– Co za gnojek! Napisał ten testament celowo. Odszedł, ale to wcale nie oznacza, że miał zamiar przestać nas dręczyć.
– Usiądź, mamo, napij się koniaku, zapal cygaro. Uniosła kieliszek w toaście, Lee zrobił to samo.
– Za Alexandra – powiedziała i rzuciła kieliszkiem.
– Za Alexandra. Oby nigdy nie przestał nas dręczyć! Dopiero po kolacji Ruby wróciła do sprawy, która bardzo ją martwiła.
– Moje nefrytowe kociątko, a co z Elizabeth?
– W odpowiednim czasie ożenię się z nią.
– Możesz mi przysiąc, że Alexander o niczym nie wiedział?
– Nie, nie mogę! Co za idiotyczne żądanie, mamo! Zdobądź się na odrobinę zdrowego rozsądku – powiedział szorstko. – Możemy zmienić temat?
Przyjęła to upomnienie ze stoickim spokojem, a potem powiedziała:
– Musiał być w biurze starego Brumforda i zmieniać testament w czasie, kiedy Elizabeth wciąż jeszcze spała, natomiast ostateczną wersję podpisał następnego dnia po śniadaniu – tak przynajmniej powiedział mi Brumford. Alexander mówił mu, że Nell siedzi kamieniem przy matce. – Ruby sapnęła. – Nie widział cię, więc o niczym nie mógł wiedzieć.
– Och, proszę, mamo, zmieńmy temat!
– Nell dostanie szału, gdy dowie się o tobie i Elizabeth.
– Wystarczy mi, że ty nas rozumiesz. Guzik mnie obchodzi, co powie Nell.
– Och, rozumiem! Nie winię żadnego z was. – Potem znów wróciła do sprawy. – Jeśli chodzi o testament, jedno podnosi mnie na duchu: rzeczywiście, gdyby wiedział, nie uczyniłby cię głównym spadkobiercą. To bezdyskusyjne, nawet dla Nell. Alexander nie kochał Elizabeth, ale nie scierpiałby, gdyby ktoś urzędował w jego kurniku.
– Mamusiu, kocham cię, ale chyba cię zamorduję.
– Wiem, że mnie kochasz, i ja też cię kocham, nefrytowe kociątko. – Łzy zaczęły spływać po twarzy Ruby, mimo to zdołała się uśmiechnąć. – Rozpaczliwie tęsknię za Alexandrem, ale cieszę się ze względu na ciebie. Przy odrobinie szczęścia mogę się dorobić niewiarygodnie bogatych wnuków. Czuję, że Elizabeth nie będzie miała problemu z ich urodzeniem.
– Ona twierdzi to samo. Nell również.
Zadzwonił telefon. Lee wstał, żeby go odebrać. Wyraz jego twarzy powiedział Ruby, kto dzwoni.
– Oczywiście, Elizabeth, poproszę ją – powiedział, pamiętając o Aggie. – Mamusiu, Elizabeth chce z tobą rozmawiać.
– Czy wszystko w porządku? – spytała Ruby do słuchawki.
– Tak, Nell i ja jakoś się trzymamy. Nie wiedziałam tylko, jak szybko Lee zechce zamówić posąg Alexandra, uznałam więc, że lepiej będzie, jeśli od razu zadzwonię i powiem ci, co o tym sądzę – wyjaśniła.
– Posąg Alexandra? – spytała Ruby tępo.
– Nie chcę, żeby był z brązu, Ruby. Proszę, tylko nie brąz. Powiedz Lee, że najlepszy byłby granit. Granit to kamień Alexandra.
– Powiem mu.
Ruby odłożyła słuchawkę.
– Elizabeth chce, żeby posag Alexandra był z granitu, nie z brązu. Mówi, że to jego kamień. Jezu!
Ma rację – pomyślał Lee. W końcu znalazł grób pod tysiącami ton granitu. Tak jak powiedziałem koronerowi, w górze bezpośrednio nad końcem korytarza numer jeden jest teraz spore zagłębienie. Alexander natrafił na uskok, ogromny uskok, ale dobrze o tym wiedział. Zadrwił sobie ze mnie, zabierając mnie tam na ostatni fragment naszej rozmowy, nawet tupnął nogą. Dźwięk był głuchy, tylko że ja zbyt odchodziłem od zmysłów, żeby to usłyszeć. Jestem jedyną osobą, która może zadać pytanie, na które Alexander nigdy mi nie odpowie: Czy planował samobójstwo, nim dowiedział się, że Elizabeth go ze mną zdradziła? Czy jej zniknięcie wywołało coś więcej niż zwyczajny strach i obawy? Czy uznał, że powinien zwrócić jej wolność, póki jest wystarczająco młoda, żeby móc urodzić więcej dzieci? Zazwyczaj omawiał ze mną każdy aspekt odstrzału, ale tym razem było inaczej.
Elizabeth często teraz przesiadywała w bibliotece. Włączała tylko jedną lampkę, która stała na biurku, a sama stawiała krzesło w cieniu, z dala od światła, i pogrążała się w zadumie.
Minął miesiąc od śmierci Alexandra. Czas wlókł się noga za nogą. Po ogłoszeniu werdyktu koronera, mszy żałobnej i odczytaniu testamentu w końcu można było uznać, że sir Alexander Kinross nie żyje. Co dziwne, Lee odsunął się od niej, nie fizycznie, ale w jej myślach. Czas dzielił się na okres, kiedy Alexander żył, i chwile już po jego śmierci. Odzyskała wolność i szanse na przyszłość, jednak nie mogła przestać myśleć o Alexandrze, który jej zdaniem popełnił samobójstwo. Była tego tak pewna, jakby osobiście przed nią stanął i jej to powiedział. Odszedł celowo, z pełną premedytacją – jak zawsze. Nie miała pojęcia, że Lee powiedział Alexandrowi o ich romansie, zakładała więc, że mąż o niczym nie wiedział, a to oznaczało, że musiał być jakiś inny powód, ale jaki – nie wiadomo.
– Mamusiu, nie powinnaś siedzieć sama w ciemności – powiedziała Nell, wchodząc. – Za pół godziny kolacja. Czy nalać ci dużą sherry?
– Bardzo proszę – szepnęła Elizabeth.
Mrugała powiekami, gdy Nell obchodziła bibliotekę i po kolei zapalała światła.
– Zjesz coś? Poprosić Hunga Chce, żeby przygotował ci jakieś lekarstwo?
– Zjem. – Elizabeth wzięła kieliszek i upiła łyk. – Ale lekarstwo od Hunga Chce? Czy współczesna medycyna nie potrafi zaproponować czegoś skuteczniejszego? Medykamenty od Hunga Chce zawierają wszystko – od sproszkowanych chrząszczy, poprzez suszony nawóz po nasiona traw.
– Medycyna chińska jest wspaniała – zaoponowała Nell, siadając naprzeciwko matki z dużym kieliszkiem sherry. – My zaszywamy się w laboratorium chemicznym i wytwarzamy jakiś preparat na nasze dolegliwości, tymczasem Chińczycy korzystają z pomocy Matki Natury. Och, produkujemy dużo wspaniałych leków, które potrafią zdziałać cuda tam, gdzie medycyna chińska jest całkiem bezradna, ale w przypadku niegroźnych dolegliwości albo chorób przewlekłych Natura stanowi cudowną aptekę. Po skończeniu studiów mam zamiar zebrać przepisy starych babek, tradycyjne lekarstwa na wszystko i przepisy Hunga Chce na skazę moczanową, niewyraźną mowę, wysypki, napady strachu i Bóg jeden raczy wiedzieć, co jeszcze.
– O ile dobrze pamiętam, miałaś zamiar zająć się badaniami naukowymi. Czyżbyś zmieniła zdanie?
Nell zrobiła kwaśną minę.
– Wiem tyle, mamusiu, że w placówkach badawczych nie będzie dla mnie miejsca. Nie rozpaczam jednak z tego powodu, co raczej mnie dziwi. Chciałabym mieć praktykę lekarską w jakiejś biednej dzielnicy Sydney.
Twarz Elizabeth się rozjaśniła.
– Och Nell, tak się cieszę!
– Jutro muszę wracać do Sydney, mamo, bo inaczej każą mi powtarzać czwarty rok, ale martwię się, że zostawiam cię samą.
– Nie będę długo sama – powiedziała Elizabeth spokojnie.
– Słucham?
– Wyjeżdżam na jakiś czas.
– Z Dolly? Gdzie?
– Nie, Dolly odsyłam do Constance, do Dunleigh. Są tam dzieci Sophii i Marii. Nadszedł czas, żeby mała nauczyła się obcować z rówieśnikami. Córki Constance nic nie mówiły swoim dzieciom o pochodzeniu Dolly, a Dunleigh jest daleko stąd. Mają wspaniałą guwernantkę. To Constance zaproponowała takie rozwiązanie.
– Bardzo się cieszę, mamo. Naprawdę. A co z tobą?
– Wybieram się nad włoskie jeziora. Często o nich marzyłam – powiedziała Elizabeth nieco dziwnym głosem – ilekroć myślałam o ucieczce, chociaż nigdy nie uciekłam. Najpierw z powodu Anny, potem Dolly. Pamiętasz włoskie jeziora, Nell?
– Tylko to, że były piękne – przyznała Nell przez zaciśnięte gardło. – Często myślałaś o ucieczce?
– Zawsze gdy stwierdzałam, że życie jest nie do zniesienia.