Выбрать главу

– Dobry wieczór wszystkim. Chyba się trochę spóźniłam. Miałam przecież zrobić coś pysznego z tego wybornego halibuta, którego Rebeka kupiła dziś rano. Eliot, kochanie. – Pocałowała go, najwidoczniej widząc go po raz pierwszy w dniu dzisiejszym. – I Grenville! – pochyliła się, aby i jego ucałować. – No, wyglądasz już na bardziej wypoczętego! – Zanim zdążył zaoponować, ponad jego głową uśmiechnęła się do mnie. – Jak minęło popołudnie?

– Dziękuję, bardzo dobrze. A jak ci szła karta?

– Nie najgorzej, wygrałam dwadzieścia pensów. Eliot, kochanie, tak bym się czegoś napiła. Andrea już idzie, ale jeszcze w tej chwili nie będzie… – Musiała jednak przerwać ten potok pustosłowia, gdyż Grenville przeszedł do ofensywy.

– Coś zgubiliśmy – oznajmił.

– Co takiego zgubiłeś? Znowu spinki do mankietów?

– Zginęło biurko w stylu davenport. Sytuacja stawała się komiczna.

– Jak to, zgubiłeś całe biurko?

Grenville postanowił skończyć tę grę. Gdy usłyszała, że to ja jestem przyczyną tego konfliktu, spojrzała na mnie z pewnym wyrzutem. Pewnie sądziła, że niewłaściwie rewanżuję się za jej uprzejmość i gościnność. Byłam skłonna przyznać jej rację.

– Ależ gdzieś ono musi być! – Mollie wzięła od Eliota szklankę, przyciągnęła do siebie taboret i usiadła, gotowa do przedyskutowania całej sprawy. – Pewnie dla bezpieczeństwa gdzieś się je schowało.

– Pettifer już go szukał.

– Może go po prostu nie zauważył. Z pewnością powinien już zmienić okulary. Może kiedyś gdzieś to biurko wsadził i zapomniał o nim.

– Pettifer o niczym nie zapomina! – Grenville walnął zaciśniętą pięścią o poręcz fotela.

– Tak naprawdę – wycedził chłodno Eliot – to Pettifer nieraz zapomina o wielu rzeczach.

Grenville wpił w niego wzrok.

– Co przez to rozumiesz?

– To żadna wycieczka osobista. Po prostu on się już starzeje.

– Czy to znaczy, że oskarżasz Pettifera?

– Nikogo nie oskarżam.

– Dopiero co powiedziałeś, że on jest tak stary, że nie wie, co robi. Jeżeli on jest aż tak stary, to co, do cholery, myślisz o mnie?

– Nigdy nie sugerowałem…

– Ale go oskarżasz! Eliot stracił cierpliwość.

– Gdybym chciał kogokolwiek oskarżać. – podniósł głos prawie do tak wysokiej tonacji jak głos Grenville’a – to zadałbym kilka pytań na temat twojego Jossa Gardnera!

Po tym „ostrym wejściu” zrobił pauzę, a po chwili, bardziej opanowanym głosem, kontynuował:

– Nikt tu nikogo nie oskarża o kradzież. Ale Joss jest tu przez cały czas, wciąż wchodzi i wychodzi z domu, przechodzi z pokoju do pokoju. Lepiej niż my wie, co gdzie stoi. A ponieważ jest fachowcem od tych rzeczy, wie też, ile co jest warte.

– Ale na co byłoby mu nasze biurko? – zapytała z rozpaczą Mollie.

– Nie zapominaj, że jest to wartościowe biurko. Grenville sam zaznaczył, że jest rzadkie i cenne. Może potrzebował pieniędzy. Widać po nim, że przydałoby mu się trochę gotówki. A że zna się na tym i jeździ ciągle do Londynu, wiedziałby, gdzie to sprzedać.

Urwał nagle, uświadomiwszy sobie, że powiedział za dużo. Skończył swoją whisky i bez słowa poszedł nalać sobie drugą.

Cisza stała się nieprzyjemna. Przerwała ją Mollie: Nie przypuszczam, aby Joss… To stek bzdur! – uciął ostro Grenville. Eliot z impetem odstawił butelkę whisky.

– A skąd ty to wiesz? Skąd w ogóle wiesz cokolwiek o Jossie Gardnerze* Zjawia się jak hipis, nie wiadomo skąd, twierdzi, że ma zamiar prowadzić sklep, a ty od razu otwierasz przed nim swój dom i dajesz mu zajęcie przy lepieniu wszystkich swoich mebli. A co ty, co my wszyscy w ogóle o nim wiemy?

– Wiem, że mogę mu ufać. A ja znam się na ludziach…

– Raz mogłeś się pomylić…

Grenville podniósł głos, przekrzykując Eliota:

– … a tobie dobrze by zrobiło, gdybyś nauczył się lepiej dobierać sobie znajomych.

Eliotowi aż zwęziły się oczy. – Co to ma znaczyć?

– Tylko tyle, że jeśli chcesz wyjść na durnia, rób dalej interesy z tym małym krętaczem Ernestem Padło wem.

Gdybym w tym momencie mogła uciec, pewno bym to zrobiła. Niestety, byłam wciśnięta w kąt za krzesłem Grenville’a.

– A cóż takiego wiesz o Erneście Padlow?

– Wiem, że widziano cię, jak popijałeś z nim w barach.

Eliot rzucił mi spojrzenie spod oka i wymamrotał pod nosem:

– Ten łajdak Joss Gardner!

– Wcale nie powiedział mi tego Joss, tylko pan Hargreaves z banku. Wpadł tu kiedyś na szklaneczkę sherry. A znów pani Thomas, kiedy przyszła dziś rano napalić mi w kominku, mówiła, że widziała cię z Padlowem na tym koszmarnym zbiorowisku tandety, które on nazywa przedsiębiorstwem budowlanym.

– Plotki z magla!

– Od ludzi prawdomównych zawsze dowiem się prawdy, nieważne, skąd oni pochodzą. A jeśli myślisz, że sprzedam moją ziemię temu małemu podskakiewiczowi, to się bardzo mylisz.

– Ta ziemia nie zawsze będzie twoja.

– Taki jesteś pewien, że będzie twoja? Lepiej nie dziel skóry, póki niedźwiedź żyje. Tyle ci tylko powiem, drogi chłopcze, że nie jesteś moim jedynym wnukiem.

W tym dramatycznym momencie, niczym w dobrze wyreżyserowanej sztuce, w drzwiach stanęła Andrea i oznajmiła, że Pettifer prosił ją o przekazanie nam, że kolacja jest gotowa.

8

Tej nocy trudno mi było zasnąć. Rzucałam się i przewracałam w pościeli, nalewałam sobie szklankę wody, przemierzałam pokój, wyglądałam przez okno, znowu wracałam do łóżka i próbowałam jakoś się ułożyć. Jednak gdy tylko zamykałam oczy, sceny z ostatniego wieczoru przesuwały się w mojej pamięci jak film, a głosy w uszach nie chciały ucichnąć.

„Nikt tu nikogo nie oskarża o kradzież… Co my wszyscy wiemy o Jossie?… Jeśli chcesz wyjść na durnia, rób dalej interesy z tym małym krętaczem Ernestem Padlowem… Jeśli myślisz, że sprzedam moją ziemię temu małemu podskakiewiczowi, to bardzo się mylisz… Ta ziemia nie będzie zawsze twoja… Drogi chłopcze, nie jesteś moim jedynym wnukiem”.

Kolacja minęła w ponurej atmosferze. Eliot i Gręnville prawie się nie odzywali. Mollie usiłowała, dla załagodzenia sytuacji, prowadzić pustą rozmówkę o niczym, którą próbowałam podtrzymywać. Natomiast Andrea obserwowała nas z błyskiem triumfu w swoich okrągłych, rozbieganych oczach, a Pettifer dreptał tu i tam, zbierając talerze i roznosząc suflet cytrynowy z bitą śmietaną, na który raczej nie było chętnych.

Kiedy już było po wszystkim, stołownicy rozeszli się w różne strony. Grenville poszedł do swojej sypialni, Andrea do pokoju śniadaniowego, skąd za chwilę usłyszeliśmy głośny dźwięk telewizora. Eliot bez słowa nałożył płaszcz, gwizdnął na psa i wyszedł trzaskając drzwiami. Domyślałam się, że idzie się upić, i nawet specjalnie nie miałam mu tego za złe. W saloniku zostałyśmy tylko Mollie i ja, każda po innej stronie kominka. Mollie zabrała się do haftowania i miała zamiar spędzić tak w milczeniu resztę wieczoru, co było nie do zniesienia. Zaczęłam się więc od razu usprawiedliwiać, gdyż czułam, że jestem jej winna jakieś wyjaśnienia.

– Przepraszam za dzisiejszy wieczór. Nie powinnam była w ogóle wspominać o tym biurku.

Odburknęła nie patrząc na mnie:

– Tu się nic już nie da zrobić.

– To dlatego, że moja matka powiedziała mi o tym na łożu śmierci. Więc kiedy Grenville zaczął o tych nefrytach i lustrze… ale w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że wywołam taką „burzę w szklance wody”.

– Grenville jest zdziwaczałym starcem. Zawsze był uparty i nie chciał zrozumieć, że każdy medal ma dwie strony.