Dwa miesiące po przyjeździe do Kinross House zagrała dla męża Dla Elizy. Tym razem pojawił się w domu na kolację. Występ Elizabeth sprawił mu przyjemność, ponieważ odczekała, aż będzie w stanie zagrać całość bez większych potknięć.
– Cudownie! – zawołał.
Poderwał Elizabeth z krzesełka i usiadł w fotelu, sadzając ją sobie na kolanach. Najpierw zagryzł wargi, a potem odchrząknął.
– Mam do ciebie pytanie.
– Tak? – powiedziała, zakładając, że będzie to coś związanego z lekcjami fortepianu.
– Od ślubu minęło dwa i pół miesiąca, mimo to w tym czasie nie miałaś okresu. Jesteś w ciąży, kochanie?
Zacisnęła palce na jego ręce i sapnęła.
– Tak, Alexandrze, ale nie wiedziałam, jak ci to powiedzieć.
Pocałował ją delikatnie.
– Kocham cię, Elizabeth.
Gdyby kontynuował to piękne interludium z Elizabeth na kolanach, gdyby zdobył się na dłuższą chwilę czułości, gdyby wyznał, jak cieszy go myśl o dziecku, ile radości sprawia mu fakt, że dziewczyna, która sama wciąż jest jeszcze niemal dzieckiem, dojrzała do bliższej intymności… kto wie, jak mogłyby się potoczyć dalsze losy Elizabeth i Alexandra?
On jednak gwałtownie postawił żonę na nogi, po czym stanął przed nią z ponurą miną i wyraźną złością w oczach. Elizabeth przestraszyła się, że nie spełniła jego oczekiwań. Zaczęła drżeć i odsunęła się, widząc, jak mąż konwulsyjnie zaciska palce.
– Ponieważ wkrótce urodzisz moje dziecko, nadszedł czas, żebym powiedział ci coś o sobie – zaczął szorstko. – Nie jestem Drummondem… nie, nic nie mów! Wysłuchaj mnie! Wcale nie jestem twoim kuzynem w pierwszej linii, Elizabeth, raczej dalekim krewnym ze strony Murrayów. Moja matka należała do klanu Murrayów, niestety nie mam pojęcia, kto jest moim ojcem. Duncan Drummond wiedział, że moja matka spotykała się z innym mężczyzną, ponieważ przez rok konsekwentnie odmawiała sypiania w jego łóżku, a mimo to zaszła w ciążę. Kiedy ją spytał, kto jest ojcem dziecka, nie odpowiedziała, wyjawiła tylko, że się zakochała i nie była w stanie zmusić się do wypełniania małżeńskich obowiązków. Umarła, wydając mnie na świat, i zabrała swój sekret do grobu. Duma nie pozwoliła Duncanowi przyznać się, że nie jestem jego synem.
Elizabeth słuchała z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony cieszyła się, że Alexander nie jest zły na nią, z drugiej – była przerażona jego opowieścią; przede wszystkim jednak zastanawiała się, dlaczego mąż zepsuł tak cudowną chwilę bliskości. Ktoś starszy, dojrzalszy od niej prawdopodobnie spytałby, dlaczego ta wiadomość nie mogła zaczekać na później, ale Elizabeth wiedziała tylko, że w jej mężu jest więcej z diabła niż z kochanka. Jej ciąża była mniej ważna niż jego tajemnicze pochodzenie.
Musiała jednak coś powiedzieć.
– Och Alexandrze! Biedna kobieta! Gdzie był mężczyzna, który pozwolił jej umrzeć?
– Nie wiem, chociaż wielokrotnie zadawałem sobie to pytanie – odparł jeszcze twardszym głosem. – Prawdopodobnie bardziej dbał o własną skórę niż o moją matkę i mnie.
– Może nie żył – podpowiedziała, pragnąc pomóc.
– Nie sądzę. Tak czy inaczej – ciągnął – spędziłem dzieciństwo, zbierając cięgi od człowieka, którego uważałem za ojca, i zastanawiając się, dlaczego nigdy nie jest ze mnie zadowolony. Jakimś cudem byłem bardzo uparty, dlatego nigdy się nie zasłaniałem ani o nic nie prosiłem, niezależnie od tego, jak mocno i często Duncan mnie bił albo co głupiego kazał mi zrobić. Po prostu go nienawidziłem. Nienawidziłem!
Ta nienawiść wciąż jest twoją siłą napędową, Alexandrze Kinrossie – pomyślała.
– Skąd się dowiedziałeś? – spytała, czując, że jej serce powoli się uspokaja.
– Kiedy Murray przejął zbór, Duncan znalazł w nim bratnią duszę. Od pierwszego dnia trzymali się razem i widocznie już na samym początku musiała wypłynąć historia mojego pochodzenia. W tamtym czasie byłem przyzwyczajony, że połowę czasu spędzam na plebanii i uczę się z doktorem MacGregorem… Duncan nie mógł się sprzeciwiać pastorowi. W swojej naiwności wierzyłem, że przy Murrayu będzie tak samo, on jednak mnie wyrzucił i obiecał, iż dopilnuje, żebym nie poszedł na żaden uniwersytet. Wpadłem w szał i uderzyłem go. Złamałem mu szczękę… Wtedy zdołał tylko z siebie wyrzucić, że jestem bękartem, że moja matka była zwyczajną dziwką i że czeka mnie piekło za to, co ja i moja matka zrobiliśmy Duncanowi.
– To straszne – szepnęła. – Dlatego uciekłeś.
– Jeszcze tego samego wieczoru.
– Czy twoja siostra była dla ciebie miła?
– Winifreda? Na swój sposób tak, ale była ode mnie o pięć lat starsza i nim poznałem prawdę, wyszła za mąż. Wątpię, czy w ogóle kiedykolwiek się o tym dowiedziała. – Alexander puścił rękę żony. – Ale ty już wiesz, Elizabeth.
– Tak, wiem – powiedziała powoli. – Wiem. Od chwili naszego spotkania czułam, że coś się tu nie zgadza: nie zachowywałeś się jak żaden z Drummondów, których znam. – Z uśmiechem na ustach zdobyła się na odwagę i niezależność, chociaż nawet nie wiedziała, że je posiada. – Prawdę mówiąc, dzięki brodzie i brwiom bardziej przypominałeś mi diabła. Potwornie się ciebie bałam.
Zareagował wybuchem śmiechu i zdumieniem na twarzy.
– W takim razie obiecuję, że przy pierwszej okazji pozbędę się brody. Niestety, z brwiami niewiele mogę zrobić. Na szczęście w przypadku tego dziecka nie będzie żadnych wątpliwości, kto jest jego ojcem.
– Żadnych, Alexandrze. Przyjechałam tu jako dziewica.
W odpowiedzi uniósł jej prawą rękę, pocałował ją, a potem odwrócił się i wyszedł z pokoju. Tego wieczoru nie przyszedł do jej łóżka, nie pojawił się również w nocy. Elizabeth leżała w ciemności z szeroko otwartymi oczami i cicho szlochała. Im więcej dowiadywała się o swoim mężu, tym bardziej była przekonana, że nigdy nie zdoła go pokochać. Żył przeszłością, nie przyszłością.
2. ŚLIADAMI ALEKSANDRA WIELKIEGO
Alexander uciekł z domu wieczorem w dniu swoich piętnastych urodzin. Zabrał ze sobą tylko bochenek chleba i kawałek sera. Miał jeden przyzwoity strój: ubranie, w którym chodził do kościoła – wszystko inne było zbyt podarte i zniszczone, by je pakować. Chociaż chłopak nie mógł się poszczycić atletyczną budową ciała, to dzięki wysiłkowi, do którego zmuszał go ojciec, był znacznie mocniejszy niż przeciętny piętnastolatek, w związku z tym biegł przez całą noc, nie odczuwając potrzeby robienia przerw na złapanie oddechu. Zdarzało się, że od czasu do czasu z Kinross uciekał jakiś chłopiec, wszystkich jednak niezmiennie znajdowano trzy, cztery kilometry od domu; Alexander podejrzewał, że w głębi duszy wcale nie zależało im na ucieczce. On naprawdę nie chciał, żeby go złapano, dlatego gdy o świcie przystanął, żeby napić się wody ze źródełka, był już prawie trzydzieści kilometrów od rodzinnego miasta. Co mogło mu zaoferować Kinross, skoro nie miał szansy wyjechać na studia do Edynburga? Mógł do końca życia pracować w fabryce włókienniczej, ale to byłoby gorsze niż wyrok śmierci.