– Dobra – mruknęła, podnosząc się z miejsca. – Jeśli trzeba to zrobić, zabierzmy się porządnie do dzieła.
Miała jeszcze masę whisky. Jack kupił butelkę tuż przed aresztowaniem, a ona nie wypiła nawet kropelki. Podgrzała porcję mleka, wsypała dużo cukru, nie żałowała też trunku. Trzeba było wytrwałości i sprytu, by obudzić go i wlać mu płyn do gardła, ale w końcu się udało. Zapadł ponownie w niespokojny sen, a Kirsty odczekała godzinę, zanim powtórzyła cały zabieg. Był równie chory, co wygłodzony i musiała jakoś pobudzić w nim energię, by zdołał zjeść normalny posiłek.
Noc ciągnęła się w nieskończoność. Czuwała przy nim, pojąc go, jak tylko często mogła. Czasami leżał spokojnie, to znów powracały majaki i wtedy miotał się strasznie, próbując zrzucić okrycie i wykrzykując, że jest niewinny.
– Cicho – Kirsty reagowała od razu na dźwięk owego słowa. – Nie mów tego.
Znów otworzył oczy, ale Kirsty nie wiedziała, czy ją widzi.
– Muszę to mówić… nie rozumiesz? Ktoś musi mi uwierzyć. Ja tego nie zrobiłem. Powiedz ty, powiedz, że wierzysz…
Nagle poczuła się tak, jakby znów była w więziennym szpitalu. Wiedziała już z doświadczenia, jak przynieść ulgę udręczonemu człowiekowi. Powoli wzięła jego dłoń między swoje dłonie i powiedziała:
– Tak, wierzę ci. Wierzę ci, kochanie…
2
Obudził się w nieznanym pokoju, niemal całkiem pogrążonym w ciemności. Światło dawała tylko mała lampka na stoliku. Wygasł już ogień, który go trawił, i teraz miał w głowie uczucie lekkości. Czuł się tak, jak gdyby swobodnie unosił się w przestworzach, rozumiejąc wszystko. Wiedział na przykład, że kobieta siedząca przy nim na podłodze, jest zagubiona w swym wewnętrznym świecie i że to jest nieprzyjazny, samotny świat, gdzie w ciszy i cierpieniu rozmyśla się nad jakąś straszną tajemnicą. Nagle poznał ją.
– Upadły anioł… – szepnął.
Gwałtownie uniosła głowę i zobaczył błyskawicę gniewu w najcudowniejszych oczach, jakie dane mu było widzieć.
– Jakim prawem zakłóca pan mój spokój? – zapytała szorstko.
– Chciałem tylko na parę godzin ukryć się w chlewie. – Jego spojrzenie spoczęło na telefonie i jęknął rozpaczliwie. – Jak sądzę, już pani po nich zadzwoniła i zaraz tu będą.
– Telefon nie działa. Nikt nie przyjdzie. – Podniosła się z kolan i przyjrzała mu się z napięciem. – Gorączka na szczęście opadła. – Dotknęła jego twarzy, potem szlafroka i aż krzyknęła z wrażenia. – Jest pan cały mokry! Przyniosę suche rzeczy.
Zniknęła, a on wreszcie odrzucił na bok koce. Nie odrywał wzroku od telefonu. Mogła przecież kłamać. Postawił nogi na podłodze i usiłował powstać, czuł się jednak tak, jakby jakiś niewidzialny ciężar ciągnął go w tył. Gdy udało mu się wreszcie stanąć, przez chwilę zmagał się z zawrotami głowy, a potem krok po kroku, czepiając się mebli, zaczął stąpać w kierunku telefonu.
– Co pan, u licha, robi!
Obrócił się i zobaczył, że kobieta rzuca na bok ubranie i szybko zmierza w jego stronę. Zatrzymał ją ruchem ręki.
– Niech pani się nie zbliża – wykrztusił z siebie. – Chcę tylko wiedzieć, czy pani nie kłamie.
Pot wystąpił mu na czoło. Telefon zdawał się być oddalony o tysiące kilometrów. Ubiegając jego zamiary, kobieta podniosła słuchawkę i wyciągnęła ją ku niemu, by usłyszał, że telefon milczy. Poczuł taką ulgę, że aż zachwiał się i znów musiała go podeprzeć, a następnie zaprowadzić do sofy.
– Jest pan tu od pięciu godzin. Gdybym zadzwoniła, już by tu byli.
– Od pięciu godzin? – Czuł się, jakby upłynęło zaledwie parę minut.
– Niech pan wyskakuje z tego szlafroka, bo inaczej zapalenie płuc gotowe.
Rozebrała go sprawnymi ruchami i zaczęła wycierać do sucha. Po raz pierwszy zorientował się, że nie ma na sobie ubrania. Krępowało go, że obca osoba widzi jego nagość, ale ta stanowcza, młoda kobieta nie zwracała najwyraźniej na to uwagi. Pomogła mu założyć suchą, flanelową piżamę i usadziła go na krześle, rozkładając w tym czasie świeże koce na sofie. Skończywszy, nakazała, żeby się położył, a on, który przysięgał, że gdy tylko wydostanie się z więzienia, już nigdy nikomu nie zaufa i nikogo nie posłucha, posłusznie wykonał jej polecenie.
Gdy jednak przestało mu się kręcić w głowie, powróciły podejrzenia.
– Wprawdzie nie mogła pani nigdzie zadzwonić, ale teraz jest już dzień i…
– Tak. Mogłabym pana zamknąć i biec po pomoc -przyznała mu rację. – I co? Myśli pan, że to zrobię?
Na próżno próbował wyczytać coś z jej twarzy.
– Nie wiem – powiedział wreszcie z rezygnacją.
– Ja też nie wiem.
Zaskoczyła go oschłość i zwięzłość jej wypowiedzi. Mówiła jak ktoś, kto z trudem znajduje właściwe słowa, kto musi na nowo nauczyć się mówić. W tym momencie przypomniał sobie pewien szczegół.
– Powiedziała pani, że wierzy w mą niewinność.
– Czyżby? – zapytała sucho.
– Musi pani to pamiętać. – Oczy rozszerzyły mu się ze zdziwienia, gdy w pamięci pojawił się kolejny szczegół. -I powiedziała pani do mnie… tak, powiedziała pani „kochanie".
– Zgoda, być może powiedziałam – rzuciła. – Dobrze nie pamiętam.
– Myślę, że pamięta pani, tylko teraz pani tego żałuje.
Nie jest tak? – Im bardziej ją naciskał, tym bardziej wycofywała się w głąb siebie. – Powiedziała to pani tylko po to, by mnie uciszyć, prawda? – podniósł głos.
– Nie, ja… – od razu urwała, jakby niebezpieczne było każde słowo.
– Więc mówiła pani szczerze?
– Nie wiem. – Był to głos kobiety znajdującej się u kresu wytrzymałości. – Nie wiem, w co wierzyć. I nie wiem, co zrobię. Ma pan rację, nie ufając mi.
– Od roku nikomu nie ufam – oznajmił butnie.
– Ja też nie – rzuciła po chwili milczenia i odwróciła od niego spojrzenie.
Domyślił się, że dotknął jakiejś bolesnej struny, i zrobiło mu się przykro.
– Gdzie jestem? – zapytał, by przerwać ciszę.
– Wciąż w Dartmoor. Farma Everdene, niecałe trzydzieści kilometrów na południe od Princetown. Mam na imię Kirsty. Tak może pan do mnie mówić.
– Ja nazywam się Mike, Mike Stallard. Czy coś ci to mówi?
– Tak. To ty uciekłeś z więzienia przed trzema dniami. Wiem o tym od chwili, gdy cię ujrzałam.
– I nie obawiasz się niczego?
– Nie boję się ciebie, jeśli o to chodzi.
– Trudno się dziwić, gdy weźmie się pod uwagę, że masz strzelbę, a ja jestem zupełnie bezbronny – zauważył cierpko.
Spojrzała na niego bez słowa. Jej cudownie piękne oczy były trochę nieobecne, tak jakby żyła częściowo w innym świecie, gdzie nie ma dostępu lęk, ale też i inne, pozytywne uczucia. Podgrzała zupę i przyniosła mu talerz.
– To cię wzmocni – powiedziała – a najlepiej będzie jeszcze się przespać.
– Jak mogę spać, jeśli nie wiem, co mnie czeka?
– Nie wydam cię… przynajmniej na razie. Najpierw porozmawiamy. Obiecuję.
Posłuchał jej i niemal natychmiast zapadł w sen. Gdy obudził się, było jasno. Na odgłos kroków dochodzących z sąsiedniego pokoju zesztywniał ze strachu, ale to była tylko ona. Nie spostrzegła, że się obudził, więc przyglądał się jej przez chwilę spod przymkniętych powiek. Była jego jedyną szansą i powinien to wykorzystać, z niepokojem zauważył jednak, że zamiast myśleć praktycznie, skupia się na uroku jej wysmukłej figury, maskowanej szerokim krojem starych dżinsów. Pomyślał o kobietach, które wydają majątek na stroje, a nie mają nawet ułamka jej instynktownej elegancji. Ale inne kobiety to była zupełnie inna historia.