Выбрать главу

– Odeślę je, gdy tylko będzie to bezpieczne – obiecał.

– Nie – odmówiła kategorycznie. – Nie pisz do mnie. Nie kontaktuj się ze mną. Mike, proszę, idź już. – Wsunęła mu do ręki pośpiesznie naszkicowaną mapę. – Na szczęście księżyc oświetli ci drogę przez wrzosowiska. Trzymaj się tej linii, a za godzinę dojdziesz do drogi, którą dostaniesz się do Plymouth. Tam możesz wsiąść w pociąg.

– Ja wrócę, Kirsty. Gdy tylko oczyszczę się z zarzutów, będę tu z powrotem.

Znów stanęły przed nią jego oczy, płonące chorobliwą zazdrością, ożywiające koszmar sprzed lat.

– Nie! – krzyknęła z przestrachem. – Nigdy nie wracaj.

– Kirsty…

– Nie wracaj – błagała. – Ja sobie poradzę. Odejdź. Proszę, zapomnij o mnie.

Nie było czasu na spory. W każdej chwili mógł się pojawić Caleb. Odprowadziła go przez podwórko do skraju wrzosowiska.

– Kirsty… – powiedział raz jeszcze, dotykając jej twarzy.

Ona jednak cofnęła się, jakby w jego dotyku była trucizna. Przepadła gdzieś kobieta, która mdlała w jego ramionach, a pojawiła się obca osoba, pragnąca jedynie pozbyć się go jak najszybciej.

Mike opuścił dłoń.

– Dziękuję za wszystko – powiedział, czując jak niewystarczające są te słowa. – Do widzenia.

– Do widzenia. Idź już. Pośpiesz się.

Odprowadziła go wzrokiem, jak najdalej mogła, odwracając się dopiero wtedy, gdy dotarł do kępy drzew i zniknął w ciemności. Jej serce rwało się z bólu, ale nade wszystko przytłaczał ją lęk. W chlewie nadal przecież leżał Caleb.

Zajrzała do niego i z ulgą stwierdziła, że głośno oddycha. Przewrócił się nawet na bok i wygodnie umościł na słomie. Zostawiła go i wróciła do domu.

Gdy rano przyszła nakarmić świnie, Caleb nadal tam leżał. Obudziło go dopiero grzechotanie wiadra.

– O Boże, jak mnie łupie w głowie – jęknął. Kirsty przyszykowała się do odegrania swej roli.

– Nie wiem, co takiego piłeś wczoraj wieczorem, ale był to mocny trunek – zauważyła wesoło.

– To nie tylko sprawa alkoholu – powiedział, gramoląc się z ziemi. – Masz chłopaka, prawda? Złego człowieka o diabelskim uderzeniu.

Kirsty udało się beztrosko zachichotać.

– To nie był mój chłopak, a tylko tramp, którego zatrudniłam na jeden dzień. Myślał, że zostałam napadnięta, i przyszedł mi z pomocą. Wyjaśniłam mu, że jesteśmy starymi przyjaciółmi i że doszło między nami do małego nieporozumienia. No, idź do kuchni. Przygotuję ci śniadanie.

– Jest tam jeszcze? – zapytał Caleb, niespokojnie pocierając brodę.

– Nie, już poszedł. Możesz czuć się bezpiecznie.

Gdy po jakimś czasie zjawiła się w kuchni, Caleb już sam robił sobie śniadanie. Nalał jej kubek mocnej herbaty, takiej, jaką wiedział, że lubi. Gdy ją popijała, wyznał skruszony:

– Kiedy sobie wypiję, gadam różne głupoty. Czasami zachowuję się też głupio. Ale chyba nie będziesz wykorzystywać moich słabości przeciw mnie?

– Nie, o ile to się nie powtórzy. Jak powiedziałam, jesteśmy starymi przyjaciółmi i chciałabym, żeby tak zostało. Tylko przyjaciółmi, rozumiesz?

– Kiedyś powiedziałaś mi, że jestem dla ciebie jak brat – przypomniał jej. – Powinienem to uszanować zamiast wszystko zepsuć.

– Nic nie zepsułeś – powiedziała serdecznie. – Nie zapomniałam, że zawsze byłeś dla mnie dobry. Bądź nadal moim bratem.

Uścisnął jej dłoń.

– W takim razie jako troskliwy brat zapytam: po kiego licha zatrudniasz włóczęgów, o których nic nie wiesz? Na wolności jest zbiegły więzień. Uciekł z Pnncetown. Skąd masz pewność, że to nie był on?

Serce łomotało jej w piersiach, ale odparła niedbale:

– Po takim czasie? Jeśli jeszcze żyje, to już na pewno od dawna nie ma go w Dartmoor.

– Pewnie masz rację, ale nie zatrudniaj nieznajomych. Ja będę pracować dla ciebie. Wkrótce będzie ci potrzebny ktoś do orania. – Kirsty spojrzała na niego z powątpiewaniem, więc zapewnił: – Słowo honoru, nie przysporzę ci już kłopotów. Jenna też szuka pracy, a umie obchodzić się z owcami. Jeśli przyjmiesz ją, będzie miała na mnie oko.

Po chwili Kirsty skinęła głową. Serce mówiło jej, że Caleb to dla farmy, jak zawsze, dobry nabytek. Był z nią, kiedy potrzebowała przyjaciela. Teraz znów jest jedyną bliską jej osobą.

– W porządku, przyjmę was oboje. – Przed samym wyjściem rzuciła jak gdyby nigdy nic: – Mam jednak pewną prośbę, Calebie. Mam już dostatecznie złą reputację, więc…

– Chodzi o tego przybłędę? Będę milczał jak grób, skarbie. – Mrugnął do niej okiem.

Przez cały dzień Kirsty starała zachowywać się, jakby nic się nie stało. Burzliwe wypadki ostatniej nocy i konieczność uśpienia podejrzeń Caleba kosztowały ją wiele nerwów i teraz nie było w niej innych uczuć prócz napięcia. A jednak gdy zapadła noc, pustka w domu stała się dojmująca i opanował ją smutek. Na kilka godzin ożyła w ramionach Mike'a, ale jej szczęście miało widocznie być kruche i ulotne. Zanim zdążyła się nim nacieszyć, odeszło na dobre. Pewnie nigdy nie zobaczy już swego mężczyzny.

Nie miała sił, by dłużej walczyć z rozpaczą. Oparła się o ścianę, a z jej piersi wydarł się szloch.

6

– Powtarzam po raz ostatni, Kirsty. Kiedy ty się opamiętasz?

Kirsty zerknęła na zasmuconą twarz Caleba.

– Szkoda, że to naprawdę nie jest ostatni raz – odparła. – Kiedy zrozumiesz, że mnie nie przekonasz?

– Przekonać ciebie, ty uparciucho! Prędzej bym skruszył granit!

– W takim razie nie marnuj czasu.

– Przecież potrzebujesz pieniędzy – nieomal krzyczał.

– Nie na tyle, by zabijać swych przyjaciół.

– Przyjaciół! To są tylko kucyki, na miły Bóg!

– Dla mnie są przyjaciółmi. Sprzedam tylko te, które nadają się na wierzchowce. Żaden koń nie pójdzie pod nóż rzeźnika. To moje ostatnie słowo.

Rozmawiali w kuchni, kilka dni przed corocznym przeglądem kucyków. Kirsty nigdy nie godziła się na sprzedawanie koni do rzeźni, gdzie robiono z nich mięso dla psów, i nie miała zamiaru godzić się na to teraz, choć z każdym dniem coraz bardziej martwiła się narastającym długiem w banku.

Jenna stała oparta o ścianę i przyglądała się pozostałej dwójce ze złośliwą satysfakcją. Równie szczerze okazywała swe zauroczenie Calebem, co podejrzliwą niechęć do Kirsty. Gdy tylko tych dwoje sprzeczało się, zawsze poprawiał jej się humor.

Dwa miesiące upłynęły od owej nocy, gdy Mike zniknął w ciemności. Przez cały ten czas do Kirsty nie doszły żadne wieści o nim, żaden wścibski policjant nie zapukał do jej drzwi. Mike'a nie złapano, ale nie nawiązał też z nią kontaktu.

Gdy prosiła go, by nie pisał do niej, mówiła serio, ale zaraz potem wyrobiła w sobie przekonanie, że mimo jej próśb list jednak nadejdzie. Będzie zawierać jakieś niewinne zdanie w rodzaju: „Dotarłem szczęśliwie, wszystko w porządku, kochający kuzyn". Pod spodem będzie jakiekolwiek imię zaczynające się na M, ale nie Mike. List nie wzbudzi niczyjej czujności, a ona się wszystkiego domyśli. Mijały jednak tygodnie, potem miesiące, a żaden list nie nadchodził. Mike jakby zniknął z powierzchni ziemi.

Wygnała go z obawy przed powtórzeniem się tragedii, ale teraz czas przyćmił ten lęk. Teraz tęskniła za nim całym sercem i całym ciałem. Jej tęsknota została ugaszona jedynie na krótko, a odejście Mike'a rozpaliło ją z jeszcze większą mocą. Noc po nocy dręczyła ją bezsenność. Pragnęła jedynego mężczyzny i spełnienia, które tylko on mógł jej dać.

Także za dnia nie opuszczało jej złe samopoczucie. Była wiosna, dla rolnika okres wytężonej pracy, a Kirsty nie potrafiła się poruszać z dawną lekkością i wszystko przychodziło jej z wysiłkiem. Dziś na przykład z chęcią powierzyłaby Calebowi dokonanie przeglądu koni, ale powstrzymało ją przed tym podejrzenie, że bez jej kontroli sprzeda parę sztuk rzeźnikom.