Gdy odwróciła głowę, po raz pierwszy zobaczył jej twarz w pełnym świetle. Dostrzegł siniak przy ustach i wciągnął powietrze z głośnym sykiem, jakby to nie jej, a jego twarz była okaleczona i obolała.
– Co tam? – zapytała Kirsty.
– Podejdź, proszę. – Gdy podeszła, przyjrzał się z bliska stłuczeniu.
– Kto to zrobił?
– Co zrobił?
Delikatnie dotknął zasinionego miejsca, starając się jej nie urazić. Mimo to cofnęła się gwałtownie.
– To – powiedział. – Tylko mi nie mów, że to drzwi. Ktoś uderzył cię w twarz i to mocno.
– Prawdę mówiąc, ty to zrobiłeś. – Była lekko rozbawiona.
– Co takiego?
– W gorączce cały czas wymachiwałeś rękoma. Próbowałam przytrzymać cię na sofie, ale tak mnie zdzieliłeś, że wylądowałam na podłodze.
– Coś mi się śniło, a może miałem halucynacje… Na przykład, że przyszli mnie zaaresztować, a ja się broniłem. To możliwe. Wtedy musiałem cię uderzyć. Przepraszam.
– Nie szkodzi. – Wzruszyła ramionami. – Nie byłeś świadom tego, co robisz.
– To się zdarzyło naprawdę. Biłem się z nimi z całych sił. Musiałem się bić, bo byłem niewinny. Musiałem odzyskać wolność, by to udowodnić. Ale nikt mnie nie słuchał i to było najgorsze – dodał ponurym tonem. – Nikt nie chciał mnie słuchać.
– Wiem – powiedziała cicho.
– Skąd możesz wiedzieć? – Spojrzał na Kirsty. Zapomniała się na chwilę, ale teraz znów miała się na baczności.
– Nieważne. Powiedz, co tobie się przytrafiło.
– Z mojej firmy zniknęła pokaźna suma pieniędzy – zaczął Mike. – Gdy zauważyłem stratę, przedstawiłem sprawę memu młodszemu partnerowi, Hughowi Severhamowi. Próbował zamydlić mi oczy tym swoim komputerowym żargonem. Mówił coś o szyfrach, dostępach do kont i innych rzeczach. Dowcip polega na tym, że w firmie zatrudniłem go właśnie ze względu na jego talent do komputerów. Wiem tyle, że nacisnął parę klawiszy, w wyniku czego wszystkie dowody zaczęły świadczyć przeciw mnie. – Zrobił przerwę, jakby opowiedzenie dalszego ciągu wymagało nabrania sił. – Późno zdałem sobie sprawę z niebezpieczeństwa, bo byłem zaprzątnięty przygotowaniami do ślubu. – Zaśmiał się szyderczo. – Pamiętam, jak mówiłem Lois, że będziemy musieli odłożyć miodowy miesiąc do czasu, aż wszystko się wyjaśni. Nigdy nie myślałem, że… No ale po kolei, to było tak: czekałem na nią w kościele. Zagrała muzyka… Ona idzie do ołtarza… najpiękniejsza kobieta na świecie. Byłem taki dumny, gdy stała u mego boku… – Pot wystąpił na czoło Mike'a. Kirsty widziała, ile wysiłku i cierpienia kosztuje go odtwarzanie wspomnień, ale nie śmiała mu przerywać. – Ksiądz mówił: „Jeśli ktoś spośród tu obecnych zna jakiekolwiek powody, które uniemożliwiają zawarcie tego związku małżeńskiego, niech je ujawni." A chwilę potem ktoś z głębi kościoła zawołał: „Przerwać ceremonię. Pan młody jest aresztowany."
– O Boże – westchnęła Kirsty.
– Zaaresztowali mnie w kościele wypełnionym ludźmi. Był tam też Hugh, śmiał się, jakby wygrał w totolotka. Biłem się, bo chciałem udowodnić swą niewinność, ale nie miałem szans… Tylu ich było… Zyskałem tylko opinię człowieka niepoczytalnego i niebezpiecznego, co sprawiło, że policja nie zgodziła się wypuścić mnie za kaucją. Podobno mógłbym zastraszyć świadków.
– Myślałam, że wyjścia za kaucją odmawia się tylko oskarżonym o morderstwo – powiedziała cicho Kirsty.
– Racja, właściwie nie odmówiono mi – stwierdził gorzko. – Tylko że wyznaczono sumę, której nie byłem w stanie zebrać. Rzekomi przyjaciele gdzieś zniknęli, nie wiem, może dotarł do nich Hugh. Lois nie szczędziła wysiłków, by zdobyć pieniądze, ale nie miała żadnego majątku prócz biżuterii, którą jej podarowałem. To było za mało. Ostatecznie osądzono mnie i skazano na dziesięć lat. Sędzia nie ukrywał, że tak wysoki wyrok dano mi dlatego, że „odmówiłem współpracy z wymiarem sprawiedliwości i policją". Innymi słowy, że nie powiedziałem, jak można odzyskać te pieniądze. A ja ich nie mam! Oni jednak w to nie wierzą i uważają, że złamię się, chcąc uzyskać warunkowe zwolnienie. Nie złamię się, bo nic nie wiem. Dziesięć lat -jęknął. – Musiałem uciec… Nie rozumiesz tego… kraty, skoble… trzask metalowych drzwi…
– Tak – szepnęła. Przeszył ją dreszcz.
– Klaustrofobia, brak prywatności… Rozpacz na myśl o latach, które masz przed sobą… Beznadzieja…
– Dosyć! – krzyknęła, zrywając się z miejsca. Dostrzegła zaskoczenie w jego oczach i opanowała się szybko. – Wystarczy tych opowieści. Widzę, że ucieczka była jedynym wyjściem, ale co dalej?
– Moją ostatnią deską ratunku jest niejaki Con Dawlish. To maniak komputerów, ma talent do wkradania się w cudze systemy. Gdyby dostał się do głównej sieci w mojej firmie, mógłby prześledzić wszystkie transakcje i pokazać, co i jak zrobił Hugh.
– A skąd wiesz, że to nie on pomógł cię wrobić?
– Con jest najniewinniejszym człowiekiem pod słońcem. Nigdy niczego nie kradnie ani nie psuje, gdy wedrze się do sieci. Jest nieco zuchwały, po włamaniu do sieci zostawia na przykład informację, że trzeba usprawnić system zabezpieczeń. Interesuje go jedynie samo wyzwanie.
– W takim razie dlaczego nie pomógł ci we właściwym czasie?
– Mój prawnik próbował skontaktować się z nim, ale Con był wtedy poważnie chory. Niedawno dowiedziałem się, że znów jest na chodzie. Jego nazwisko jest szeroko znane w więzieniu. Wielu ze skazanych dostało się tam, bo naśladowało jego metody, nie podzielając zarazem jego zasad. Gdybym go teraz odnalazł, na pewno by mi pomógł. Ale czas ucieka. Con ma już swoje lata. Pomóż mi, Kirsty. Nie odsyłaj mnie tam. Pomóż mi się stąd wydostać.
W nagłym podnieceniu schwycił ją mocno za ręce i przygwoździł wzrokiem. Jej serce zabiło szybciej, a w gardle poczuła suchość. Przez chwilę miała chęć oświadczyć temu mężczyźnie, że bez pytania zrobi dla niego wszystko, o cokolwiek poprosi, ale przecież to byłoby czyste szaleństwo.
Nieoczekiwanie rozluźnił uścisk i spojrzał na jej lewą dłoń, na której nadal tkwiła ślubna obrączka, podarowana jej przed laty przez Jacka. Przez skórę czuła, jak opuszcza go nadzieja, ustępując miejsca poczuciu porażki i rezygnacji. Doznanie to sprawiło jej dotkliwy ból.
– Powinienem wpaść na to wcześniej -powiedział głucho Mike. – Kiedy on wróci?
– Mój mąż nie żyje. Nie ma tu nikogo prócz mnie.
– Więc możesz mi pomóc, prawda?
– Mogę. Ale i tak ci się nie uda.
– Dlaczego? Dlaczego tak sądzisz? Bo jesteś porządną, uczciwą obywatelką, która uważa, że nie skazuje się bez powodu niewinnych ludzi? Nie ma dymu bez ognia, czy o to chodzi?
Drgnęła, słysząc znienawidzone powiedzenie, po czym wybuchła ostrym śmiechem.
– Nie – odparła zjadliwie – nie jestem porządną, uczciwą obywatelką. Jestem wiedźmą, czarownicą, upadłą kobietą, niewiele lepszą od morderczyni. Zapytaj ludzi z okolicy, każdy ci to powie. Wiem, jak często mylą się ci porządni, uczciwi obywatele. I dlatego mówię, że ci się nie uda, jeśli przed nimi zechcesz dochodzić swych praw.
– Jest więc coś, co nas łączy – powiedział powoli, uważnie wpatrując się w jej bladą twarz. – Zawód, rozpacz, poczucie przegranej…
– Tak, to nas łączy.
– A jednak proszę – pomóż mi, Kirsty. Ja się nie poddam, a potem pomogę tobie. Ale teraz ty musisz mi pomóc.
W jego ciemnych oczach dojrzała odblask piekła, przez jakie sama przeszła. To, co ma nadejść, jest i tak nieuniknione, pomyślała, ale może przynajmniej na jakiś czas uda się odsunąć wyrok losu.