Выбрать главу

Wymknęła się jego rękom.

– Gdy byłeś tu ostatni raz, żył jeszcze Jack.

– Ale Jack nie żyje już od roku. Czy nie doskwiera ci… samotność? Rok bez mężczyzny to długo dla kobiety takiej jak ty.

– Kobiety takiej jak ja! – zawtórowała. – Niby jakiej? Czy i ty przyczepisz mi etykietkę?

– No już, już – mówił ze śmiechem. – Chciałem tylko powiedzieć, że za długo jesteś wdową. Mimo wszystko, kiedy kobieta przyzwyczaja się do… Nie sądzę, żeby Jack mógł wiele zdziałać, no ale zawsze to było coś… – Przyciągnął Kirsty do siebie i przywarł do jej ust.

Wszystko w niej burzyło się przeciw temu, ale powściągnęła chęć, by go gwałtownie odepchnąć. Zdarzało się, że Caleb zachowywał się nieobliczalnie, wolała więc nie prowokować awantury. Stosowała bierny opór, nie reagując na jego pieszczoty. Uniosła w końcu ręce, ale tylko po to, by się od niego uwolnić.

– Puść mnie! – powiedziała stanowczo, ale bez złości, by go nie prowokować i nie wzbudzać podejrzeń.

– Nie robisz wrażenia zbyt zdecydowanej – zaśmiał się.

– Nie zmuszaj mnie, bym okazała zdecydowanie – odparła, mrużąc oczy.

– Pomyślałem, że nie zawadzi spróbować.

Ręką przytrzymywał ją za kark, toteż nie mogła mu się wyrwać, gdy znów pochylił się nad jej twarzą. Już miał ją pocałować, gdy w ostatniej chwili jakiś cień zakrył światło wpadające do kuchni.

– A, tu cię mam! – powiedział ostro kobiecy głos. Caleb z westchnieniem puścił Kirsty i zwrócił się w stronę nieoczekiwanego gościa.

– Mówiłem, żebyś zaczekała na mnie we wsi – powiedział lekko podirytowany. – Kirsty, to jest Jenna. Moja znajoma.

Kobiety przywitały się, Kirsty z wyraźną ulgą, Jenna z chłodną rezerwą. Miała jakieś dziewiętnaście lat, ubrana była w lichą koszulę i dżinsy, które uwydatniały jej ponętne kształty. Traktowała Caleba jak swą własność.

– Znudziłam się czekaniem – wyjaśniła, przysuwając się bliżej niego i patrząc podejrzliwie na Kirsty.

– A więc już koniec czekania – pośpiesznie powiedziała Kirsty. – Caleb właśnie wychodził.

Nie opierał się, gdy dziewczyna pociągnęła go ku wyjściu, i zachował pogodny wyraz twarzy. Kirsty ujrzała jednak Caleba w innym świetle i to ją zaniepokoiło.

Do tej pory przywykła traktować go jak bratnią duszę, trochę nieobliczalnego, ale oddanego przyjaciela. Dziś ujrzała w jego oczach czyste, zwierzęce pożądanie, którego tak nienawidziła w innych mężczyznach. Caleb posunąłby się na tyle daleko, na ile by mu pozwoliła, i nie przeszkodziłby mu w tym fakt, że ma inną kobietę.

Kirsty wyszła z nimi na podwórko i odprowadziła ich wzrokiem, zdecydowana odprawić Caleba, gdyby jednak zechciał wrócić. Jego nieoczekiwane zaloty uświadomiły jej ze zdwojoną siłą, że Mike zachowywał się inaczej niż wszyscy: o ile mógł tego uniknąć – nigdy jej nie dotykał. Akurat on jednak mógłby to zrobić i nie wprawić ją w obrzydzenie. On jeden. Od tygodni marzyła o jego pieszczotach, pragnęła go całym ciałem, teraz znowu odczuła, jak dotkliwie jej tego brakuje.

Pośpiesznie zawróciła do domu i spojrzała na schody, gdzie spodziewała się go znaleźć. Nie było jednak po nim śladu.

– Mike! – zawołała. Nie otrzymawszy odpowiedzi, poszła do jego pokoju i zastała go stojącego przy oknie, w półmroku. Przyglądał się odchodzącym Calebowi i Jennie. Odwrócił się i zobaczyła jego twarz nabrzmiałą gniewem.

– Dlaczego go nie odepchnęłaś? – zapytał zimno. – Co?

– Dobrze słyszałaś. Dlaczego go nie odepchnęłaś? – Powiedziałam, żeby mnie zostawił… – Doprawdy? Widziałem, jak sobie gruchaliście, zniżając tylko głosy, żeby was nie było słychać. Nie wyglądał raczej na odtrąconego. Coś bardzo go ubawiło.

– Caleba wszystko bawi. On już taki jest. Mike przybrał surowy wyraz twarzy.

– Jak widzę, dość dobrze wiesz, jaki on jest.

– Jeśli naprawdę chcesz przez to powiedzieć… to chyba coś ci się pomieszało w głowie. – Ogarnęła ją złość. – Za kogo się, do licha, uważasz, żeby mnie tak wypytywać i obrażać?

– Obrażać? – Parsknął szyderczym śmiechem. – A to dopiero. To najlepszy dowcip świata. I pomyśleć, jak bardzo się obawiałem, by cię nie urazić, jak wyłaziłem ze skóry, by skrywać swe uczucia, bo chciałem ci pokazać, że cię szanuję… Byłem głupcem i tyle. Jemu wolno dobierać się do ciebie…

– To nieprawda – gwałtownie zaprzeczyła Kirsty.

– Nie rozśmieszaj mnie. Wystarczyło kopnąć go w kostkę albo dać mu po twarzy…

– I wywołać awanturę, nad którą nie zdołałabym zapanować – dokończyła sarkastycznie. – Próbowałam tylko rozładować sytuację.

– Bardzo zgrabnie ci to szło. Nie wiesz, że w ten sposób może ci się nie udać „rozładować sytuacji". Gdy się ma do czynienia z takim łotrem… – urwał nagle i zdenerwowany przeciągnął dłonią po włosach, starając się opanować. Wiedział, że zachowuje się nierozsądnie, ale wpadł w sidła zazdrości i miotał się teraz bezradnie. Nadludzkim wysiłkiem zdołał wrócić do równowagi, Kirsty jednak ponownie zaogniła sytuację, broniąc Caleba.

– On nie jest łotrem – oświadczyła zdecydowanym tonem. – Był moim przyjacielem, a ja nie porzucam przyjaciół tylko dlatego, że zdarzy im się popełnić błąd.

– Cóż za szlachetność! Wiem, co by się stało, gdybym to ja zrobił taki „błąd". Nigdy nie wychyliłaś się nawet o milimetr. Zawsze sucha, konkretna, nieprzystępna…

– Ty nie chciałeś, żebym się wychyliła.

– Inaczej: nigdy o to nie prosiłem, bo hamowałem się dla twego dobra. Nie chciałem cię ranić, bo pamiętałem o twoich urazach i uprzedzeniach, ale jeśli nie widzisz, że od dwóch miesięcy przeżywam tortury, pragnąc cię, myśląc o tobie, marząc o tobie, nie śpiąc z twego powodu i nie mogąc cię zdobyć, to musisz chyba być ślepa!

Mike dyszał ciężko, a jego oczy płonęły blaskiem, którego przedtem w nich nie widziała. Patrzyła na niego i powoli docierało do niej, co przed chwilą powiedział. Radość była o krok, ale na razie górę brała wściekłość.

– Musiało sprawiać ci przyjemność trzymanie mnie na dystans. Wiedziałaś, że płonę z pożądania, i bawiło cię to

– ciągnął ponuro. – Może i słusznie mówią, że prowokujesz mężczyzn… – Zmieniony nagle wyraz jej twarzy powiedział mu, że posunął się za daleko. – W porządku. Odszczekuję. Nie słyszałaś tego, Kirsty – wycofał się prędko.

– Nigdy nie mówiłem, że…

– Tak, żałuj, że to powiedziałeś – rozeźliła się Kirsty.

– Kim ty jesteś, by mnie sądzić? Co ty o mnie wiesz? Nic, bo inaczej nie plótłbyś takich głupot. Nie pozwolę, byś traktował mnie jak namiastkę Lois…

– A co do diabła Lois ma z tym wspólnego? – wrzasnął.

– Nie zmieniaj tematu.

– Lois należy do tematu. To ona zawsze była tą, której pragnąłeś. Myślałeś, że będziesz się kochać ze mną, myślami cały czas będąc przy niej, tak? Nic z tego. Nie jestem manekinem.

Teraz on patrzył na nią zdumiony.

– Między mną a Lois wszystko skończone – powiedział z wymuszonym spokojem. – Jest żoną Hugha Severhama. Jeśli o mnie chodzi, to zamyka sprawę.

– Wcale nie zamyka. W każdym razie powinieneś bardziej kontrolować to, co mówisz przez sen.

– Skąd wiesz, co mówię przez sen? Nie było cię przy mnie. Wciąż starałaś się zachować dystans.

– Ja się starałam?

– Tak. A ja, głupiec, uszanowałem to. Nie spędziliśmy razem ani jednej nocy.

– Cóż za wybiórcza pamięć! – żachnęła się Kirsty. -Nie, nie mówię o ostatnich miesiącach. Mówię o twoich pierwszych nocach tutaj, gdy wciągnęłam cię do domu jak przemoczoną kurę. Weszłam do twego łóżka, byś czuł się bezpiecznie, a ty cały czas gadałeś o Lois.