Выбрать главу

Oczywiście, przed wizytą Elizabeth pani Halliday sporo dowiedziała się o Alexandrze Kinrossie. Prawdopodobnie był najbogatszym człowiekiem w całej kolonii, ponieważ w przeciwieństwie do innych ludzi, którzy znaleźli trochę złota, nie roztrwonił ani okruszyny, wręcz je pomnożył. Miał w jednej kieszeni rząd, w drugiej – sądownictwo, więc jeśli niektórym ludziom bardzo mogły zaszkodzić dziwne żądania i roszczenia innych, Alexander Kinross był w stanie stawić czoło nie tylko im, ale również wszelkim możliwym niegodziwościom. Chociaż bawiąc w Sydney, pojawiał się w towarzystwie, nie należał do lwów salonowych. Ludzi, na których mu zależało, odwiedzał w biurach, zamiast raczyć ich winem czy kolacją; czasami przyjmował zaproszenie do gmachu rządu albo do Clovelly nad Watson's Bay, ale nigdy na bal albo wieczorek zorganizowany tylko dla czystej przyjemności. W związku z tym panowała powszechna opinia, że Alexandra Kinrossa interesuje władza, a nie dobra opinia innych ludzi.

Jak odkryła Elizabeth, Charles Dewy był udziałowcem Apokalipsy.

– Póki nie odkryłem złota, Charles był squatterem, zarządzał terenami o powierzchni ponad pięciuset kilometrów kwadratowych – wyjaśnił Alexander.

– Kto to jest squatter?

– Dziki właściciel. Tak to się tu określa. Bezprawnie wszedł w posiadanie ziemi, która należy do Korony, jednak do niedawna w Australii sam fakt posiadania stanowił dziewięć dziesiątych prawa, dlatego można było uznać Charlesa za właściciela tych terenów. Nie tak dawno parlament to zmienił, uchwalając odpowiednią ustawę. Ugłaskałem Charlesa, proponując mu udział w Apokalipsie, i od tej pory popiera wszystko, co robię.

Po dwóch tygodniach pani Kinross bez żalu opuściła Sydney. Teraz miała dwadzieścia cztery ogromne kufry, chociaż nadal brakowało jej pokojówki. Jak się okazało tego ranka, panna Thomas po przeprowadzeniu wywiadu na temat miasta Kinross zrezygnowała z pracy. Jej zniknięcie nie zmartwiło Elizabeth, która wolała zajmować się sobą sama.

– Nie ma sprawy – oświadczył Alexander po otrzymaniu tej wiadomości. – Poproszę Ruby, żeby znalazła dla ciebie jakąś miłą, młodą Chinkę. Tylko mi nie mów, że nie chcesz mieć pokojówki! Po dwóch tygodniach układania fryzury powinnaś już wiedzieć, że potrzebna ci do tego dodatkowa para rąk.

– Kim jest Ruby? Czy to twoja gospodyni? – spytała Elizabeth, świadoma, że jedzie do domu pełnego służby.

Po jej słowach Alexander śmiał się tak długo, że aż po policzkach popłynęły mu łzy.

– O nie – zapewnił, gdy się w końcu opanował. – Ruby to instytucja; trudno znaleźć lepsze określenie. Użycie innego słowa ubliżałoby jej. Ruby jest mistrzynią złośliwych uwag i uszczypliwych komentarzy. To Kleopatra… ale również Aspazja, Meduza, Józefina i Katarzyna Medycejska.

Och! Niestety, Elizabeth nie była w stanie kontynuować tej konwersacji, ponieważ dojechali na stację kolejową Redfern, ponury teren pełen drewnianych szop i żelaznych szyn.

– Perony są tutaj nieco zaniedbane, ponieważ od wieków mówi się o budowie ogromnego dworca na końcu George Street, ale to tylko czcza gadanina – wyjaśnił Alexander, pomagając Elizabeth wysiąść z bryczki.

Z powodu choroby lokomocyjnej Elizabeth niewiele widziała podczas jazdy z Edynburga do Londynu, tym razem jednak spoglądała na pociąg do Bowenfels z szacunkiem i zdumieniem. Silnik parowy stał na platformie na małych i dużych kołach, większe połączone były ogromnymi prętami. Piekielna maszyna sapała jak gigantyczny zły pies, a z jej wysokiego komina buchały kłęby pary. Do lokomotywy podłączony był żelazny zbiornik na węgiel i osiem wagonów: sześć drugiej klasy i dwa pierwszej, a na samym końcu jechał „wagon hamulcowego”, jak to określał Alexander. Tam wieziono ogromne bagaże i pocztę, tam jechał konduktor.

– Wiem, że w tylnej części pociągu kołysze bardziej niż w przedniej, ale zawsze czuję wewnętrzny przymus, żeby wychylać się przez okno i obserwować pracę lokomotywy – wyjaśnił Alexander, wpychając Elizabeth do czegoś, co przypominało wyłożony pluszem salon. – Dlatego jeden wagon pierwszej klasy przyczepiają z tyłu, za pozostałymi. To prywatny przedział gubernatora, ale z prawdziwą radością pozwala mi z niego korzystać, ilekroć sam go nie potrzebuje. Płacę za to.

Punktualnie o siódmej pociąg ruszył. Elizabeth stała z nosem przyklejonym do szyby. Tak, Sydney to wielkie miasto; dopiero po piętnastu minutach zapierającej dech w piersiach jazdy liczba zabudowań zmalała. Potem od czasu do czasu mijali przypadkowy peron, co oznaczało, że w pobliżu jest jakaś niewielka mieścina: Strathfield, Rose Hill, Parramatta.

– Z jaką szybkością jedziemy? – spytała.

Podobały jej się wyraźnie szybka jazda i kołysanie pociągu.

– Osiemdziesiąt kilometrów na godzinę, chociaż gdy dobrze podpalą pod kotłem, można osiągnąć nawet sto kilometrów. To jest cotygodniowy pociąg pasażerski – zatrzymuje się dopiero w Bowenfels – znacznie lżejszy od pociągu towarowego. Gdy jednak jedziemy pod górę, zmniejszamy prędkość do trzydziestu, trzydziestu paru kilometrów na godzinę, w niektórych miejscach nawet bardziej, dlatego nasza podróż potrwa dziewięć godzin.

– Co wozi pociąg towarowy?

– Do Sydney pszenicę, płody rolne, naftę z Hartley. Do Bowenfels materiały budowlane, towar dla miejscowych sklepów, sprzęt górniczy, meble, gazety, książki, czasopisma. Odznaczone medalami bydło, konie i owce. Nawet mężczyzn, którzy jadą na zachód w poszukiwaniu pracy. Wtedy nie muszą płacić. Nigdy jednak nie transportuje się nim dynamitu – oznajmił zdecydowanie Alexander.

– Dynamitu?

Przeniósł wzrok z ożywionej twarzy Elizabeth na kilkadziesiąt drewnianych skrzyń, które piętrzyły się w jednym kącie wagonu i sięgały aż po sufit. Każda oznaczona była trupią główką.

– Dynamit – wyjaśnił Alexander – to nowy materiał do kruszenia skał. Nigdy nie zostawiam go bez nadzoru, ponieważ jest niemal tak cenny jak złoto. Tę partią przysłano mi ze Szwecji przez Londyn; płynęła z tobą na „Aurorze”. Wysadzanie skał – ciągnął ożywionym głosem – bywa ryzykowne i nieprzewidywalne. Dotychczas robiło się to za pomocą prochu strzelniczego, niestety w jego przypadku bardzo trudno przewidzieć, w jaki sposób rozkruszy się skała i w którą stronę pójdzie siła wybuchu. Wiem coś o tym, ponieważ zajmowałem się tym w kilkunastu różnych miejscach. Ostatnio Szwedzi wpadli na genialny pomysł wykorzystania nitrogliceryny, która sama jest tak niestabilna, że potrafi wybuchnąć, jeśli tylko się nią wstrząśnie. Szwedzi wymieszali nitroglicerynę z glinką, którą nazywają kieselguhr, potem wpakowali ją do papierowego pojemnika w kształcie świecy. Nie wybuchnie, póki nie zdetonuje się nakładki z piorunianem rtęci na końcu laski. Strzałowy przymocowuje palnik do detonatora i powoduje wybuch o wiele bezpieczniejszy i łatwiejszy do kontrolowania. Jeśli ma się prądnicę, wystarczy przesłać po drucie impuls elektryczny i w ten sposób odpalić ładunek. Wkrótce mam zamiar to robić. Widząc wyraz twarzy Elizabeth, Alexander wybuchnął śmiechem; tego ranka żona często go zaskakiwała.

– Zrozumiałaś z tego wszystkiego przynajmniej jedno słowo, Elizabeth?

– Kilka – wyznała i uśmiechnęła się do niego. Alexander wstrzymał oddech.

– Po raz pierwszy uśmiechnęłaś się do mnie – zauważył. Złapała się na tym, że się rumieni, więc wyjrzała przez okno.