męża?
– Nie, to robota… – urwała gwałtownie. – Tak, masz rację. Trzeba przebudować chlew, zanim wezwę właściciela reproduktora.
– Poznaję zupełnie nowy język – westchnął Mike. -Tak naprawdę rozumiem tylko słowo „budować". No dobra, zaczynam od dzisiaj.
– Co zaczynasz? – Spojrzała na niego z niepokojem.
– Jestem przecież budowniczym. Chyba zdołam sklecić chlew.
Wkrótce potem Mike wykreślił kilka szkiców. Widząc ich poważny, fachowy wygląd, Kirsty uśmiechnęła się z rezerwą.
– O co chodzi? Gdy budowałem domy, zawsze zaczynałem od porządnego planu – tłumaczył Mike. – Czy Etta, Cora i Hanna nie zasługują na to samo?
– Jasne, że zasługują – zgodziła się od razu.
Mike z zapałem zabrał się do roboty i niebawem świnie miały wyśmienite warunki mieszkaniowe. Praca fizyczna dostarczyła mu wiele zadowolenia, tym bardziej że robił coś dla Kirsty.
Zastanawiał się nad słowami, które wymknęły jej się z ust. Miał nadzieję, że kiedyś odsłoni się jeszcze przed nim i da się lepiej poznać. Jej magiczna zmysłowość, piękno, stanowczo skrywane przed męskim wzrokiem, i opór, jaki stawiała nieprzyjaznemu otoczeniu – wszystkie te cechy czyniły z Kirsty intrygującą kobietę. Mimo demonstrowanej siły i samodzielności budziła w nim silne uczucia opiekuńcze. Bał się, że odprawi go z kwitkiem, więc nie zdradzał się z nimi, tylko bez słowa wykonywał wszystko, o co go poprosiła. Wkrótce w całym gospodarstwie nie było ściany, która wymagałaby naprawy, nie domykającej się bramy czy okna. Kirsty trzymała jednak język na wodzy i Mike stracił nadzieję, że kiedykolwiek zyska dostęp do jej prywatności.
Minęło lato i zaczęła się jesień. Pogoda znów się pogorszyła. Kirsty wciąż bez znużenia pracowała na dworze, a on psioczył, że nie może jej ulżyć w najcięższych zajęciach. Powoli nadchodziło Boże Narodzenie. Dni były teraz tak krótkie, że ściemniało się już o czwartej. Mike przysłonił dolne okna kocami i pracował przy świetle lampki. W ten sposób mógł podać Kirsty gorącą kolację natychmiast po jej powrocie.
W Wigilię uprzedziła go, że wróci później niż zwykle.
– Muszę coś zanieść konikom, a po drodze wstąpię jeszcze do kościoła.
– Nie idź – powiedział z troską. – Złość bierze mnie na myśl, że sąsiedzi mogą ci znów dokuczyć.
– Nie martw się – odparła z uśmiechem. – To święto ludzi dobrej woli.
Gdy tylko wyszła, przystąpił do pracy nad niespodzianką, którą planował od kilku dni. Wieczorem niecierpliwie wyczekiwał, aż usłyszy terkotanie traktora. Gdy wreszcie stanęła w progu, powitał ją słowami:
– Wszystko w porządku?
– Tak. Nikt mnie nie zaczepiał – odparła pogodnie, a on od razu zorientował się, że siedziała sama w ławce, ignorowana przez sąsiadów. Budziło to w nim wściekłość, ale Kirsty wyglądała na spokojną i pogodzoną ze światem, więc nie wygłosił żadnego komentarza.