Выбрать главу

Sypiali gdzie się nadarzyło. Jedli podczas jazdy; przeważnie sandwicze i smażone na tłuszczu pączki, kupowane w przydrożnych motelach. Kawę pili z blaszanego kociołka, który Riley wiózł ze sobą.

— Nigdy nie podjąłbym się tego kursu — mówił Riley — a jest on wyjątkowo korzystny finansowo, a ja powiem ci szczerze — okropnie potrzebuje pieniędzy.

— Z pewnością zarobisz tyle, ile chcesz — uspokajał go Blaine. — Złapiemy kilka dni opóźnienia, lecz nie sądzę, by miało to jakieś znaczenie.

— Żeby mi tylko pozostało coś z tego gruchota — Riley klepnął w ściankę szoferki. — Musze czymś wrócić.

— Z tym może być gorzej — roześmiał się Blaińe. — Nie wydaje mi się, aby po tej wycieczce był on zdatny do czegoś więcej poza wyrzuceniem na złom.

Riley wytarł twarz spłowiałą chusteczką, niegdyś w bajecznym kolorze tureckiej czerwieni.

— Już nie chodzi mi tylko o samochód i całą tą pieprzoną robotę. To ja sam jestem już kompletnie zużyty od środka.

Riley był śmiertelnie wystraszony, a strach — Blaine dostrzegł to natychmiast — przeniknął go do głębi, do szpiku kości.

Nie są to — mówił do siebie Blaine spoglądając na szofera — zwykłe emocje człowieka bojaźliwego, wylęknionego, czy zmęczonego całym pasmem niepowodzeń życiowych i złem, które go w życiu spotkało.

Dla Blaine a Riley był czymś nowym. Dziwacznym okazem człowieka wyjętego wprost ze średniowiecznego muzeum. Panicznie bał się ciemności i zamieszkujących je, wyimaginowanych dziwadęł i potworów, którymi sam zaludniał nocne mroki. Był człowiekiem, który pokładał całą swą ufność i nadzieje w magicznych malowidłach na masce samochodu i w strzelbie naładowanej srebrnymi kulami. Blaine wielokroć słyszał o ludziach tego typu, lecz nie wierzył w te opowieści. Dopiero teraz po raz pierwszy bezpośrednio zetknął się z kimś takim.

Lecz o ile Riley stanowił dla Blaine a curiosum, to Blaine dlą Rileya był jeszcze bardziej niewiarygodnym zjawiskiem.

— Ty się naprawdę nie boisz? — ze zdumieniem w głosie zapytywał Riley.

Blaine przecząco kręcił głową.

— I naprawdę nie wierzysz w te wszystkie rzeczy?

— Eh, któż by wierzył w te wszystkie bzdury i wymysły głupców? — krzywił się Blaine wzruszając ramionami.

— O nieee, przyjacielu. To nie głupoty — gorąco protestował Riley. — Mogę cię o tym zapewnić. Znałem zbyt wielu ludzi, zbyt wiele słyszałem opowieści, by traktować to jako bzdury. U nas, w Indianie, jeszcze gdy byłem chłopcem, żył pewien starzec. Znaleziono go pewnego dnia w szałasie pasterskim. Był martwy. Miał rozerwane gardło. A wokół pełno było diabelskich śladów i śmierdziało siarką.

A gdy ten przykład nie wystarczył, sypały się dalsze, kolejne historie, równie okropne, równie bezsensowne, równie prymitywne.

I cóż z tym robić? — zastanawiał się Blaine. Czy istnieje sposób, by takiemu człowiekowi cokolwiek wyjaśnić wytłumaczyć, nastawić go bardziej racjonalnie? Czy istnieje w ogóle jakiekolwiek rozwiązanie tego problemu? Wiara — potężna wola wiary — jest najgłębiej zakorzenionym instynktem w strukturze ludzkiej, tkwi w genach Człowieka od czasów jaskiniowych. Ponadto dusze ludzką w najwyższy sposób fascynowała i fascynuje nadal niesamowitość i makabra. Ta właśnie, immanentna cecha Człowieka została wykorzystana przez ludzi, dla których świat stał się miejscem zbyt nudnym, zbyt jałowym, bo pozbawionym strachu; z wyjątkiem może leku przed nuklearnym samounicestwieniem i niepewnością co do rzeczywistej potęgi Człowieka.

A zaczęło się to wszystko całkiem niewinnie; w chwili, gdy mieszkańcy Ziemi zainteresowali się zdobyczami kinetyki paranormalnej w celach rozrywkowych, traktując je jako znakomitą zabawę. Dosłownie z dnia na dzień stały się one modną nowinką, która podbiła świat bez reszty. Nocne kluby i kabarety zmieniały swe nazwy, rodziły się nowe, zdumiewające trendy mody, powstawały nieznane dotąd slangi i żargony młodzieżowe, z programów telewizyjnych zniknęły filmy horror ustępując miejsca tematyce mistycznej i nadprzyrodzonej. Jak grzyby po deszczu rodziły się najdziwaczniejsze kulty i religie, a stare wierzenia i związane z nimi rytuały przeżywały swój renesans. Po dwustu latach zapomnienia pojawiły się jeszcze raz tablice spirytystyczne i wirujące stoliki. Ale to nie była już wyłącznie zabawa w duchy, lecz rzeczywista, usilna próba obcowania z nieznanym. Nastał czas nietolerancji — czas, w którym nie było miejsca na złoty środek: albo ktoś wierzył; albo nie. Innej możliwości nie było.

Pojawili się szarlatani i ludzie interesu, którzy zbijali fortuny na nowej modzie, a przedsiębiorstwa i manufaktury robiły kokosowe interesy na produkcji artykułów związanych z nową modą, rozrywką, religią.

Całe to niespodziewane szaleństwo, które opanowało świat, zasadzało się, rzecz jasna, na ogromnym nieporozumieniu. Kinetyka paranormalna nie miała nic wspólnego ze zjawiskami nadprzyrodzonymi, niesamowitością, makabrą, upiorem i diabłem; z tym wszystkim, w co wiara — zdawałoby się — przeminęła już dawno, wraz ze Średniowieczem. Tymczasem odkrycie nowych możliwości, tkwiących w mózgu i umyśle Człowieka, otworzyło nowe, całkiem nieoczekiwane perspektywy. Masy rozkochane w nowościach i zabawie przyswoiły sobie z radością owo nowe cacko, nowe świecidełko, nie bacząc wcale, że nie pojmują istoty zjawiska i dobrowolnie pchają świat w śmiertelne objęcia nowego Średniowiecza.

I stało się, co musiało się stać. To, co miało być rozrywką, zawładnęło rozbawionym, pogrążonym w weselu tłumem. Ludzie tak długo beztrosko i bezkrytycznie igrali z nową zabawką, że pomimo wielu ostrzegawczych głosów sceptyków, zaczęli w końcu wierzyć w nadprzyrodzony charakter zjawisk paranormalnych. W pewnym momencie tam gdzie dotychczas była zabawa, pojawiła się pełna grozy wiara w odrażające fauny i wilkołaki, gdzie były tricki i gagi, dostrzegać zaczęto złowrogą ingerencje gnomów i upiorów. /Potem przyszła nieunikniona reakcja w postaci fanatycznych reformatorów, którzy okryli świat całunem ponurego okrucieństwa, nietolerancji i ślepoty Nastał czas, gdy bojaźliwi ludzie małego ducha zaczęli polować na swych bliźnich obdarzonych zdolnościami parapsychicznymi, traktując to jak boże posłannictwo i misje.

Wielu było takich, którzy w obawie o swoje życie musieli ukrywać się przed światem. W każdej epoce odmieńcy są prześladowani, ale nikt nie przypuszczał, że ścigać się będzie właśnie osoby obdarzone tak niezwykłymi cechami: siłą, dzięki której mogli podróżować nawet na najdalsze gwiazdy, przynosząc swym współbraciom tyle dobra, wyświadczając tyle dobrodziejstw. Zawsze różnili się nieco od swego otoczenia, lecz traktowano ich pobłażliwie jak nieszkodliwych dziwaków, którzy nikomu, w końcu, nie wadzą. Część z nich mogłaby wykorzystywać swe zdolności, ale nawet oni wtedy jeszcze nie przeczuwali swej potęgi, a jeśli nawet, to nigdy nie czynili z niej użytku. Bali się bowiem owych drzemiących w nich sił, nie rozumieli ich istoty. A potem, po latach, gdy tajemnica zjawisk parapsychicznych została już częściowo zbadana i wyjaśniona przez badaczy, w dalszym ciągu wstydliwie ukrywali swe możliwości, gdyż ich Bóg-Nauka odnosił się pogardliwie do kinetyki paranormalnej, określając ją jako stek niedorzeczności.

Dopiero wiele, wiele lat później, garstka upartych ludzi w Meksyku udowodniła światu, jaka moc i potęga kryją się w owym wyszydzanym i pogardzanym zjawisku psychicznym Wówczas dopiero ludzie owi odważyli się wyjść ze swymi możliwościami na światło dzienne. Nie chcieli się już dłużej kryć. Świadomi drzemiącej w nich potęgi, zaczęli wykorzystywać ją i rozwijać. Inni, którzy nie podejrzewali istnienia w sobie tych niezwykłych własności, naraz ze zdumieniem odkryli, że tkwią one w nich. I jak to zazwyczaj w takich przypadkach bywa, jedni zaczęli wykorzystywać swoje możliwości ku pożytkowi ludzkości, inni dla prywatnej korzyści lub zgoła dla zabawy; inni jeszcze — na szczęście nieliczni — dla czynienia zła.