Znów przycisnął usta do jej ust i zaczęli się kochać. Kirsty oczekiwała, że powtórzy się jej niedawne doświadczenie, tym razem jednak doznała czegoś więcej. Mike kochał ją teraz nadzwyczaj wolno, wysysając każde doznanie do ostatniej kropli rozkoszy. Kirsty wygięła się w łuk i odrzuciła w tył głowę, a on pieścił jej piersi, przyprawiając ją o słodkie dreszcze.
Potem pozwoliła, by jego dłonie powędrowały dalej. Z satysfakcją wyczuwała prężące się pod skórą twarde mięśnie. Gdy pojawił się u niej, był chucherkiem, ale teraz odzyskał już pełną sprawność, a ona mogła się nią cieszyć. Przesunęła dłoń po jego wysmukłych plecach, wąskich biodrach, twardych, jędrnych pośladkach i udach. Uśmiechnął się, widząc na jej twarzy wyraz szczerego zdziwienia. Nie był to właściwy moment, by wspominać o Jacku, ale Mike i tak domyślił się, że mąż nie dostarczył Kirsty okazji do cudownych odkryć. Można by rzec, że tak naprawdę po raz pierwszy kochała się właśnie z nim, z Mike'em.
Wreszcie nadeszła chwila, gdy nie mogła już dłużej czekać. Położyła się na wznak i pociągnęła go za sobą, błagając i nakazując jednocześnie, a Mike podniósł brwi, dziwiąc się, że w tak krótkim czasie tak wiele się nauczyła. Spełnił życzenie Kirsty i szybko poprowadził ją tam, gdzie kończyło się wszystko, co znane, gdzie nie było zagrożeń ani lęku, a jedynie bezkresna radość.
Radość Kirsty była spontaniczna, pierwotna, dzika. To właśnie ta dzikość, dzikość natury, której dzieckiem się czuła, sprawiła, że tuż przed spełnieniem tym razem to ona przejęła inicjatywę. Wzięła go z zaskoczenia, zakłócając rytm jego ruchów i zanim zdążył się spostrzec, był posłuszny jej woli. Próbował jeszcze odzyskać panowanie nad sytuacją, ale Kirsty nie pozwoliła na to i w chwilę potem ich krzyki stopiły się w jedno.
Gdy odzyskał zimną krew, spojrzał na Kirsty z lekkim wyrzutem. Ona miała jednak zamknięte oczy i zatopiona była w błogim uśmiechu. Po chwili i on uśmiechnął się i pocałował ją czule. Nie miał nic przeciwko temu, by ich łóżko było polem walki, o ile tylko dane mu było czasami zwyciężać.
Kirsty powoli wracała do rzeczywistości, która przybierała teraz dla niej zupełnie inny kształt. Tam, gdzie przedtem była brzydota, widziała piękno, gdzie czaiła się samotność, witało ją bezpieczeństwo i zadowolenie.
– Z czego się śmiejesz? – zapytał Mike.
– Naprawdę się śmiałam? Coś takiego. Jestem po prostu szczęśliwa. Chcę usnąć w twoich ramionach i długo się nie budzić.
– Dobrze. Ale najpierw…
– O tak – powiedziała z takim zapałem, że Mike zaczął się śmiać.
Uniosła twarz do pocałunku, czując że ponownie ogarniają słodkie ciepło. Zarazem jednak coś przykrego wkradło się do jej świadomości i nie dawało spokoju. Szczekanie psa.
– To tylko Tam hałasuje na podwórku – Mike próbował skupić uwagę Kirsty na sobie. – Pewnie znalazł szczura.
– Nie, szczeka zupełnie inaczej – podniosła się i czujnie nasłuchiwała – ktoś jest na zewnątrz.
– To złudzenie. Chodź tutaj.
– Tak samo zachowywał się tamtej nocy, gdy przyszedłeś. Muszę pójść sprawdzić. – Niechętnie wyzwoliła się z jego objęć, wstała z łóżka i narzuciła szlafrok.
– Nie podoba mi się, że idziesz sama. Kirsty czule się do niego uśmiechnęła.
– Obawiasz się, że w chlewie natrafię na jakiegoś złoczyńcę?
– Weź ze sobą strzelbę – powiedział cicho lecz stanowczo.
Na zewnątrz zapadała już noc. Ze strzelbą i latarką Kirsty cicho przemknęła się przez podwórko i zajrzała do chlewu, oświetlając jego wnętrze. To, co zobaczyła, wprawiło ją w zaskoczenie i przerażenie. Na sianie siedział Caleb, a jego uśmieszek świadczył o tym, że jest podchmielony.
– Co ty tu robisz? – zapytała go. Niepewnie podniósł się z miejsca.
– Jenna jest bardzo zazdrosna i miała mi za złe, że cię odwiedziłem. Pokłóciliśmy się i wyrzuciła mnie. Muszę gdzieś przenocować. – Spojrzał figlarnie na Kirsty. – Mam nadzieję, że docenisz mój takt. Wybrałem chlew, a nie poszedłem prosto do domu, gdzie – jak sądzę – mógłbym przeszkadzać.
– Jak mam to rozumieć?
– Nie udawaj, kochanie. Wiem, że nie jesteś sama. Jadłem chleb z niejednego pieca.
Puściła tę uwagę mimo uszu. Musi jakoś udobruchać Caleba, nim ten zacznie się awanturować. Podeszła do niego i postawiła go na nogi.
– Uważam, że powinieneś wracać do Jenny – powiedziała. – Wybaczy ci.
Caleb westchnął ponuro.
– Ale ja nie chcę Jenny. Chcę ciebie i ona o tym wie. Tego mi nie wybaczy.
– Posłuchaj – potrząsnęła nim – już dosyć jest plotek na mój temat. Nie utrudniaj mi życia. Jeszcze ktoś cię tutaj zobaczy i znów wezmą mnie na języki. Idź już, proszę.
Nie słuchał jej. Wpadł w pijacki bełkot i z lubieżnym uśmiechem mówił, plącząc słowa:
– Trudno za to winić Jacka… że taki był zaborczy… Widział, jak patrzyli na ciebie… Jak wszyscy faceci na ciebie… patrzyli jak głodne psy na suczkę. Wiedział chłop, czego oni chcieli… czegośmy wszyscy chcieli… dobrać się do miodu… jak na suczkę…
Skoczył ku niej tak gwałtownie, że straciła równowagę i upadła na siano. Zwalił się na nią i leżał tak, nadał mamrocząc coś pod nosem. Kirsty próbowała się wyzwolić, ale ciężar był zbyt wielki.
Nagle jednak Caleb zniknął. Czyjeś silne dłonie chwyciły go za kark i odrzuciły na bok. Od razu otrzeźwiał, zrobił unik i zdołał uderzyć napastnika pięścią. Cios był bardzo silny, ale Mike zdołał się pozbierać i ponownie natarł na Caleba. Upadli na ziemię i zaczęli tarzać się, okładając pięściami.
Kirsty z przerażeniem patrzyła, jak powtarza się dobrze znany koszmar. Twarz Mike'a była wykrzywiona nienawiścią, Caleba – złością i strachem. Coś w niej jęknęło. Widziała już ten nieprzytomny wyraz na twarzy zazdrosnego o nią mężczyzny, wiedziała, że i tym razem to przez nią, że to ona budzi agresję, że wszystko to jej wina.
Mike poderwał się na nogi, ciągnąc Caleba za sobą i przymierzając się do zadania następnego ciosu.
– Przestań! – krzyknęła. – Puść go, na miłość boską!
– Najpierw dam mu dobrą nauczkę – odparł Mike przez zaciśnięte zęby i uderzył Caleba tak mocno, że ten wpadł na ścianę i osunął się bezwładnie. Miał zamknięte oczy, głowa opadła mu na bok.
– Zabiłeś go – szepnęła Kirsty. – Nie, tylko nie to…
– zaniosła się bezgłośnym płaczem.
– Powinienem był go zabić za to, że ośmielił się cię tknąć
– warknął Mike. – Ale nie martw się. Nic mu nie będzie.
Przygarnął ją do siebie ramieniem. Starał się uspokoić jej płacz, ale tak naprawdę sam był wstrząśnięty. Przez parę chwil ogarnęły go mordercze instynkty. Spojrzawszy w oczy Kirsty, wiedział, że wyczytała wszystko z jego twarzy i że była tym przerażona.
– Mike, musisz wydostać się stąd, zanim on się obudzi. Idź zaraz, póki jest ciemno.
– Nie mogę zostawić cię z nim.
– Nie masz wyboru. Jeśli zostaniesz, to po nas. Burzył się na myśl o tym, że ma zostawić Kirsty, choć wiedział, że to ona ma rację. Był w rozterce. Chciał zostać i jednocześnie coś ciągnęło go, by uciekać – nie od swych prześladowców, ale od niej. Kirsty mogła sprawić, że zapomniałby o rzeczach, które uważał za ważne: o oczyszczeniu swego nazwiska, odzyskaniu władzy i bogactwa.
Pobiegła na górę i zaczęła z gorączkowym pośpiechem wrzucać do torby jego ubrania. Mike zorientował się, że naprawdę pragnie jego odejścia. Gdy wepchnęła mu do ręki pieniądze, wziął je z ociąganiem, wiedząc, że tak być musi.