Выбрать главу

– Zwracam honor.

Przyładował im z całej pary łopatą i chyba udało mu się ich ogłuszyć. Wywlókł sieć na środek podwórza i polał sporą ilością benzyny z kanistra.

– Ma pan ogień? – zapytał zakonnika.

– Chyba nie chcesz ich spalić? – zdenerwował się.

– Dlaczego nie?

Herberto zamyślił się. Faktycznie nie było żadnego powodu, dla którego nie mieliby się z nimi rozprawić. W minutę później oba wampiry płonęły jak pochodnie. Wkrótce pozostała z nich kupka popiołu. Egzorcysta amator wykopał niewielką dziurkę w ziemi i zgarnął do niej resztki przepalonych kości.

– Gotowe – powiedział. Poszli spać.

Rozdział X

Tymczasem Marika w samej halce przemykała się cicho przez Stary Majdan. Mimo ciała dziewczyny, wiódł ją koński instynkt. Miała też swoją pamięć. I korzystając z względnej swobody poruszania się, mogła coś sprawdzić. Nikt jej nie widział. Wieś spała. Wślizgnęła się do stajni naprzeciw remizy. Przywarła do ściany. Księżyc dawał słabe światło. Wypatrzyła jednak w poświacie padającej z okienka wielkiego, karego ogiera. Przyglądała mu się długo. Oceniała, czy nadaje się, aby dzielić z nim przyjemność dawania życia. Czy będzie odpowiednim kandydatem na ojca małego, brązowego źrebaczka? Wreszcie doszła do wniosku, że chyba się nadaje. Wymknęła się ze stajni i puściła się biegiem przez pola za wsią. A potem nagle poczuła, że nie jest sama. Coś biegło za nią. Wielki szary wilk. Końskie przerażenie ogarnęło jej ciało, ale koński instynkt podpowiedział jej, co ma zrobić. Padła na kolana, a gdy zbliżył się na odpowiednią odległość, wyrzuciła z całej siły obie nogi do tyłu. Jak koń, który się broni. Trafiła go obiema stopami w głowę. Rozległ się paskudny chrzęst, gdy pękał mu kręgosłup. W ostatniej sekundzie agonii zdołał ją złapać zębami za łydkę. Nawet tego nie poczuła. Poderwała się i puściła się dalej biegiem. Dobiegła do źródła. Zrzuciła halkę i zanurzyła się w wodzie. Był początek marca, woda była lodowata, ale Marika nie odczuwała chłodu. Popływawszy chwilę, założyła na mokre ciało bieliznę i pobiegła dalej. Nawet się od tego nie zaziębiła. Miała końskie zdrowie, mimo ludzkiej powłoki.

* * *

Świtało. Jakub wraz z Herberto Saletą stali na podwórzu. Każdy z nich koncentrował się z całej siły. Jeden na klaczy, drugi na dziewczynie. Pot spływał z nich ciurkiem. Herberto wyrzucał z siebie łacińskie formułki egzorcyzmujące. Jakub wyrzucał formułki po starocerkiewnosłowiańsku. Przyroda milczała. Dusze klaczy i dziewczyny prawie były już oddzielone. Niestety, w decydującej chwili spokój niezbędny do właściwej koncentracji zburzyła syrena radiowozu. Nastrój prysł. Powietrze przestało drgać. Nie udało się. Herberto zapadł w bunkrze. Radiowóz wjechał na podwórze.

– Zabiję kiedyś tego palanta – powiedział Jakub do Moniki i Mariki.

Birski nadszedł dziarskim krokiem.

– Jakub, mam z tobą do porozmawiania.

– Coś się stało?

– Tak jakby. Bedryszko nie żyje.

– To źle pan trafił. Ja do niego nic nie miałem. Ani on do mnie.

– Nie o to mi chodzi. Wcale cię nie podejrzewam. Wyobraź sobie, ktoś złamał mu kark. Kopnięciem, jak wynika z oględzin, ale musi to potwierdzić jeszcze kryminalistyka.

– Kopnięciem?

– Aha. Miał może, jakich wrogów?

– Wszyscy we wsi byli jego wrogami. Poza mną i moimi sąsiadami. Nie lubili go. Był bardzo tajemniczy. Często włóczył się nocą po polach. Odludek i dziwak, ale żeby ktoś go miał zabić? Nawet nie było motywu. Był biedny jak mysz kościelna.

– Jakub. – Tak?

– Ty go nie zabiłeś?

– Nie.

– Tak myślałem. Jesteś kłusownikiem i alkoholikiem, ale nie mordercą… Za to jesteś miejscowym znawcą magicznych sztuczek i zabobonów.

– Staram się. To wreszcie pan uwierzył, że nie jestem hieną cmentarną?

– Moja wiara nic tu nie znaczy. Dla sądu liczą się fakty.

– Miałem złych adwokatów.

– Wyjaśnij mi, co to znaczy, jeśli mamy psi trop, a na końcu leży martwy człowiek.

– A trop się w tym miejscu urywa?

– Właśnie. Za to są jeszcze ślady ludzkich stop. Drobnych i bosych.

– Osoba o drobnych stopach przyniosła ciało na to miejsce i rzuciła na ziemię, a za to podniosła psa. – A jeśli zapytam, po co?

– Zapewne dla zmylenia milicji, która będzie tą zagadkę rozwiązywała.

– Gdyby niosła nieboszczyka na plecach, to nie mogłaby biec. A ślady wskazują na to, że biegła i to biegła szybko.

– Też jest na to wyjaśnienie. Bedryszko miał na nogach specjalną nakładkę imitującą ślady psa. Widziałem takie w muzeum w Anglii, jeszcze przed wojną. Tamte udawały ślady krów. Zakładali je rozbójnicy na nogi koni.

– Hym. A jak pan wyjaśni fakt, że nieboszczyk był nagi? Butów też nie miał.

– Obawiam się, że nie potrafię wyjaśnić tej zagadki. Ktoś nieźle obznajomiony z ludowymi zabobonami mógł udać, że nieboszczyk był wilkołakiem i dokonał całej inscenizacji. Okręcił sobie nogi szmatami, żeby nie zostawiać śladów.

– Czy pan ma jakichś wrogów?

– Całą wieś. Wyzywają mnie od ukraińskich świń, malują gwiazdy Dawida na ścianach, rzucają kamieniami.

– A na dniach ściągnęli tu tłumnie.

– Ciemniaki. Kilka krów straciło mleko. Myśleli, że to ja rzuciłem urok. Taka ciemnota.

– Dobrze, nie mam więcej pytań. Pożegnam pana. – Żegnam i ja.

Odjechał. Jakub zamyślił się. Iwanów zmaterializował się powoli. Było ich trzech. Każdy inaczej ubrany.

– Trochę nie wyszło. Co? – zagadnął.

– Co miało nie wyjść?

– Odczarowanie dziewcząt.

– Słuchaj, mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. – Tak?

– Odczaruj je, a ja pozwolę ci pójść sobie wolno i nie będę przeszkadzał, jak się weźmiesz za wykańczanie Herberta.

– Ciekawe. Ale nie jestem zainteresowany. Nie dacie już rady mnie pokonać. Nie wiecie nawet, który ja jestem tym prawdziwym. A wkrótce będzie mnie jeszcze więcej. Nadamy moim wizerunkom pozory życia. Będzie ubaw. Możecie się przyglądać. Nie zabraniam wam.

– Słuchaj, to, że Bedryszko stał się wilkołakiem, to twoja zasługa?

– Trochę. Ludzie mają różne zdolności i różne pragnienia. Ja pomagam je wydobyć. Uczynić z nich sens ich życia. W zamian za to płacą służbą mojemu panu. Możesz mieć, co tylko zechcesz. Przemyśl to.

– Na przykład?

– Marika rozmyśla o ogierze. Ma na tym punkcie obsesję. Zbyt długo nie pozwalałeś jej mieć źrebaka, a Monika myśli o pewnym artyście. Mogę sprawić, że będzie myślała tylko o tobie. Jestem mistrzem złudzeń. Mogę ci ofiarować jej miłość. Nie do odróżnienia od prawdziwej.

Pstryknął palcami i naga dziewczyna już tuliła się do gospodarza. – No i jak? Dziewczyna zniknęła.

– Była materialna?

– Złudzenie absolutne nie różni się niczym od rzeczywistości. A mam w zanadrzu jeszcze wiele ciekawych sztuczek. Pomyśl o tym.

– Jak się z tobą skontaktować, jeśli podejmę jakieś decyzje?

– Napisz cegłą na ścianie obory. Przyjdę. Rozwiał się w powietrzu. Herberto wyszedł z szopy.

– Wszystko słyszałem.

– To niedobrze. Pójdziemy w pole?

– Po co?

– Chcę poszukać pewnego zioła.

– O tej porze roku?

– Może znajdę zeszłoroczne na miedzy.

– No to chodźmy. I tak nie mamy nic do roboty. To znaczy powinniśmy ścigać tego łobuza i zabić go.

– Najpierw dziewczyny. Jeśli nie uda się ich odczarować, to nie możemy go zabijać. To dla nich jedyna droga do odzyskania właściwych ciał.