– Sekundkę – powiedział Jakub do dziadka – muszę tu wyjaśnić jedno zabawne nieporozumienie.
Prawy sierpowy, wzmocniony viagrą, zadany lekko z dołu, zbił kapo z nóg. Padając, uderzył się głową o krawędź gara.
– Co do cholery? – zaczął i zaraz umilkł, bo Wędrowycz zdekapitował go szpadlem.
Zwłoki wepchnął do paleniska, w ślad za nimi kopnął głowę i dla pewności dorzucił jeszcze dwie szufle węgla.
– No i czego się dziadek wydzierasz? – egzorcysta zwrócił się do swojego przodka.
– Kubuś, wyciągnij mnie stąd – poprosił stary lizusowskim głosem.
– Tak, teraz to Kubuś, a kto zwinął złoto? – odwarknął.
– Jakie złoto? – nieszczerze zdziwił się stary.
– Jak to jakie? – wściekł się Wędrowycz. Ty złamasie, całe oszczędności tatki i stryjka zwinąłeś i zwiałeś.
– Daruj wnusiu, chciałem na konto w Szwajcarii wpłacić. Zresztą, co ty byś z nimi zrobił? A mi by się przydały.
– Wszystko przechlałeś, co?
– Co za idiotyczne podejrzenia. Zresztą, było, minęło, tu i tak forsa nie będzie ci potrzebna – stary uśmiechnął się złośliwie. Za co wsadzili?
– A cholera ich wie – mruknął Jakub. Słuchaj, muszę już lecieć.
– Chyba mnie tak nie zostawisz? – na twarzy dziadka odmalowało się szczere zdumienie.
– Należy ci się, stary pierdzielu.
Jakub odwrócił się na pięcie i uszył naprzód.
– Stój! Powiem, gdzie je schowałem – darł się dziadek.
– Za późno – odkrzyknął Jakub. Sam zarobiłem. Niespodziewanie wpadł na kogoś.
– I jak spotkanko rodzinne? – zapytał Asmodeusz.
– Miło było – mruknął Jakub.
Ciął bagnetem od spodu, usiłując trafić w tętnicę udową, ale diabeł zręcznie uskoczył i wytrącił mu nóż.
– Niegrzeczny chłopiec – powiedział z naganą.
– W tej części piekła trzymacie tylko Polaków? – zainteresował się egzorcysta.
– Tylko.
– To dziadka powinniście przenieść do sektora ukraińskiego – mruknął.
– Jak wypełniał ankietę personalną, twierdził że narodowość polska – mruknął strażnik. Test językowy i kontrolę stężenia alkoholu we krwi przeszedł bez trudu.
Zorientował się, że mówi do powietrza. Więzień znowu zniknął.
– Kurwa! – zaklął.
W tym momencie szpadel przedzwonił mu w czachę. Asmodeusz padł jak długi w węgiel.
– Brawo, bis – zawyli potępieńcy z najbliższego kotła. Kasuj imperialistę.
– A wy co za jedni? – zdziwił się egzorcysta.
– Polscy komuniści – odezwał się facet z resztkami przypalonej brody – Feliks Dzierżyński, do usług.
– Krwawy Feliks – zidentyfikował – rewolucjonista, komunista, twórca ruskich służb specjalnych…
– …hobby tortury i marnowanie ludziom życia – dokończył Dzierżyński ochoczo. Choć oczywiście to pożałowania godna sytuacja, że jestem torturowany, zamiast torturować.
– Zamknij jadaczkę, myślę.
Od płomienia pod kotłem odpalił skręta z machorki. Przez chwilę cmokał gryzący dym.
– Dobra Feliks – powiedział i wstał. – Przydacie mi się. Wytępicie mi szybciutko jednego kapitalistę.
– Ku chwale klasy robotniczej!
Złapał Smolucha za klapy i wrzucił do kotła.
– Zajmijcie się nim, jak to wy komuniści potraficie.
– Możesz nam zaufać. Zaopiekujemy się pachołkiem.
Sadząc z odgłosów, diabeł został wdeptany w dno kotła. Jakub ruszył dalej. Gdzieś w oddali wyła syrena, ale dzięki kamuflażowi nikt nie zwracał na niego uwagi. Lazł i lazł, i ciągle nie mógł znaleźć wyjścia.
– Do dupy z taką robotą – mruknął, a potem usiadł przy jednym z kotłów.
Odczepił od spodni ogon strażnika i ściągnąwszy skórę z włosami, upiekł go sobie na węglach. Pociągnął łyk bimberku, zakąsił, choć mięso zajeżdżało smołą, chlapnął na drugą nogę.
I w tym momencie go dopadli. Czterech komandosów rozciągnęło go na bazaltowej podłodze. Szarpnął się, ale ważyli po co najmniej sto kilogramów i bynajmniej nie było to sadło.
– Mefistofeles, Urząd Ochrony Piekła – poinformował go szpakowaty typek w garniturze. Przykro nam, musimy zrewidować.
Założył gumowe rękawice i przeszukał kieszenie powalonego. Różaniec od razu rzucił do ognia. W ślad za nim poleciały także pieniądze, zużyte chusteczki do nosa, zapomniana prezerwatywa sprzed trzydziestu lat i klucze od motoru.
– Kurr… – warknął Jakub, ale ci czterej tylko mocniej dodusili go do ziemi.
Mefistofeles wyciągnął mu z kieszeni granat. Do cytrynki przylepiony był ruski metalowy znaczek z głową Lenina. Sklejenie tych dwóch przedmiotów było całkowicie przypadkowe, po prostu kiedyś Jakubowi pękła w kieszeni tubka z butaprenem. Diabeł oglądał dłuższą chwilę granat.
– A to co? – zapytał wreszcie zaskoczony.
– Pamiątka z mauzoleum Lenina – warknął Wędrowycz. – A przepraszam. Przedmioty kultu satanistycznego może pan zatrzymać – wsadził granat na miejsce. Kajdanki.
– Czyli jednak Lenin był antychrystem – pomyślał Wędrowycz.
Ruszyli spiesznym krokiem. Czterej komandosi wycelowali w niego karabiny, zupełnie jakby się bali, że im ucieknie. Niebawem dotarli aż pod ścianę. Mijali co jakiś czas drzwi oznaczone numerami.
– Co to za pomieszczenia? – zagadnął więzień. Gdzieś tu musiała być przecież winda na górę.
– Takie tam gabinety odnowy moralnej – wyjaśnił Mefistofeles.
– A tu? – wskazał drzwi zaopatrzone tabliczką „pokój 101”.
– Jak się będziesz stawiał, to tu trafisz – wyjaśnił diabeł – tu czeka cię to, co dla ciebie najgorsze.
– Ciekawe – egzorcysta położył skute dłonie na klamce i uchylił drzwi.
Ze środka zionęła błękitna poświata. Dopiero po sekundzie zorientował się, że bije od regałów, zastawionych od podłogi do sufitu, opakowaniami esperalu.
– Robi wrażenie – puścił klamkę i blask zgasł. Ruszyli naprzód, kierując się w kąt hali.
– Jeniec doprowadzony – zameldował Mefisto.
– Rozkuć – powiedział ponury, przepity głos.
Stali przed solidnym dębowym stołem. Zza niego podniósł się zwalisty szlachcic w nieco osmolonym kontuszu. Na głowie miał przepisowe rogi, a na palcu sygnet z herbem.
– Obyło się bez problemów? – zapytał.
– Kusego właśnie operują, poświęcony bagnet w sercu. Asmodeusza znaleziono w kotle u komunistów,,nic mu nie będzie. W klinice właśnie przeszczepiają mu nową skórę i oczy. Dzierżyński, ścierwo, go tak załatwił. Nie wiemy, jakim cudem bez narzędzi.
– Komuniści potrafią gołymi rękami – wyjaśnił kierownik. Dzierżyński niby szlachcic, ale wsadźcie go na miesiąc do wrzącego oleju. Coś jeszcze?
– Nie możemy się doliczyć strażnika na bramie, znaleźliśmy tylko jego ogon i narządy wewnętrzne w koszu na śmieci. Zniknął też jeden kapo. Ale jeszcze poszukamy.
– Dobrze, odmaszerować – diabeł skinął głową. Boruta jestem – uścisnął dłoń Jakuba.
– Jakub Wędrowycz, egzorcysta – przedstawił się więzień. – Wiem, siadaj – wskazał mu wyściełane pałacowe krzesło.
Pstryknął palcami. Na stole wyrósł gąsior węgrzyna i dwa kielichy. Jak spod ziemi pojawił się młody diablik, napełnił naczynia i zniknął.
– Wypijmy za spotkanie – Boruta stuknął kielichem o brzeg naczynia Jakuba.
Wypili.
– Dlaczego tu trafiłem? – zaciekawił się Jakub.
– No cóż – gospodarz wydobył spod spodu opasłą teczkę ubeckiego typu. Nazbierało ci się grzeszków – wyciągnął kilka kart z wołowej skóry. Masz oczywiście prawo zapoznać się z uzasadnieniem wyroku i materiałem dowodowym. Ale możesz mi wierzyć, my nie mylimy się nigdy.