Выбрать главу

Alexandrowi tak dobrze było w ciepłej wodzie, że nie chciało mu się z niej wychodzić, siedział więc skulony z brodą na kolanach. W końcu opadły mu powieki.

Obudził go dotyk mocnej, szorstkiej dłoni na plecach.

– Tego jednego nie możesz zrobić sam dla siebie – powiedziała, ugniatając palcami jego ciało.

Rozłożyła pod jego mokrymi stopami wielki dywan z kawałków szmat, owinęła Alexandra ogromnym ręcznikiem i zaczęła energicznie go wycierać.

Wcześniej odczuwał zmęczenie, teraz jednak ożył, wszystkie jego zmysły się wyostrzyły. Odwrócił się, owinięty ręcznikiem, twarzą do Honorii i niezręcznie ją pocałował. Odpowiedziała żywiołowo, wywołując u niego reakcje, których dotychczas nie znał. Gdzieś zniknęła jej poprzecierana suknia, potem koszulka, reformy i robione na drutach pończochy. Po raz pierwszy w życiu Alexander Kinross miał w ramionach nagą kobietę. Zafascynowały go jej pełne piersi, więc ukrył między nimi twarz i musnął dłonią brodawki. Wszystko następowało po sobie w tak naturalny sposób, że nie potrzebował wcześniejszego doświadczenia, by wyczuć, czego pragnie Honoria i czego on sam potrzebuje. Wspólne szczytowanie było radosną ekstazą, całkowicie pozbawioną wstydu, który Alexander odczuwał, kiedy sam uwalniał się od napięcia seksualnego.

Gdzieś w środku nocy przenieśli się do jej łóżka. Alexander znów kochał się z tą cudowną, namiętną, piękną kobietą, która była tak samo spragniona miłości jak on.

– Zostań ze mną – błagała o świcie, kiedy zaczął się ubierać.

– Nie mogę – powiedział przez zaciśnięte zęby. – Nie tak wygląda moje przeznaczenie. Gdybym tu został, czułbym się jak Napoleon zesłany na Elbę.

Nie płakała ani nie protestowała, jedynie wstała, żeby zrobić mu śniadanie, on tymczasem poszedł osiodłać konia i wrzucić ładunek na grzbiet muła. Wtedy to po raz pierwszy i jedyny w trakcie wędrówki przez Amerykę złoto przez całą noc leżało zapomniane pod słomą w oborze.

– Przeznaczenie – powtórzyła zamyślona, nakładając mu na talerz jajka, bekon i kaszę. – To zabawne słowo. Słyszałam je wcześniej, ale nie spotkałam mężczyzny, który myślałby o nim tak jak ty. Jeśli możesz, powiedz mi, jak wygląda twoje przeznaczenie.

– Chcę zostać wielkim człowiekiem, Honorio. Muszę przy – trzeć nosa ograniczonemu, mściwemu prezbiteriańskiemu duchownemu, który próbował mnie zniszczyć, i pokazać mu, że człowiek może wyrosnąć ponad swój stan. – Zmarszczył czoło i wbił wzrok w jej zaróżowioną twarz, która lśniła po cudownej nocy. – Kup sobie, moja droga, cztery albo pięć dużych, brzydkich psów. Jesteś niezłomną kobietą, będą cię słuchać i zrobią wszystko, co im każesz. Naucz je skakać do gardła. Będą lepszą ochroną niż strzelba – wykorzystaj ją, żeby móc karmić je królikami, ptakami i wszystkim, co znajdziesz. Wtedy będziesz mogła mieszkać tu sama, póki nie znajdziesz sobie męża. A znajdziesz sobie, zobaczysz.

Kiedy odjeżdżał, stała na wysokiej werandzie i spoglądała za nim, póki nie zniknął z pola widzenia. Zastanawiał się, czy Honoria wie, jak bardzo go zmieniła. To, co do tej pory powodowało jedynie niewyraźny ból w głębi duszy, teraz zamieniło się w pełną świadomość. Honoria Brown otworzyła puszkę Pandory, jednak dzięki temu, że była taką, a nie inną kobietą, Alexander nigdy nie poszedł drogą, którą podąża wielu mężczyzn, gotowych zrezygnować z własnej dumy, byle mieć kobietę na każde zawołanie.

Przy rozstaniu najbardziej żałował, że nie mógł zrobić tego, na co miał ochotę: sprezentować jej małej sakiewki ze złotymi monetami, żeby miała jakieś zabezpieczenie na trudniejsze czasy. Gdyby jej to zaproponował, odrzuciłaby pieniądze i źle o nim pomyślała, a jeśliby je zostawił, a ona je później znalazła, jej wspomnienie o nim byłoby zbrukane. Jedyne, co mógł jej dać, to drewno na opał, wypielony ogród, naprawiony kołowrót przy studni, naostrzoną siekierę i swoją duszę.

Nigdy więcej jej nie zobaczę – pomyślał. Nigdy nie będę wiedział, czy zdopingowałem ją do działania, nigdy się nie dowiem, jak wygląda jej przeznaczenie.

Ku przerażeniu Alexandra okazało się, że Nowy Jork bardzo przypomina Glasgow i Liverpool. Tak jak tam mnóstwo ludzi gnieździło się w slumsach, jednak wśród biedoty panował całkiem inny, wręcz radosny nastrój, przekonanie, że nie zostaną na zawsze na ludzkim śmietnisku. Częściowo powodem tego była wielojęzyczność tłumów, które zjechały z całej Europy i zbijały się w większe grupy w zależności od narodowości. Chociaż ludzie ci żyli w okropnych warunkach, daleko im było do potwornej bezradności brytyjskich biedaków. Biedny Anglik czy Szkot nigdy nie marzył o wyrwaniu się, wzniesieniu się na szczyt, tymczasem w Nowym Jorku każdy był pewien, że w przyszłości będzie mu lepiej.

Alexander doszedł do takiego wniosku podczas krótkiej wędrówki przez miasto. Nie miał zamiaru rozstawać się ze swoim koniem i mułem, póki nie wejdzie na trap statku do Londynu. Przedstawiciele wyższych sfer tłoczyli się na szerokich ulicach części handlowej i uśmiechali na jego widok, uważając go za prostaka z zapadłej prowincji w ubraniu z koźlej skóry, na wyczerpanym koniu i z cierpliwie wędrującym mułem.

W końcu Alexander dopłynął do Londynu, następnego sławnego miasta, którego nigdy dotąd nie widział.

– Threadneedle Street – powiedział do dorożkarza, zabierając ze sobą do wnętrza powozu skrzynkę z narzędziami.

Ubrany w koźlą skórę i kapelusz z szerokim rondem, wniósł skrzynię do Banku Anglii, rzucił ją na podłogę i rozejrzał się dookoła.

Pracownicy banku nie odważyliby się na nieuprzejmość czy jakąkolwiek pogardę w stosunku do kogokolwiek, kto wszedł do ich świątyni, w związku z tym przed Alexandrem pojawił się uśmiechnięty grubasek.

– Jest pan Amerykaninem, sir?

– Nie, Szkotem, który szuka banku.

– Rozumiem.

Wyczuwając pieniądze, grubasek nie popełnił błędu i nie skierował dziwnie wyglądającego mężczyzny do jakiegoś podrzędnego kasjera. Przypuszczał, że Alexander gotów jest zaczekać, aż dyrektor znajdzie wolną chwilę, żeby się nim zając.

Chwilę później pojawiła się Ważna Osobistość.

– Czym mogę służyć, sir?

– Nazywam się Alexander Kinross i chcę złożyć w waszym banku swoje oszczędności – powiedział Alexander, czubkiem buta trącając swoją skrzynkę. – Mam w niej dwadzieścia kilogramów złota.

Dwaj woźni podnieśli skrzynię i wstawili ją do biura pana Waltera Maudlinga.

– Naprawdę, panie Kinross, osobiście dźwigał pan dwadzieścia kilogramów złota z Kalifornii do Londynu? – spytał pan Maudling z zaokrąglonymi oczami.

– Niosłem ponad trzydzieści kilogramów. Na złocie leżą moje narzędzia.

– Dlaczego nie zdecydował się pan na bank w San Francisco albo w Nowym Jorku?

– Ponieważ ufam tylko Bankowi Anglii. Dochodzę do wniosku – powiedział Alexander, podświadomie używając sformułowań stosowanych w kraju, który właśnie opuścił – że gdyby Bank Anglii zbankrutował, ziemia przestałaby się kręcić. Nie należę do ludzi, którzy darzą banki zbyt wielkim szacunkiem.

– Bank Anglii czuje się zaszczycony, sir.

Gdy młotki, klucze, pilniki i inne, bardziej tajemnicze narzędzia zostały porozrzucane po całej podłodze, Alexander uniósł fałszywe dno i ukazał lśniącą zawartość skrytki: jedenaście sztabek złota.

– Oddzielono mi je w Colomie z amalgamatu – wyjaśnił beztrosko. Ustawił sztabki na biurku, a potem zaniknął dno skrzyni i ułożył narzędzia. – Mogę je u pana przechować?

Pan Maudling zamrugał powiekami.

– Mam je przechować? W sztabkach? Nie chce pan zamienić ich na gotówkę i coś na tym zarobić?

– Nie, ponieważ gdy złoto jest w takim stanie, przynajmniej od razu wiadomo, że to złoto. Nie mam zamiaru wymieniać go na cyferki zapisane w księdze rachunkowej, panie Maudling, niezależnie od tego, ile byłoby po nich zer. Nie chcę jednak dźwigać ich ze sobą. Przetrzyma mi je pan?