– Wtedy sprowadził się tu już na stałe i zbudował tę pracownię. To był najlepszy okres jego twórczości. Powstało wtedy wiele pięknych obrazów, zwłaszcza pejzaży morskich, z których prawie czuć było chłód wiatru i smak soli na wargach.
– Czy w tym domu jest dużo jego obrazów?
– Nie tak znów dużo. Nad kominkiem w stołowym pokoju wisi jego „Łódź rybacka”, a w korytarzu na górze jeden lub dwa czarnobiałe rysunki. Ze trzy lub cztery są w jego gabinecie, a dwa w sypialni pani Rogerowej.
– A ten w saloniku?
– Racja, oczywiście jeszcze „Dama z różą”.
– Kim ona była?
Nie odpowiedział, może dlatego, że był tak zajęty srebrem. Tarł widelec, jakby chciał zetrzeć jego wzór do czysta.
– Kto to był? – powtórzyłam. – Ta dziewczyna z portretu?
– Ach, ona! – odpowiedział w końcu Pettifer. – To była Zofia.
Znów ta Zofia. Odkąd matka przelotnie o niej wspomniała, chciałam dowiedzieć się czegoś więcej. Teraz znów Pettifer przywołał z pamięci jej imię, jakby to było coś najbardziej naturalnego pod słońcem.
– To była dziewczyna, która służyła panu komandorowi jako modelka. Wydaje się, że pracowała dla niego, jeszcze kiedy studiował w Londynie. Czasem przyjeżdżała tu w lecie, wynajmowała sobie mieszkanie w Porthkerris i pozowała każdemu malarzowi, który mógł jej za to płacić.
Czy była bardzo piękna? Raczej nie w moim typie. W każdym razie była pełna życia, a jaka rozmowna! Była Irlandką, pochodziła 7, hrabstwa Cork.
– A co sądziła o niej moja babcia?
– One się nigdy nie spotykały. Babcię panienki łączyło z nią nie więcej niż z rzeźnikiem lub fryzjerką.
– Więc Zofia nigdy tu nie przychodziła?
– Dlaczego, nieraz tu bywała. Siedziała z panem komandorem w pracowni. Kiedy był zmęczony albo nie miał do niej więcej cierpliwości, ona wychodziła do ogrodu lub wołała przez tylne drzwi: „Czy można by dostać filiżankę herbaty?” Z myślą o niej moja stara zawsze trzymała czajnik na ogniu.
– Wróżyła także z filiżanek od herbaty?
– Kto panience o tym powiedział?
– Moja matka.
– Rzeczywiście, i przepowiadała nam cudowne rzeczy, które miały się zdarzyć. Jasne, że nic takiego się nie zdarzyło, ale już samo słuchanie tego było świetną zabawą. Żona bardzo przyjaźniła się z twoją mamusią, a Zofia często zabierała ją z sobą na plażę. Wtedy moja pakowała im wałówkę, żeby mogły zrobić sobie piknik. A w sztormową pogodę urządzały długie spacery aż na wrzosowiska.
– A co w tym czasie robiła moja babcia?
– Przez całe popołudnia grywała w brydża lub mahdżonga w ciasnym kręgu swoich przyjaciół. To była całkiem miła pani, ale nie interesowała się swoimi dziećmi. Może gdyby więcej czasu poświęcała Lizie w dzieciństwie, prędzej mogłyby się porozumieć, gdy dorosła.
I może wtedy twoja mamusia nie musiałaby tak uciekać z domu, raniąc serce nam wszystkim.
– Co się później stało z Zofią?
– Myślę, że wróciła do Londynu, wyszła za mąż i miała dziecko. W 1942 została zabita podczas niemieckiego nalotu. Dziecko było wtedy na wsi, a mąż za granicą, natomiast Zofia została w Londynie dlatego, że pracowała w szpitalu. Dopiero długo po jej śmierci dowiedzieliśmy się o tym. My z żoną poczuliśmy się wtedy tak, jakby światło uszło z naszego życia.
– A jak zareagował mój dziadek?
– No cóż, pewnie, że było mu przykro. Ale już od dawna jej nie widział, zresztą dla niego była tylko dziewczyną, którą kiedyś zatrudniał.
– Czy istnieją jeszcze inne jej portrety?
– Obrazy z nią wiszą w różnych galeriach sztuki rozsianych po całym kraju. Także w Porthkerris jest jeden, jeśli panienka chce go zobaczyć. A dwa są na górze w sypialni pani Rogerowej.
– Czy moglibyśmy teraz pójść je zobaczyć? – W moim głosie zabrzmiało tak gorące pragnienie, że Pettifer był wręcz zaskoczony, jakbym zaproponowała coś nieprzyzwoitego. – Myślę, że pani Bayliss nie miałaby nic przeciwko temu.
– Nie, nie wydaje mi się. Zresztą, dlaczego nie? Chodźmy.
Z wysiłkiem wstał i poszliśmy razem na górę przez korytarz na pierwszym piętrze do sypialni leżącej nad salonikiem. Sypialnia była duża i urządzona w bardzo kobiecym stylu, ze staroświeckimi, wiktoriańskimi meblami i bladoróżowo-kremowym dywanem. Mollie utrzymywała ją aż w przesadnym porządku. Między oknami wisiały obok siebie dwa małe olejne obrazki. Jeden przedstawiał kasztanowiec i leżącą w jego cieniu dziewczynę, a drugi tę samą dziewczynę rozwieszającą bieliznę w wietrzny dzień. Rozczarowałam się, bo postać dziewczyny była ledwie widoczna.
– Nadal nie wiem, jak ona wyglądała – poskarżyłam się.
Pettifer już chciał odpowiedzieć, gdy w głębi domu dał się słyszeć dźwięk dzwonka. Pettifer nadstawił uszu jak czujny pies.
– To pan komandor dzwoni, usłyszał nasze głosy przez ścianę. Przepraszam panienkę na chwilę.
Wyszłam za nim z pokoju Mollie i zamknęłam drzwi za sobą. Pettifer przeszedł kawałek korytarza i otworzył znajdujące się tam drzwi. Usłyszałam głos Grenville’a.
– Co wy tam szepczecie po cichu?
– Pokazywałem Rebece te dwa obrazki w pokoju pani Rogerowej.
– To Rebeka też tam jest? Poproś ją tutaj.
Weszłam za Pettiferem. Grenville nie leżał już w łóżku, tylko siedział w głębokim fotelu, opierając nogi na stołeczku. Był ubrany, tylko nogi miał przykryte kocem, a na kominku migotał ogień. Wszędzie panował wzorowy porządek i czuć było zapach wody fryzjerskiej, której starszy pan używał do pielęgnacji włosów.
– Myślałam, że leżysz w łóżku – powiedziałam.
– Pettifer pomógł mi wstać zaraz po lunchu, bo znudziło mnie leżenie. O czym żeście tam rozmawiali?
– Pettifer pokazał mi kilka twoich obrazów.
– Pewnie uważasz je za bardzo staromodne. A wiesz, że teraz młodzi malarze wracają znów do realizmu? Wiedziałem, że to wróci. Musisz wziąć sobie któryś z tych obrazów. W pracowni jest ich masa, nikt ich nigdy nie uporządkował. Odkąd dziesięć lat temu zamknąłem tamten budynek, nigdy potem już tam nie zaglądałem. Pettifer, gdzie jest klucz od pracowni?
– W bezpiecznym miejscu, panie komandorze.
– Możesz wziąć klucz od Pettifera, pójść tam i pogmerać, czy coś ci się nie nada. Masz to gdzie powiesić?
– Mam mieszkanie w Londynie. Przydałby się tam jakiś obraz.
– Siedząc tutaj, myślałem jeszcze o czymś. W tej szafce na dole są jakieś wyroby z nefrytu, które masę lat temu przywiozłem z Chin i dałem Lizie. Teraz należą do ciebie. Jest jeszcze lustro, które zostawiła jej babcia – gdzie ono jest, Pettifer?
– W pokoju śniadaniowym, panie komandorze.
– Trzeba więc będzie przynieść je na dół i wyczyścić. Chcesz je mieć, prawda?
– Tak, chciałabym. – Poczułam dużą ulgę. Już się zastanawiałam, w jaki sposób poruszyć temat pamiątek po matce, a tu bez żadnej zachęty Grenville zrobił to za mnie. Po krótkim wahaniu postanowiłam więc kuć żelazo, póki gorące i przypomniałam o jeszcze jednej rzeczy. – I jeszcze było tu takie biurko z podnoszonym blatem…
– Co? – Grenville obrzucił mnie gniewnym spojrzeniem. – Skąd o tym wiesz?
– Mama powiedziała mi o tych rzeczach z nefrytu, o lustrze, a także o tym biurku. – Patrzył na mnie takim wzrokiem, że pożałowałam, iż w ogóle coś powiedziałam.
– To znaczy, jeśli to nie sprawi kłopotu, jeśli nikt go nie potrzebuje…
– Pettifer, pamiętasz to biurko?
– Tak jest, panie komandorze. Było w tej drugiej sypialni na poddaszu, ale nie pamiętam, czy ostatnio je tam widziałem.
– Więc bądź tak dobry i któregoś dnia go poszukaj. A teraz dołóż jeszcze do ognia… – Pettifer posłuchał. Grenville, patrząc na niego, nagle coś sobie przypomniał.