Выбрать главу

– Konie nie mówią. Nasze komunikaty są krótkie i mało treściwe. Ograniczają się do wymieniania powitań i nastrojów – powiedziała klacz zamieniona w dziewczynę. Chciałabym spróbować jak smakuje piwo, jeśli nie masz nic przeciwko.

– Znajdziesz butelkę w lodowce. Ale nie wypij naraz więcej niż połowę. Wystarczy nam tych kłopotów, które mamy.

Kiwnęła głową potakująco. Zupełnie jak wtedy, gdy była koniem.

– Ja pójdę poszukam tego drania. Gdybym nie wrócił przez dwa dni, to skontaktuj się z Semenem. Może on coś wymyśli.

– Wróć.

– Jeśli nie wrócę, to będzie znaczyło, że nie żyję.

– Mogę cię wyszczotkować? – zapytała Monikę. Kłaczka popatrzyła na Jakuba niepewnie.

– Ja już idę. Będziecie tu same. Musisz zadbać o swój wygląd. Opiekuj się nią – przykazał Marice.

– Zadbam ojej wygląd jak o swój własny – powiedziała.

Uśmiechnął się. Co za palant mógł pomyśleć, że konie nie mają poczucia humoru? Spod kurtki wydobył kaburę z rewolwerem. Zawiesił ją na ścianie.

– To tak na wszelki wypadek – powiedział. – Jest nabity i odbezpieczony. Będziesz umiała?

Kiwnęła głową. Wyszedł z obory i wyprowadziwszy z szopy motor, pojechał do wsi. Wyczuł Iwanowa niemal natychmiast. Iwanów wręcz go wzywał. Zatrzymał się przed gospodą. Wszedł do środka. Czarownik kiwał się przy stoliku, na którym stała bateria opróżnionych butelek. Przy nim stał ajent i jeden glinowinka, praktykant.

– Próbował zapłacić tym – ajent pokazywał złotą dwudziestodolarówkę.

– Zapiszmy w protokole. Moneta okrągła żółtego koloru z napisem twenty dolar… Zaraz to wyjaśnimy – powiedział praktykant.

Iwanów odgiął klapę marynarki i pokazał tkwiącą pod nią odznakę UB.

– Dokumenty obywatelu – glina był nieustępliwy.

– Jakub usiadł przy drzwiach.

– Pomóż mi – poprosił telepatycznie czarownik.

– Figę. Najpierw mi powiedz, jak odczarować dziewczyny.

– To bardzo trudne. Moglibyśmy pogadać gdzieś indziej?

– Co ci szkodzi, aby zniknąć?

– Przy dużym stężeniu alkoholu we krwi moje moce zawodzą. Jeśli Bieluch się o tym dowie, to będą kłopoty.

– Kim on właściwie jest?

– Zawsze był sługą mego pana, tak jak ja. Teraz przejął chyba kontrolę. Najwyraźniej jestem mu niepotrzebny.

– Dlaczego nie wrócisz do siebie?

– To nie takie proste. Mój pan mnie potrzebuje. Czekał już tyle wieków.

Niewidzialny Jakub podszedł do siedzącego i położył mu rękę na głowie. W jedenaście sekund później siedzący zniknął niespodziewanie w połowie jakiegoś usprawiedliwienia. Jednocześnie z depozytu w kieszeni gliniarza wyparowała złota dwudziestka.

Rozdział IX

Herberto był twardym człowiekiem. Zresztą, mięczaków nie szkolono na egzorcystów.

Wisiał w paskudnej piwnicy o pomalowanych olejną farbą ścianach. Nadgarstki związane drutem przerzucone miał przez bloczek. Przez dwa inne przeciągnięto sznury zaczepione o jego kostki. Wisiał więc w powietrzu w wyjątkowo niewygodnej pozycji. Tortura ta zwana była niegdyś kołyską Judasza i stosowała ją święta Inkwizycja. Wiedział o tym, uczęszczał na cykl wykładów z dziedziny archeologii prawa. Miejscowi ubecy stosowali ją bardziej na wyczucie, ale dawała podobnie paskudne efekty.

– Pytam po raz ostatni – facet z mordą małpy był bardzo cierpliwy. Dlaczego cię tu przysłano?

– Obowiązuje mnie tajemnica spowiedzi. Ubek zgasił papierosa na jego pięcie.

– Takich szpiegów jak ty należy likwidować.

– Zostałem aresztowany pod zarzutem niszczenia rzeźby z dziesiątego wieku, choć rzeźba wykonana z takiego surowca nie przetrwałaby na wolnym powietrzu nawet

roku, o tysiącu nie wspominając. Fakt, że uważa mnie pan za szpiega, jest dla mnie nowy i głęboko zasmucający.

– Portugalski duchowny, który przyleciał z przesiadką w Rzymie, a mówi po polsku jak rodowity Polak. To cholernie ciekawe. Nie masz tu rodziny ani znajomych, więc po co przyjechałeś?

– Mój ą rodziną jest cała ludzkość.

– To masz pecha, bo twój własny kuzyn chce się dowiedzieć, co inny kuzyn kazał ci zrobić.

– Nie odpowiem na żadne pytania. Przysięgałem milczeć. Pitekantrop zapalił zapalniczką świeczkę i postawił ją pod stopą więźnia na podłodze.

– Mamy mnóstwo czasu. Poczekamy sobie aż staniesz się bardziej rozmowny.

Niebawem Herberto zaczął wyć. Wył jak zwierzę. Trwało to całymi godzinami. Tracił przytomność. Gdy ją odzyskiwał po oblaniu kubłem wody, zaczynał ponownie krzyczeć. Pierwszy poddał się małpolud. Spuścił go na ziemię i zawlókł do celi.

– Jutro pogadamy znowu – obiecał.

Zakonnik nie odpowiedział. Popadł w całkowite odrętwienie.

* * *

Gdy czarownik odzyskał przytomność, leżał związany jak baleron w kałuży wody w jakiejś na wpół zatopionej piwnicy. Jakub siedział opodal i rozżarzał pogrzebacz nad palnikiem gazowym.

– No to, co, pogadamy? – zapytał.

– Nie mamy o czym.

– Na przykład o dziewczynie zamienionej w konia. – A czy jej jest źle?

– Wiesz, o co mi chodzi. Nie o to, czy jest jej źle, czy może raczej głupio się czuje. Ja pytam, jak to odkręcić.

– Nie wiem, jak to odkręcić. Nie uczyłem się tego. Całe umiejętności przelano mi bezpośrednio do mózgu.

– Tym gorzej dla ciebie. Myślę, że na początek wypalę ci przyrodzenie.

– Jeśli to zrobisz, to dziewczyna nigdy nie odzyska swojego ciała.

– Chyba się wygadałeś.

– No dobra. Można to odkręcić. Muszę tylko sobie przypomnieć jak.

– Masz pięć minut.

Czarownik natężył swoją wolę. Alkohol we krwi i w żołądku bardzo mu przeszkadzał. Spróbował wydalić go przez skórę. Poszło. Nim upłynęło pięć minut był trzeźwiuteńki jak niemowlak.

– Czas minął – powiedział Jakub. – Gadaj. Czarownik rozpłynął się powoli w powietrzu. Pozostała po nim tylko kałuża czystego spirytusu.

Mury ratuszowej piwnicy miały ponad sto pięćdziesiąt lat, ale nigdy w czasie swojego istnienia nie usłyszały takiej porcji wymyślnych przekleństw. Klątwy Jakuba wsiąkały w ściany. I pozostały tam na wieki. Każdy budynek ma swoją aurę. I w zależności od tego, czy przebywają tam źli, czy dobrzy ludzie, aura jest jasna lub ciemna. Hotele z reguły maja aurę bardzo ciemną i ona później oddziaływuje na ich mieszkańców. Lepiej żyje się w hotelach nowych. Choć są i stare o dobrym rezonansie. A z domami bywa różnie. Jeśli mieszkali w nich dobrzy ludzie, atmosfera takiego domu koi jak dobre stuletnie wino. Jeśli ich mieszkańcy byli źli, atmosfera jest zabójcza dla dobrych ludzi. Stają się źli, a ci źli jeszcze gorsi. W ratuszu bywali różni ludzie. Łotry, kanalie i karierowicze. Dobrych było niewielu. Jeśli chodzi o przenikanie przez ściany, to zły czarownik ma niewielkie szansę przeniknięcia przez ściany domu dobrych ludzi.

Przez ściany ratusza Iwanów przeniknął bez trudu. Podróżowanie pod ziemią było nawet dla niego niemożliwe, natrafił jednak na jakiś zapomniany loszek. Tam pozbył się więzów i poczekał aż Jakub, ciągle miotając wściekłe klątwy, głównie pod swoim adresem, odejdzie. Dopiero później przybrał niewidzialność. Ukrył się w bagażniku autobusu i odjechał. Do Uchań. Alkohol osłabił go. Musiał odpocząć przed ostateczną rozprawą z Wędrowyczem.

* * *

To była ciężka noc. Jakub pił i robił sobie wyrzuty. Miał wroga w ręku, a ten go przechytrzył. Monika leżała w łóżku nakryta pikowaną kołdrą i płakała nad swoim losem. Marika, która wypróbowywała przez cały wieczór ludzką garderobę i kosmetyki, siedziała teraz w samej bie- liźnie i starała się j ą pocieszyć. Rżały coś do siebie. A potem poszły spać w jednym łóżku. W łóżku Jakuba, ale on nie miał im tego za złe. Sam przespał się na ławie w kuchni. Nad ranem obudził się i zaczął się intensywnie zastanawiać. W Chełmie przebywał egzorcysta. Egzorcysta wysłany, by rozprawić się z Iwanowem. Może on potrafiłby pomóc? Rano, gdy tylko dziewczęta wstały i zjedli śniadanie, Jakub wyszczotkował kurtkę.